Kilka minut po jedenastej
dotarli pod adres który podała im Maia. Budynek był dwupiętrowy.
Na szyldzie wisiał napis „Księgarnia”. Spodziewali się tego,
gdyż to samo pisało na wizytówce, którą dostali. Od innych
posesji odgradzał go niewysoki płotek.
Drzwi prywatne do mieszkalnej
części domu znajdowały się z boku.
Przeszli kilka metrów wąską
uliczką, potem weszli po niedługich schodach i znaleźli się przed
wejściem. Jace nacisnął dzwonek i parę sekund późnej usłyszeli
odgłos otwieranego zamka.
-Cześć. Cieszę się że
przyszliście – przywitała ich Maia. - Nic nie mówiłam rodzicom.
Ciekawe jak zareagują.
Weszli za likantropką do
mieszkania. Przeszli długim korytarzem i skręcili w ostatnie drzwi
po lewej. Znaleźli się w obszernej kuchni połączonej z salonem.
Na przeciw nich było okno, po prawej stronie meblościanka a na
środku wyspa kuchenna. Kolorami dominującymi były ciemny brąz i
srebro. Granicę między tym pomieszczeniem a salonem stanowił duży,
drewniany stół. Siedzący przy nim mężczyzna, jakby wyczuł ich
obecność i podniósł wzrok znad czytanej gazety. Jego czarne,
gęste włosy były w nieładzie. Intensywnie zielone oczy
przyglądały im się zza grubych szkieł okularów.
-Tato, pewnie zastanawiasz się
po co zaprosiłam do domu Nocnych Łowców. - zaczęła Maia. - Ta
dziewczyna nazywa się Clary Fray.
Zdziwienie malujące się na
jego twarzy wzrosło.
-Clarissa? Aleś ty wyrosła.
Wyglądasz zupełnie jak Jocelyn w twoim wieku – powiedział
wstając od stołu i podchodząc do nich.
-Więc znał pan moja matkę?
- zapytała Clary.
-Oczywiście. Jestem Luke
Fray. Jocelyn to moja siostra – powiedział wilkołak uśmiechając
się.
-Serio? - zdziwiła się
Clary. - Więc jest pan … znaczy jesteś moim wujkiem?
-Tak. A Maia jest twoją
kuzynką.
Cała trójka nastolatków
gapiła się na niego z rozdziawionymi ustami.
-Co? Czemu mi nigdy nic nie
powiedzieliście? -zapytała Maia a jej szok przerodził się w
złość.
-To długa historia. Usiądźcie
– zaproponował pokazując salon. - Kawy, herbaty, soku?
-Może masz szarlotkę?
-zapytał z nadzieją Jace. - Ugh, zostałem dziś rano brutalnie
obudzony słowem szarlotka i zwariuję jeśli nie zjem tego ciasta. A
wierzcie mi nie chcielibyście mnie takiego oglądać. Co ja
wygaduję, wszyscy zawsze chcą mnie oglądać.
Pięć minut później
siedzieli we czwórkę na kanapie. Jace był zawiedziony, ponieważ
nie dostał szarlotki. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał
naburmuszoną minę. Cóż, ciasto jabłkowe raczej nie jest
podstawowym składnikiem diety wilkołaka.
Luke zaczął opowiadać.
-Zanim Clary się urodziła
Jocelyn uciekła z Idrisu, przed swoim mężem. Żeby cię chronić,
wróciła do panieńskiego nazwiska i odcięła się od wszystkiego
co łączyło ją z twoim ojcem. Zaczęła nowe życie. Nie chciała
mówić Clary, że są Nocnym Łowczyniami, nie chciała by jej córka
poznała świat Podziemnych. Wolała wychować ją jak Przyziemną.
Najpierw trochę jeździła po świecie, ale potem zamieszkała na
stałe w Nowym Jorku, zaczęła pracę jako malarka. Chciała odciąć
się również od swojej rodziny, ode mnie. Prosiła mnie żebym nie
przychodził i zapomniał o was. Nie mogłem, nie chciałem tego
robić. Uparłem się i odwiedzałem ją kilka razy do roku.
Widziałem Clary po raz ostatni kiedy kończyła dwa latka. Zbliżała
się wtedy pełnia i byłem bliski przemiany. Chodziłem
rozzłoszczony, wręcz wściekły i agresywny. Tydzień później
Jocelyn spotkała się ze mną, była na mnie zła. Kazała mi się
nie zbliżać do siebie i do swojej córki. Wtedy jej argumenty do
mnie przemówiły i uszanowałem jej decyzję. Od tamtego czasu
utrzymywaliśmy tylko kontakt telefoniczny i listowny.
-Dlaczego moja matka uciekała
przed moim ojcem?– zapytała Clary.
-Cóż, zmienił się. Stał
się zaborczy, pragnął władzy. Robił różne, podejrzane
eksperymenty. Jocelyn stwierdziła, że to było chore, zaczęła się
go bać i w końcu uciekła.
-Nie rozumiem, czemu nie
chciała żebyśmy się widywali. Przecież nad sobą panujecie –
zastanawiała się na głos Clarissa.
-Nie chciała żebyś miała
cokolwiek wspólnego z Podziemnymi – wyjaśnił Luke. - Jak widać
nie udało jej się. Jesteś Nocną Łowczynią, co się stało?
-Nie wiem do końca. Jak
miałam dwanaście lat powiedziała mi że musimy się przeprowadzić.
Był grudzień, a gdy wróciłam od koleżanki ona czekała przed
domem z niewielkim plecakiem. Powiedział, że opuszczamy tamten dom
i żebym tam już więcej nie wracała. Nic mi nie wytłumaczyła a
ja wolałam nie pytać bo wyczułam, że się martwi. Zabrała mnie
do Instytutu i teraz tam jest mój dom – wytłumaczyła Clary.
-Jak to się stało, że
Jocelyn jest Nocną Łowczynią a ty jesteś likantropem? - zapytał
Jace z nieskrywaną ciekawością.
-Kiedyś byłem Nocnym Łowcą,
jak cała moja rodzina, ale zostałem ugryziony i zmieniłem się –
odparł Luke.
-Kim był mój ojciec? Jak się
nazywał? - zapytała rudowłosa.
-Przykro mi, Clary.
Przyrzekłem Jocelyn, że ci o nim nie opowiem. Musisz zapytać swoją
matkę.
-Ostatni dzieją się nieco
dziwne rzeczy – zaczął Jace. - Nie żeby nasze życie samo w
sobie nie było dziwne. Podziemni na nas napadają. Ktoś szuka
Clary, poluje na nią. Podał Podziemnym informacje o niej i
prawdopodobnie wyznaczył za nią nagrodę.
Luke ze świstem wciągnął
powietrze i zacisnął dłonie w pięści.
-Macie jakieś przypuszczenia
kto? - zapytał.
-Nie – odparł Jace kręcąc
głową.
-Myślisz, że to może być
mój ojciec? - zapytała Clary.
-Z pewnością byłby do tego
zdolny – odpowiedział mężczyzna po chwili wahania. - Popytam o
to w sforze. Dam wam znać gdy się czegoś dowiem – obiecał i
spojrzał na zegarek. - Bardzo mi przykro, ale muszę wracać do
pracy. Kończy mi się przerwa. Gdyby coś się stało wiecie gdzie
mnie szukać. Musimy się jeszcze kiedyś spotkać.
-Miło było cię poznać wujku – powiedziała z uśmiechem Clary.
-Miło było cię poznać wujku – powiedziała z uśmiechem Clary.
Dziś przybywam do was z rozdziałem ósmym i oficjalnie wszem i wobec ogłaszam go najgorszym jak do tej pory postem. Jest beznadziejny i nie wiem po co w ogóle go dodaje, zamiast napisać coś lepszego.
Rozwiązuję się kilka małych zagadek, ale też pojawiają się kolejne pytania.
Mamy sierpień, wakacje. Więc rzeczy takie jak moja kreatywność, wena twórcza, pomysłowość i zdolność do jasnego, twórczego myślenia po prostu opuściły mnie i pojechały sobie na wakacje. Do tego cierpię na KBWN, czyli Kompletny Brak Weny Twórczej.
Roz. IX jest już prawie cały napisany, ale nie mogę go skończyć. Jakby ktoś miał jakieś pomysły i sugestie to z chęcią przeczytam ;)
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam i miłego sierpnia życzę, Ańćć.
Świetny blog! Znalazłam go niedawno i bardzo mi się spodobał. :)
OdpowiedzUsuńPrzed wczoraj założyłam swojego bloga i wierz mi odkryłam to co ty .Totalny brak weny .Beznadzieja.Ale ty mimo wszystko piszesz ciekawie.I z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam :
http://nephilim-morgenstern.blogspot.com
Życzę weny ;)
Świetny jak najszybciej next ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny, jak zawsze. Coraz bardziej wciąga <3
OdpowiedzUsuńCudny <3
OdpowiedzUsuńŚWIETNIE :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEch.. teraz to już się na maxa boje, że Jace i Clary to cioteczne rodzeństwo i że nie będą mogli ze sobą być :(
OdpowiedzUsuń