wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział XIII Koszmar

Bardzo wam wszystkim dziękuję za każdy komentarz i za ponad 3.350 wyświetleń.
Wielkie, wielkie DZIĘKI !!
♥♥♥

ɤɤɤɤɤɤ


Kończyła właśnie jeść śniadanie, które przygotował dla niej Jace. Odłożyła miseczkę po płatkach kukurydzianych na szafkę przy łóżku i już miała znów położyć się plecami na łóżku gdy zadzwonił jej telefon. Leżał ok. 20 centymetrów od jej dłoni, więc sięgnęła po niego. Jednak uprzedziła ją szczupła ręka pokryta bliznami i runami.
Jace odebrał połączenie bez pytania chociaż pewnie zrobiłby to nawet gdyby mu zabroniła.
-Nie, to nie Clary. Tu Jace – powiedział i wysłuchał pytania. - Nie, nie mogę ci jej podać... Clary jest aktualnie chora i nie może się z tobą spotkać – znów zamilkł wsłuchując się w głos swojego rozmówcy. - Nie, nie możesz jej odwiedzić. To choroba zakaźna. Czemu ja nie jestem chory? Bo ja... no... byłem szczepiony.
Przez całą rozmowę Fray usiłowała wyrwać telefon z ręki przyjaciela. Dźgnęła Jace'a między żebrami i w końcu udało jej się odzyskać swoją własność. Zanim przyłożyła urządzenie do ucha zerknęła na wyświetlacz.
-Cześć Simon. To ja Clary – przywitała się. - Tak, naprawdę jestem chora i proszę cię nie przychodź. Co!? Nie w żadnym razie! Po prostu nie chcę żebyś się też rozchorował. Całuję, Pa.
Rozłączyła się i spojrzała na Waylanda ze złością w oczach. Już miała na niego nawrzeszczeć gdy drzwi do sali szpitalnej otworzyły się. Max widząc, że rudowłosa jest już przytomna wszedł szybkim krokiem do pomieszczenia.
-Clary! Nareszcie się obudziłaś ! - krzyknął wesoło z szerokim uśmiechem.
Wyobraźcie sobie, że to Max, czyli że jest niższy.
Wyobraźcie sobie, że to Max.
Przytulił ją mocno czego się zupełnie nie spodziewała. Mimo zaskoczenia odwzajemniła gest a na jej usta wstąpił lekki uśmiech.
-Dobra, młody przejmujesz wartę. Ja będę leciał – powiedział Jace gdy się od siebie oderwali i wyszedł nie czekając na odpowiedź.
-Wartowaliście nade mną? - zapytała zdziwiona Clary.
-Nie, Jace cały czasu tu przy tobie siedział, leżał, stał czy co tam jeszcze – zaczął dwunastolatek plątając się. - No wiesz o co chodzi. Po prostu tu z tobą był.
-W takim razie muszę uważać. Jace rzadko robi coś bezinteresownie – odparła półżartem.
-Powiedz jak się czujesz? - zadał pytanie najmłodszy Lightwood siadając na brzegu jej łóżka.
-A jak wyglądam?
-Szczerze, to nie najlepiej.
-I tak się czuję.
Clary nie wiedziała ile dokładnie czasu minęło jej na rozmowie z chłopcem. Zawsze świetnie się dogadywali. Max z zaangażowaniem opowiadał jej o książce, którą ostatnio przeczytał. Był Eksperyment Anioł to pierwszy tom Maximum Ride. Było w nim tyle pasji i życia, że nie mogła się nie uśmiechnąć.
Niestety, około południa musiał iść na lekcję teorii z Alekiem. Odprowadziła go wzrokiem do drzwi, uświadamiając sobie jak bardzo poprawił jej humor. Zanim wyszedł odwrócił się i posłał jej szeroki uśmiech, pokazujący urocze dołeczki w policzkach.
Wyglądał wtedy jak mniejsza i młodsza kopia Simona. To było bardzo miłe ze strony Simi'ego, że zadzwonił i że tak bardzo przeją się stanem Clary. Jednak od kolacji w jego domu widzieli się zaledwie raz. Fray wiedziała, że jej chłopak przygotowuje się do ważnego koncertu swojego zespołu. Oczywiście została zaproszona, ale nie mogła przyjść z powodu późnej pory a teraz jeszcze swojego stanu zdrowia.
Clary nie chciała przyznać się przed samą sobą, próbowała zdusić w sobie dziwne uczucie, które towarzyszyło jej od kilku dni tłumacząc, że to tylko chwilowy kryzys. Miała wrażenie jakby ona i Simon bardzo się od siebie oddalili, jakby wzajemna fascynacja osłabła. Czuła się jak przyjaciółka Simona, nie jak jego dziewczyna.
A propos przyjaciół. Jace, którego zawsze uważała za nieczułego i egoistycznego pokazał swoim zaufaniem, że potrafi pomagać innych, być miłym. I o Matko Jedyna, on się tak szczerze uśmiechał, bez cienia ironii. Rzadko bywał bezinteresowny, więc to mogło być trochę podejrzane, ale zawsze był szczery. Widziała po nim, że bardzo się martwił. Poza tym niósł ją do Instytutu przez kilka przecznic a potem się nią opiekował i czuwał. Uśmiechnęła się do siebie, bo myśląc o tym poczuła przyjemne ciepło w piersi i coś jakby wzruszenie.

Jace gdy zobaczył Maxa w stroju treningowym przemykającego przez kuchnię chciał od razu wrócić do Clary. Zatrzymała go jednak Isabelle prosząc o pomoc przy obiedzie. Wolał zostać i jej pomóc niż później chodzić głodnym lub co gorsza zatruć się. Nie oszukujmy się Izzy była fatalną kucharką. Okropną, pozbawioną talentu i wyobraźni kucharką. Zajrzał do dużego garnka i z przerażeniem stwierdził, że zadanie nie będzie proste.

Było parę minut po godzinie 13 kiedy Jace i panienka Lightwood doszli do sali szpitalnej z obiadem dla Clary i dla siebie.
Rude loki zakrywał w nieładzie całą poduszę a powieki dziewczyny były zamknięte.
- Nie no. Dopiero co się obudziła a już śpi – powiedział Jace kładąc na szafce tackę z ich talerzami.
-A co stęskniłeś się? - spytała Izzy i z kpiną uniosła brwi.
-Tak, stęskniłem się za dokuczaniem jej – odparł patrząc na nią. - Clary jako jedyna potrafi mi dogryźć. To nudne ciągle tak wszystkim dokuczać bez wzajemności.
-Ach, doprawdy.
-Czy ty coś sugerujesz? - zapytał, bo ton jej głosu wydał mu się wyzywający.
Nie zdążył otrzymać odpowiedzi, bo ruda głowa poruszyła się i spojrzały na nich intensywnie malachitowe oczy.
-Obiadek? - powiedział Jace przesłodzonym tonem pokazując na miski i uśmiechając się rozbrajająco.
-O z chęcią. Mój przyjaciel tasiemiec imieniem Jacuś [Czy to imię wam czegoś czasem nie przypomina ^.^ - przyp. autora] domaga się jedzenia, ja zresztą też – odpowiedziała żartując i zaczęła jeść.

Następnego dnia po południu przyszedł Hodge i zbadał Clarissę. Zadał jej kilka pytań typu: „Jak się czujesz?” i „Gdzie cię boli?”. Po czym stwierdził, że wszystko jest w porządku i może opuścić salę szpitalną. Z ulgą i nieskrywaną radością zabrała swoje rzeczy i wróciła do swojego pokoju.

Clary rozejrzała się. Dostrzegła wokół siebie zielone łąki i las. Słońce właśnie zachodziło za horyzont, kolorując niebo. Czerwony kosmyk włosów opadł jej na twarz. Chciała go odgarnąć, ale mimo chęci jej ręce nie poruszyły się ani o centymetr. Ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że jej nadgarstki są skrępowane za jej plecami grubym sznurem. Spróbowała poruszyć innymi częściami ciała, niestety jej talia i kostki również były związane. Wyczuła pod palcami lekko chropowatą i zaokrągloną powierzchnię. Drewno. Konkretniej drewniany pal. Była przywiązana do drewnianego pala na środku jakiegoś pustkowia. W jej myśli wtargnął się strach, jej ciało zniewolił szok a w żyłach popłynęła adrenalina.
Zaczęła się szarpać i próbować oswobodzić gdy nagle zdała sobie sprawę, że nie jest sama. Niestety nie jest sama.
-Spokój! - ostry męski głos przeciął ciszę.
Twarzą do nie w półokręgu stało jedenaście postaci w czarnych pelerynach do samej ziemi i obszernych kapturach zakrywających cała twarz. Dwunasta postać stała pośrodku i było jasne, że rządziła tym wszystkim. W ręce trzymał albo trzymała palącą się pochodnię. Kaptur nie zakrywał dolnej części twarzy numeru dwunastego. Złowrogi uśmiech na ustach nie zwiastował niczego dobrego.
-A teraz zapłacisz nam za wszystko – powiedział, (bo w tym momencie stało się jasne, ze jest mężczyzną) a ton a jego głosu był równie złowieszczy jak uśmiech.
Gdy zaczął się zbliżać z długą pochodnią w ręku Clary ogarnęło czyste przerażenie.
Zatrzymał się około dwa metry od niej i w tym momencie zdała sobie sprawę, że patrzy na nich wszystkich z góry. Była raczej niewysoką osobą a te wszystkie zakapturzone postacie było od niej niższe. Spojrzała na ziemię pod sobą. Spodziewała się zobaczyć jakiś podest, w ostateczności długaśne nogi i trawę. Zamiast tego zobaczyła wysoką na co najmniej 1.80 metra górę suchych gałęzi i innych kawałków drewna.
Gdy skojarzyła wszystkie fakty: pal, pochodnia, stos, mściwe i tajemnicze postacie, sytuacja w jakiej się znalazła była dla niej jasna. I nie poczuła w związku z tym ani grama ulgi, wręcz przeciwnie, poczuła panikę.
-W imieniu swoim i moich współbraci wymierzam ci karę śmieci w postaci spalenia na stosie – powiedział poważnie mężczyzna z pochodnią.
Cała reszta zaczęła szeptać po łacinie tonem przyprawiającym o ciarki, a Clary rozumiała każde słowa, w końcu uczyła się tego języka. Hodge byłby dumny z jej znajomości łaciny.
Za każda twoją winę zostanie ci po trzykroć odpłacone.
Wszystkie twoje morderstwa właśnie doczekały się pomsty.
Teraz spłoniesz, bo nasi bracia spłonęli z twojej winy.
Teraz zginiesz, jak nasi bracia ginęli z twojej ręki.
Będziesz cierpieć, jak oni cierpieli.
Pomsta się dokona.
Równowaga świata zostanie przywrócona.”
Mówili dalej albo powtarzali to samo w kółko, ale Clary ich już nie słuchała. Rozejrzała się w poszukiwaniu pomocy. Ku swojemu jeszcze większemu przerażeniu dostrzegła kolejne stosy i pale identyczne jak jej własny. Uroczo brzmi: Jej własny stos i to jeszcze z podgrzewaniem. W oddali zobaczyła Jace'a i całe rodzeństwo Lightwood. Klęczeli w błocie a ich ręce również były skrepowane, ubrania podarte z twarze wykrzywione strachem.
Clarissa chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle.
Facet z pochodnią przyłożył ją do stosu pod nogami dziewczyny. Suche drewno zajęło się z ułamku sekundy. Płonienie były coraz bliżej i bliżej i bliżej.
Z osłupieniu i szoku wpatrywała się w języki ognia trawiące gałęzie i nieubłaganie zbliżające się do jej bosych stóp. Zrobiło się coraz gorącej i kilka kropelek potu wstąpiło na czoło Clary.
Usłyszała swoje imię wykrzyknięte dwa razy. Oba głosy doskonale znała. Pierwszy należał do Jace'a i byłe pełen bólu. Drugi, dziecięcy głos Maxa wyrażał przerażenie ale też i nadzieję. Dwunastolatek jakimś cudem wyrwał się i zaczął biec w jej stronę. Nie pokonał nawet dziesięciu metrów a został powalony na ziemię i uderzony z wielką siłą.
Serce Clary pękło na pół a z oczu pociekły łzy.
Sekundę później poczuła jednak języki ognia smyrające je stopy. Potem poczuła ból. Potworny ból. Miała wrażenie, że rozdziera on jej skórę z dużą siłą na drobniuteńkie kawałeczki. Ogień powoli minął jej kolana a ból stał się jeszcze silniejszy choć nie sądziła żeby to było możliwe. Cierpienie było nie porównywalne z wszystkim co czuła do tej pory.
Krzyczała, ale nie miało to zbyt dużego znaczenia. Każda komórka jej ciała była poddawana tej okropnie bolesnej torturze i wołała o litość mimo że usta nie wydawały żadnych konkretnych dźwięków.
Poczuła się jakby miała zaraz eksplodować, co zresztą przyjęłaby z radością, bo oznaczałoby to koniec cierpienia.
Ból, pieczenie, swąd skóry, wrażenie jakby się było jej pozbawianym...


I nagle to wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Clary siedziała na swoim łóżku prosta jak struna z oczami szeroko otwartymi z przerażenia. Jej oddech był urwany, płytki i szybki. Jej serce biło w szaleńczym tempie. Wokół panowały matowe ciemności jednak przed jej oczami wciąż pojawiały się obrazy sprzed kilku minut. Z trudem podniosła się z łóżka i potruchtała do najbliższego zamieszkanego pokoju. Pokoju Jace'a.




ɤɤɤɤɤɤ


Przepraszam was wszystkich bardzo, że musieliście tak długo czekać. Trudno mi było napisać ten rozdział, ponieważ w gruncie rzeczy połowa została już raz napisana a moja pamięć raz po raz odmawiała współpracy i jeszcze chciałam by moment snu Clary był jak najbardziej emocjonalny. Dajcie znać czy mi się udało. Poza tym ten rozdział tak trochę o niczym, ale mam nadzieję, że nie jest tak źle.

Zaczęła współpracę z Stellą Dominguez i razem będziemy prowadzić bloga i publikować swoje One Party.
Tak więc serdecznie zapraszam na naszego bloga 


Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To wiele dla mnie znaczy.


Pozdrawiam i czekam na szczere opinie, Ańćć.

7 komentarzy:

  1. Tak! oczywiście , że się udał !
    Bardzo się ucieszyłam jak napisałaś :) Tylko szkoda , że w takim momencie ,,,,:(
    Życzę weny i czekam na kolejny :P

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym momencie?! Wiesz jaką jest kara za przerywanie w takim momencie? Nie martw się ją też nie wiem. Rodzial był świetny! Ten sen wyszedł ci świetnie jeśli chodzi o odczucia. Proszę jak najszybciej next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny ( jak każdy inny zresztą). Pisz następne bo ja nie wytrzymam. 3 razy dziennie sprawdzam czy coś sie nie pojawiło. Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej no, w takim momencie? Poszła do Jace' a <3
    Ale ten sen... jestem ciekawa co oznacza. Czytało się tak jak książkę <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne!!!
    Najlepsze jak Jace zabrał Clary telefon i porozmawiał sobie z Simonem ;D
    Myślałam, ze chcesz skończyć bloga i ich wszystkich pozabijać, ale jednak nie!
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Musiałaś przerwać w TAKIM momencie? To okrutne... :D
    Rozdział cudowny jak zwykle. Czekam z niecierpliwością na następny!

    Mam pytanie. Czytałaś Diabelskie Maszyny? Jeśli tak to w jakim teamie - Will czy Jem - jesteś? :)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To bardzo wiele dla mnie znaczy, sprawia, że się uśmiecham i motywuje.
Z góry DZIĘKUJĘ <33