piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział VIII Rodzina się powiększa

Kilka minut po jedenastej dotarli pod adres który podała im Maia. Budynek był dwupiętrowy. Na szyldzie wisiał napis „Księgarnia”. Spodziewali się tego, gdyż to samo pisało na wizytówce, którą dostali. Od innych posesji odgradzał go niewysoki płotek.
Drzwi prywatne do mieszkalnej części domu znajdowały się z boku.
Przeszli kilka metrów wąską uliczką, potem weszli po niedługich schodach i znaleźli się przed wejściem. Jace nacisnął dzwonek i parę sekund późnej usłyszeli odgłos otwieranego zamka.
-Cześć. Cieszę się że przyszliście – przywitała ich Maia. - Nic nie mówiłam rodzicom. Ciekawe jak zareagują.


Weszli za likantropką do mieszkania. Przeszli długim korytarzem i skręcili w ostatnie drzwi po lewej. Znaleźli się w obszernej kuchni połączonej z salonem. Na przeciw nich było okno, po prawej stronie meblościanka a na środku wyspa kuchenna. Kolorami dominującymi były ciemny brąz i srebro. Granicę między tym pomieszczeniem a salonem stanowił duży, drewniany stół. Siedzący przy nim mężczyzna, jakby wyczuł ich obecność i podniósł wzrok znad czytanej gazety. Jego czarne, gęste włosy były w nieładzie. Intensywnie zielone oczy przyglądały im się zza grubych szkieł okularów.
-Tato, pewnie zastanawiasz się po co zaprosiłam do domu Nocnych Łowców. - zaczęła Maia. - Ta dziewczyna nazywa się Clary Fray.
Zdziwienie malujące się na jego twarzy wzrosło.
-Clarissa? Aleś ty wyrosła. Wyglądasz zupełnie jak Jocelyn w twoim wieku – powiedział wstając od stołu i podchodząc do nich.
-Więc znał pan moja matkę? - zapytała Clary.
-Oczywiście. Jestem Luke Fray. Jocelyn to moja siostra – powiedział wilkołak uśmiechając się.
-Serio? - zdziwiła się Clary. - Więc jest pan … znaczy jesteś moim wujkiem?
-Tak. A Maia jest twoją kuzynką.
Cała trójka nastolatków gapiła się na niego z rozdziawionymi ustami.
-Co? Czemu mi nigdy nic nie powiedzieliście? -zapytała Maia a jej szok przerodził się w złość.
-To długa historia. Usiądźcie – zaproponował pokazując salon. - Kawy, herbaty, soku?
-Może masz szarlotkę? -zapytał z nadzieją Jace. - Ugh, zostałem dziś rano brutalnie obudzony słowem szarlotka i zwariuję jeśli nie zjem tego ciasta. A wierzcie mi nie chcielibyście mnie takiego oglądać. Co ja wygaduję, wszyscy zawsze chcą mnie oglądać.


Pięć minut później siedzieli we czwórkę na kanapie. Jace był zawiedziony, ponieważ nie dostał szarlotki. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał naburmuszoną minę. Cóż, ciasto jabłkowe raczej nie jest podstawowym składnikiem diety wilkołaka.
Luke zaczął opowiadać.
-Zanim Clary się urodziła Jocelyn uciekła z Idrisu, przed swoim mężem. Żeby cię chronić, wróciła do panieńskiego nazwiska i odcięła się od wszystkiego co łączyło ją z twoim ojcem. Zaczęła nowe życie. Nie chciała mówić Clary, że są Nocnym Łowczyniami, nie chciała by jej córka poznała świat Podziemnych. Wolała wychować ją jak Przyziemną. Najpierw trochę jeździła po świecie, ale potem zamieszkała na stałe w Nowym Jorku, zaczęła pracę jako malarka. Chciała odciąć się również od swojej rodziny, ode mnie. Prosiła mnie żebym nie przychodził i zapomniał o was. Nie mogłem, nie chciałem tego robić. Uparłem się i odwiedzałem ją kilka razy do roku. Widziałem Clary po raz ostatni kiedy kończyła dwa latka. Zbliżała się wtedy pełnia i byłem bliski przemiany. Chodziłem rozzłoszczony, wręcz wściekły i agresywny. Tydzień później Jocelyn spotkała się ze mną, była na mnie zła. Kazała mi się nie zbliżać do siebie i do swojej córki. Wtedy jej argumenty do mnie przemówiły i uszanowałem jej decyzję. Od tamtego czasu utrzymywaliśmy tylko kontakt telefoniczny i listowny.
-Dlaczego moja matka uciekała przed moim ojcem?– zapytała Clary.
-Cóż, zmienił się. Stał się zaborczy, pragnął władzy. Robił różne, podejrzane eksperymenty. Jocelyn stwierdziła, że to było chore, zaczęła się go bać i w końcu uciekła.
-Nie rozumiem, czemu nie chciała żebyśmy się widywali. Przecież nad sobą panujecie – zastanawiała się na głos Clarissa.
-Nie chciała żebyś miała cokolwiek wspólnego z Podziemnymi – wyjaśnił Luke. - Jak widać nie udało jej się. Jesteś Nocną Łowczynią, co się stało?


-Nie wiem do końca. Jak miałam dwanaście lat powiedziała mi że musimy się przeprowadzić. Był grudzień, a gdy wróciłam od koleżanki ona czekała przed domem z niewielkim plecakiem. Powiedział, że opuszczamy tamten dom i żebym tam już więcej nie wracała. Nic mi nie wytłumaczyła a ja wolałam nie pytać bo wyczułam, że się martwi. Zabrała mnie do Instytutu i teraz tam jest mój dom – wytłumaczyła Clary.
-Jak to się stało, że Jocelyn jest Nocną Łowczynią a ty jesteś likantropem? - zapytał Jace z nieskrywaną ciekawością.
-Kiedyś byłem Nocnym Łowcą, jak cała moja rodzina, ale zostałem ugryziony i zmieniłem się – odparł Luke.
-Kim był mój ojciec? Jak się nazywał? - zapytała rudowłosa.
-Przykro mi, Clary. Przyrzekłem Jocelyn, że ci o nim nie opowiem. Musisz zapytać swoją matkę.
-Ostatni dzieją się nieco dziwne rzeczy – zaczął Jace. - Nie żeby nasze życie samo w sobie nie było dziwne. Podziemni na nas napadają. Ktoś szuka Clary, poluje na nią. Podał Podziemnym informacje o niej i prawdopodobnie wyznaczył za nią nagrodę.
Luke ze świstem wciągnął powietrze i zacisnął dłonie w pięści.
-Macie jakieś przypuszczenia kto? - zapytał.
-Nie – odparł Jace kręcąc głową.
-Myślisz, że to może być mój ojciec? - zapytała Clary.
-Z pewnością byłby do tego zdolny – odpowiedział mężczyzna po chwili wahania. - Popytam o to w sforze. Dam wam znać gdy się czegoś dowiem – obiecał i spojrzał na zegarek. - Bardzo mi przykro, ale muszę wracać do pracy. Kończy mi się przerwa. Gdyby coś się stało wiecie gdzie mnie szukać. Musimy się jeszcze kiedyś spotkać.
-Miło było cię poznać wujku – powiedziała z uśmiechem Clary.




Dziś przybywam do was z rozdziałem ósmym i oficjalnie wszem i wobec ogłaszam go najgorszym jak do tej pory postem. Jest beznadziejny i nie wiem po co w ogóle go dodaje, zamiast napisać coś lepszego.
Rozwiązuję się kilka małych zagadek, ale też pojawiają się kolejne pytania.

Mamy sierpień,  wakacje. Więc rzeczy takie jak moja kreatywność, wena twórcza, pomysłowość i zdolność do jasnego, twórczego myślenia po prostu opuściły mnie i pojechały sobie na wakacje. Do tego cierpię na KBWN, czyli Kompletny Brak Weny Twórczej. 
Roz. IX jest już prawie cały napisany, ale nie mogę go skończyć. Jakby ktoś miał jakieś pomysły i sugestie to z chęcią przeczytam ;)

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.

Pozdrawiam i miłego sierpnia życzę, Ańćć.

8 komentarzy:

  1. Świetny blog! Znalazłam go niedawno i bardzo mi się spodobał. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przed wczoraj założyłam swojego bloga i wierz mi odkryłam to co ty .Totalny brak weny .Beznadzieja.Ale ty mimo wszystko piszesz ciekawie.I z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ;)

    Zapraszam :
    http://nephilim-morgenstern.blogspot.com

    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak najszybciej next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, jak zawsze. Coraz bardziej wciąga <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech.. teraz to już się na maxa boje, że Jace i Clary to cioteczne rodzeństwo i że nie będą mogli ze sobą być :(

    OdpowiedzUsuń

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To bardzo wiele dla mnie znaczy, sprawia, że się uśmiecham i motywuje.
Z góry DZIĘKUJĘ <33