Bardzo wam wszystkim dziękuję za każdy komentarz i za ponad 3.350 wyświetleń.
Wielkie, wielkie DZIĘKI !!
♥♥♥
ɤɤɤɤɤɤ
Kończyła właśnie jeść
śniadanie, które przygotował dla niej Jace. Odłożyła miseczkę po płatkach kukurydzianych na szafkę przy łóżku i już miała
znów położyć się plecami na łóżku gdy zadzwonił jej telefon.
Leżał ok. 20 centymetrów od jej dłoni, więc sięgnęła po
niego. Jednak uprzedziła ją szczupła ręka pokryta bliznami i
runami.
Jace odebrał połączenie bez
pytania chociaż pewnie zrobiłby to nawet gdyby mu zabroniła.
-Nie, to nie Clary. Tu Jace –
powiedział i wysłuchał pytania. - Nie, nie mogę ci jej podać...
Clary jest aktualnie chora i nie może się z tobą spotkać – znów
zamilkł wsłuchując się w głos swojego rozmówcy. - Nie, nie
możesz jej odwiedzić. To choroba zakaźna. Czemu ja nie jestem
chory? Bo ja... no... byłem szczepiony.
Przez całą rozmowę Fray
usiłowała wyrwać telefon z ręki przyjaciela. Dźgnęła Jace'a
między żebrami i w końcu udało jej się odzyskać swoją
własność. Zanim przyłożyła urządzenie do ucha zerknęła na
wyświetlacz.
-Cześć Simon. To ja Clary –
przywitała się. - Tak, naprawdę jestem chora i proszę cię nie
przychodź. Co!? Nie w żadnym razie! Po prostu nie chcę żebyś się
też rozchorował. Całuję, Pa.
Rozłączyła się i spojrzała
na Waylanda ze złością w oczach. Już miała na niego nawrzeszczeć
gdy drzwi do sali szpitalnej otworzyły się. Max widząc, że
rudowłosa jest już przytomna wszedł szybkim krokiem do
pomieszczenia.
-Clary! Nareszcie się
obudziłaś ! - krzyknął wesoło z szerokim uśmiechem.
Wyobraźcie sobie, że to Max. |
Przytulił ją mocno czego się
zupełnie nie spodziewała. Mimo zaskoczenia odwzajemniła gest a na
jej usta wstąpił lekki uśmiech.
-Dobra, młody przejmujesz
wartę. Ja będę leciał – powiedział Jace gdy się od siebie
oderwali i wyszedł nie czekając na odpowiedź.
-Wartowaliście nade mną? -
zapytała zdziwiona Clary.
-Nie, Jace cały czasu tu przy
tobie siedział, leżał, stał czy co tam jeszcze – zaczął
dwunastolatek plątając się. - No wiesz o co chodzi. Po prostu tu z
tobą był.
-W takim razie muszę uważać.
Jace rzadko robi coś bezinteresownie – odparła półżartem.
-Powiedz jak się czujesz? -
zadał pytanie najmłodszy Lightwood siadając na brzegu jej łóżka.
-A jak wyglądam?
-Szczerze, to nie najlepiej.
-I tak się czuję.
Clary nie wiedziała ile
dokładnie czasu minęło jej na rozmowie z chłopcem. Zawsze
świetnie się dogadywali. Max z zaangażowaniem opowiadał jej o
książce, którą ostatnio przeczytał. Był Eksperyment
Anioł to pierwszy tom Maximum Ride. Było w nim
tyle pasji i życia, że nie mogła się nie uśmiechnąć.
Niestety, około południa
musiał iść na lekcję teorii z Alekiem. Odprowadziła go wzrokiem
do drzwi, uświadamiając sobie jak bardzo poprawił jej humor. Zanim
wyszedł odwrócił się i posłał jej szeroki uśmiech, pokazujący
urocze dołeczki w policzkach.
Wyglądał wtedy jak mniejsza
i młodsza kopia Simona. To było bardzo miłe ze strony Simi'ego, że
zadzwonił i że tak bardzo przeją się stanem Clary. Jednak od
kolacji w jego domu widzieli się zaledwie raz. Fray wiedziała, że
jej chłopak przygotowuje się do ważnego koncertu swojego zespołu.
Oczywiście została zaproszona, ale nie mogła przyjść z powodu
późnej pory a teraz jeszcze swojego stanu zdrowia.
Clary nie chciała przyznać
się przed samą sobą, próbowała zdusić w sobie dziwne uczucie,
które towarzyszyło jej od kilku dni tłumacząc, że to tylko
chwilowy kryzys. Miała wrażenie jakby ona i Simon bardzo się od
siebie oddalili, jakby wzajemna fascynacja osłabła. Czuła się jak
przyjaciółka Simona, nie jak jego dziewczyna.
A propos przyjaciół. Jace,
którego zawsze uważała za nieczułego i egoistycznego pokazał
swoim zaufaniem, że potrafi pomagać innych, być miłym. I o Matko
Jedyna, on się tak szczerze uśmiechał, bez cienia ironii. Rzadko
bywał bezinteresowny, więc to mogło być trochę podejrzane, ale
zawsze był szczery. Widziała po nim, że bardzo się martwił. Poza
tym niósł ją do Instytutu przez kilka przecznic a potem się nią
opiekował i czuwał. Uśmiechnęła się do siebie, bo myśląc o
tym poczuła przyjemne ciepło w piersi i coś jakby wzruszenie.
Jace gdy zobaczył Maxa w
stroju treningowym przemykającego przez kuchnię chciał od razu
wrócić do Clary. Zatrzymała go jednak Isabelle prosząc o pomoc
przy obiedzie. Wolał zostać i jej pomóc niż później chodzić
głodnym lub co gorsza zatruć się. Nie oszukujmy się Izzy była
fatalną kucharką. Okropną, pozbawioną talentu i wyobraźni
kucharką. Zajrzał do dużego garnka i z przerażeniem stwierdził,
że zadanie nie będzie proste.
Było parę minut po godzinie
13 kiedy Jace i panienka Lightwood doszli do sali szpitalnej z
obiadem dla Clary i dla siebie.
Rude loki zakrywał w
nieładzie całą poduszę a powieki dziewczyny były zamknięte.
- Nie no. Dopiero co się
obudziła a już śpi – powiedział Jace kładąc na szafce tackę
z ich talerzami.
-A co stęskniłeś się? -
spytała Izzy i z kpiną uniosła brwi.
-Tak, stęskniłem się za
dokuczaniem jej – odparł patrząc na nią. - Clary jako jedyna
potrafi mi dogryźć. To nudne ciągle tak wszystkim dokuczać bez
wzajemności.
-Ach, doprawdy.
-Czy ty coś sugerujesz? -
zapytał, bo ton jej głosu wydał mu się wyzywający.
Nie zdążył otrzymać
odpowiedzi, bo ruda głowa poruszyła się i spojrzały na nich
intensywnie malachitowe oczy.
-Obiadek? - powiedział Jace
przesłodzonym tonem pokazując na miski i uśmiechając się
rozbrajająco.
-O z chęcią. Mój przyjaciel
tasiemiec imieniem Jacuś [Czy to imię wam czegoś czasem nie
przypomina ^.^ - przyp. autora] domaga się jedzenia, ja zresztą też
– odpowiedziała żartując i zaczęła jeść.
Następnego dnia po południu
przyszedł Hodge i zbadał Clarissę. Zadał jej kilka pytań typu:
„Jak się czujesz?” i „Gdzie cię boli?”. Po czym stwierdził,
że wszystko jest w porządku i może opuścić salę szpitalną. Z
ulgą i nieskrywaną radością zabrała swoje rzeczy i wróciła do
swojego pokoju.
Clary rozejrzała się.
Dostrzegła wokół siebie zielone łąki i las. Słońce właśnie
zachodziło za horyzont, kolorując niebo. Czerwony kosmyk włosów
opadł jej na twarz. Chciała go odgarnąć, ale mimo chęci jej ręce
nie poruszyły się ani o centymetr. Ze zdziwieniem zdała sobie
sprawę, że jej nadgarstki są skrępowane za jej plecami grubym
sznurem. Spróbowała poruszyć innymi częściami ciała, niestety
jej talia i kostki również były związane. Wyczuła pod palcami
lekko chropowatą i zaokrągloną powierzchnię. Drewno. Konkretniej
drewniany pal. Była przywiązana do drewnianego pala na środku
jakiegoś pustkowia. W jej myśli wtargnął się strach, jej ciało
zniewolił szok a w żyłach popłynęła adrenalina.
Zaczęła się szarpać i
próbować oswobodzić gdy nagle zdała sobie sprawę, że nie jest
sama. Niestety nie jest sama.
-Spokój! - ostry męski
głos przeciął ciszę.
Twarzą do nie w półokręgu
stało jedenaście postaci w czarnych pelerynach do samej ziemi i
obszernych kapturach zakrywających cała twarz. Dwunasta postać
stała pośrodku i było jasne, że rządziła tym wszystkim. W ręce
trzymał albo trzymała palącą się pochodnię. Kaptur nie zakrywał
dolnej części twarzy numeru dwunastego. Złowrogi uśmiech na
ustach nie zwiastował niczego dobrego.
-A teraz zapłacisz nam za
wszystko – powiedział, (bo w tym momencie stało się jasne, ze
jest mężczyzną) a ton a jego głosu był równie złowieszczy jak
uśmiech.
Gdy zaczął się zbliżać
z długą pochodnią w ręku Clary ogarnęło czyste przerażenie.
Zatrzymał się około dwa
metry od niej i w tym momencie zdała sobie sprawę, że patrzy na
nich wszystkich z góry. Była raczej niewysoką osobą a te
wszystkie zakapturzone postacie było od niej niższe. Spojrzała na
ziemię pod sobą. Spodziewała się zobaczyć jakiś podest, w
ostateczności długaśne nogi i trawę. Zamiast tego zobaczyła
wysoką na co najmniej 1.80 metra górę suchych gałęzi i innych
kawałków drewna.
Gdy skojarzyła wszystkie
fakty: pal, pochodnia, stos, mściwe i tajemnicze postacie, sytuacja
w jakiej się znalazła była dla niej jasna. I nie poczuła w
związku z tym ani grama ulgi, wręcz przeciwnie, poczuła panikę.
-W imieniu swoim i moich
współbraci wymierzam ci karę śmieci w postaci spalenia na stosie
– powiedział poważnie mężczyzna z pochodnią.
Cała reszta zaczęła
szeptać po łacinie tonem przyprawiającym o ciarki, a Clary
rozumiała każde słowa, w końcu uczyła się tego języka. Hodge
byłby dumny z jej znajomości łaciny.
„Za każda twoją winę
zostanie ci po trzykroć odpłacone.
Wszystkie twoje morderstwa
właśnie doczekały się pomsty.
Teraz spłoniesz, bo nasi
bracia spłonęli z twojej winy.
Teraz zginiesz, jak nasi
bracia ginęli z twojej ręki.
Będziesz cierpieć, jak
oni cierpieli.
Pomsta się dokona.
Równowaga świata zostanie
przywrócona.”
Mówili dalej albo
powtarzali to samo w kółko, ale Clary ich już nie słuchała.
Rozejrzała się w poszukiwaniu pomocy. Ku swojemu jeszcze większemu
przerażeniu dostrzegła kolejne stosy i pale identyczne jak jej
własny. Uroczo brzmi: Jej własny stos i to jeszcze z podgrzewaniem.
W oddali zobaczyła Jace'a i całe rodzeństwo Lightwood. Klęczeli w
błocie a ich ręce również były skrepowane, ubrania podarte z
twarze wykrzywione strachem.
Clarissa chciała krzyczeć,
ale głos uwiązł jej w gardle.
Facet z pochodnią przyłożył ją do stosu pod nogami dziewczyny. Suche drewno zajęło
się z ułamku sekundy. Płonienie były coraz bliżej i bliżej i
bliżej.
Z osłupieniu i szoku
wpatrywała się w języki ognia trawiące gałęzie i nieubłaganie
zbliżające się do jej bosych stóp. Zrobiło się coraz gorącej i
kilka kropelek potu wstąpiło na czoło Clary.
Usłyszała swoje imię
wykrzyknięte dwa razy. Oba głosy doskonale znała. Pierwszy należał
do Jace'a i byłe pełen bólu. Drugi, dziecięcy głos Maxa wyrażał
przerażenie ale też i nadzieję. Dwunastolatek jakimś cudem wyrwał
się i zaczął biec w jej stronę. Nie pokonał nawet dziesięciu
metrów a został powalony na ziemię i uderzony z wielką siłą.
Serce Clary pękło na pół
a z oczu pociekły łzy.
Sekundę później poczuła
jednak języki ognia smyrające je stopy. Potem poczuła ból.
Potworny ból. Miała wrażenie, że rozdziera on jej skórę z dużą
siłą na drobniuteńkie kawałeczki. Ogień powoli minął jej
kolana a ból stał się jeszcze silniejszy choć nie sądziła żeby
to było możliwe. Cierpienie było nie porównywalne z wszystkim co
czuła do tej pory.
Krzyczała, ale nie miało
to zbyt dużego znaczenia. Każda komórka jej ciała była poddawana
tej okropnie bolesnej torturze i wołała o litość mimo że usta
nie wydawały żadnych konkretnych dźwięków.
Poczuła się jakby miała
zaraz eksplodować, co zresztą przyjęłaby z radością, bo
oznaczałoby to koniec cierpienia.
Ból, pieczenie, swąd
skóry, wrażenie jakby się było jej pozbawianym...
Clary siedziała na swoim
łóżku prosta jak struna z oczami szeroko otwartymi z przerażenia.
Jej oddech był urwany, płytki i szybki. Jej serce biło w
szaleńczym tempie. Wokół panowały matowe
ciemności jednak przed jej oczami wciąż pojawiały się obrazy
sprzed kilku minut. Z trudem podniosła się z łóżka i potruchtała
do najbliższego zamieszkanego pokoju. Pokoju Jace'a.
ɤɤɤɤɤɤ
Przepraszam was wszystkich bardzo, że musieliście tak długo czekać. Trudno mi było napisać ten rozdział, ponieważ w gruncie rzeczy połowa została już raz napisana a moja pamięć raz po raz odmawiała współpracy i jeszcze chciałam by moment snu Clary był jak najbardziej emocjonalny. Dajcie znać czy mi się udało. Poza tym ten rozdział tak trochę o niczym, ale mam nadzieję, że nie jest tak źle.
Zaczęła współpracę z Stellą Dominguez i razem będziemy prowadzić bloga i publikować swoje One Party.
Tak więc serdecznie zapraszam na naszego bloga
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam i czekam na szczere opinie, Ańćć.
Tak! oczywiście , że się udał !
OdpowiedzUsuńBardzo się ucieszyłam jak napisałaś :) Tylko szkoda , że w takim momencie ,,,,:(
Życzę weny i czekam na kolejny :P
W tym momencie?! Wiesz jaką jest kara za przerywanie w takim momencie? Nie martw się ją też nie wiem. Rodzial był świetny! Ten sen wyszedł ci świetnie jeśli chodzi o odczucia. Proszę jak najszybciej next :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ( jak każdy inny zresztą). Pisz następne bo ja nie wytrzymam. 3 razy dziennie sprawdzam czy coś sie nie pojawiło. Weny <3
OdpowiedzUsuńEj no, w takim momencie? Poszła do Jace' a <3
OdpowiedzUsuńAle ten sen... jestem ciekawa co oznacza. Czytało się tak jak książkę <3
Świetne!!!
OdpowiedzUsuńNajlepsze jak Jace zabrał Clary telefon i porozmawiał sobie z Simonem ;D
Myślałam, ze chcesz skończyć bloga i ich wszystkich pozabijać, ale jednak nie!
Czekam na next ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMusiałaś przerwać w TAKIM momencie? To okrutne... :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zwykle. Czekam z niecierpliwością na następny!
Mam pytanie. Czytałaś Diabelskie Maszyny? Jeśli tak to w jakim teamie - Will czy Jem - jesteś? :)