Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i za ponad 2.250 wyświetleń.
DZIĘKUJĘ ;**
Clary podniosła wzrok znad
szkicownika, w którym właśnie powstawał rysunek. Siedziała
opierając się plecami o ramę swojego łóżka, ze zgiętymi
kolanami.
W drzwiach stał Jace i
opierał się nonszalancko o futrynę. Długie, jasne włosy miał
niedokładnie ułożone i leciutko wilgotne od prysznica. Ubrany był
w ciemne spodnie i luźny, granatowy sweter. Ze względu na jego
szczupłą, ale umięśnioną sylwetkę wyglądał bardzo dobrze w
luźnych ciuchach. Jednak nosił je rzadko, zwykle odziany w
przylegającą, wytrzymałą skórę.
-Czego chcesz? - zapytała
Clary nieprzyjemnie.
Wciąż była na niego zła o
to co się działo wczoraj. Po tym jak przyłapał ją i Simona na
prawie pocałunku stał się nie do zniesienia. Nie wyszedł z
pomieszczenia i praktycznie nie zamykał ust sypiąc coraz to
nowszymi, złośliwymi tekstami. Ostro skrytykował samochód Lewisa.
Po prawdzie Honda Simona nie była w najlepszym stanie, ale nie
trzeba było tego przypominać dosłownie co pięć sekund.
-Czy muszę czegoś chcieć? -
odpowiedział pytaniem na pytanie. - Jesteś moją przyjaciółką i
mogę chyba co ciebie przyjść tak po prostu, bez powodu.
Fray spojrzała na niego spode
łba i prychnęła nie kryjąc irytacji.
-Aaaaa. Zapomniałem. Jesteś
moją obecnie obrażoną przyjaciółką.
-No więc, czego chcesz? -
spytała znowu.
-Już mówiłem, że niczego –
powiedział i wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Taaa – powiedziała Clary z
powątpiewaniem. - Ty nigdy nic nie chcesz a potem okazuje się że
przychodzisz z całą listą rzeczy, które być chciał.
Blondyn położył rękę na
piersi, w pobliżu serca. Tym teatralnym gestem chciał pokazać, że
go to zabolało. Już miał zaprzeczyć jej słowom, ale zobaczył
minę dziewczyny i stwierdził, iż woli jej bardziej nie wkurzać.
Dla swojego i jej bezpieczeństwa.
-No dobra, przejrzałaś mnie.
Mam sprawę. Wiesz, to nic wielkiego …
-Powiesz wreszcie o co ci
chodzi? - przerwała mu.
-Skończyła mi się pianka do
włosów. Pożyczysz? - powiedział jak najbardziej na poważnie.
-Dobrze wiesz, że nie używam
takich rzeczy – powiedział unosząc brwi i tłumiąc nagłą
potrzebę wprawienia w ruch swojej pięści.
-Czyli, że nie? Myślałem,
że mogę na ciebie liczyć. Podobno się przyjaźnimy.
-Idź do Izzy – znów mu
przerwała, tym razem przewracając oczami.
-Wyszła z Alekiem po jedzenie.
-To idź sobie kup tą
cholerną piankę czy co tam chcesz. I na Anioła, przestań mnie
męczyć tymi twoimi pseudo-problemami.
-Nie mogę wyjść do ludzi z
takimi włosami – oburzył się.
-Daj spokój. Wyglądasz
normalnie.
-Wyglądam ładnie i dobrze a
muszę wyglądać bosko i powalająco. Normalnie to wygląda ta twoja
łasica. Tak to słowo idealnie go opisuje, przegrywa tylko w wyrazem
przeciętnie.
Wzięła poduszkę i z całej
siły rzuciła w niego krzycząc „Wynocha!”. Oczywiście złapał
przedmiot w locie jedną ręką i uśmiechnął się drwiąco. Widząc
tą minę musiała użyć całej siły swojej woli, by nie cisnąć w
niego jedyną rzeczą, którą była w pobliżu, czyli szkicownikiem.
Następnie wykorzystała do końca swoją samokontrolę, by nie
przystąpić do rękoczynów.
-Jest jeszcze jedna sprawa...
- zaczął i usiadł w nogach jej łóżka oddając jej poduszkę.
-Tak? Kremu nawilżającego
brakło czy maseczki oczyszczającej? - zapytała z wyraźną drwiną.
-Nie. Alec, Max i Hodge robili
wczoraj małe porządki w bibliotece. Alec znalazł coś i dał mi.
Sądzę, że ciebie też to zainteresuje.
Dopiero teraz zauważyła, że
trzyma w ręce jakąś duża książkę, w formacie około A4.
-OK. Zaciekawiłeś mnie. Co
to takiego? - zapytała Clary, usiała po turecku i pochyliła się
lekko do przodu.
-Album. Z osobami z tego
naszego zdjęcia – odparł i podał jej przedmiot.
Zaczęła powoli przeglądać
strony. Brzegi fotografii były poprzyklejane do kartek za pomocą
taśmy. Clary rozpoznała na zdjęciach jasnowłose rodzeństwo
Morgenstern i mężczyznę z blizną Jace'a.
Zmarszczyła brwi i dokładnie
przyjrzała się jednej z fotografii. Wskazała palcem na faceta,
który wydał jej się znajomy. Zapytała o to przyjaciela:
-Czy to nie jest Hogde?
-Faktycznie podobny –
stwierdził Jace. - Tylko jakby młodszy. Dziwnie jest go widzieć
bez zmarszczek, brody i siwizny.
-I on się chyba uśmiecha –
powiedziała Fray niedowierzająco. - Widziałeś kiedyś Hodge'a
uśmiechniętego?
-Tylko raz – przyznał Jace
po chwili zastanowienia. - Ale nie mam pewności, to było dawno.
Clarissa przewróciła kilka
kolejnych stron. Nagle zamarła widząc twarz, którą znała na
100%, ba sama miała prawie identyczną. Jej matka, Jocelyn miała na
sobie długi, czarny skórzany płaszcz, trochę w typie prochowca.
Do tego ciemną spódnicę ołówkową i koszulę w kolorze ciemnej
zieleni. Jej długie, rude włosy opadały na ramiona.
-Jace, to jest moja matka –
powiedziała Clary cicho i niepewnie.
Na kolejnych zdjęciach
Jocelyn nie była sama. Na jednym z nich pozowała w towarzystwie
mężczyzny bardzo dobrze zbudowanego i wyższego o głowę. Miał
geste, rozczochrane włosy. Ich oczy były dokładnie takie same.
Bystre i czujne, o głębokim malachitowym odcieniu. Kolor oczu
charakterystyczny dla rodziny Fray. Więc to musi być Luke.
Na następnej fotografii
obejmował ją jakiś mężczyzna. Ich twarze były zwrócone tu
sobie, patrzyli sobie w oczy. Można było zobaczyć na tym zdjęciu
czułość, uczucie i bliskość, zupełnie jakby ta para była w
sobie zakochana.
Clary szybko wstała i
podeszła do komody. Zajrzała do pierwszej szuflady szukając
skrawka papieru z napisem „Valentine Morgenstern”. Odnalazła go
i porównała z podobizną z albumu. Nie miała wątpliwości, że to
ten sam człowiek.
Ona i Jace w tym samym
momencie podnieśli wzrok i spojrzeli na swoje twarze.
-Luke -wszeptali jednocześnie.
Max z trudem oderwał swoje
oczy od dziewiętnastego tomu Naruto. Śledził właśnie z
zapartym tchem epicki pojedynek. Zeskoczył z parapetu i rzucił
okiem na budzik leżący na szafeczce przy łóżku. Momentalnie
ogarnęła do panika. Błyskawicznie znalazł swój strój treningowy
i przebrał się w niego. Przez zdenerwowanie nie mógł trafić
dłonią do rękawa koszulki i założył spodnie tył na przód. Po
chwili jednak biegł już korytarzem w stronę sali ćwiczeń.
Powinien tam być już
dziesięć minut temu. Dziś miał trening z Clary, na który czekał
prawie od tygodnia. Tak bardzo wciągnęło go czytanie, że zupełnie
o tym zapomniał. Teraz mógł jedynie zmusić swoje nogi do
maksymalnego wysiłku i mieć nadzieję, że Clary bardzo się nie
wkurzy.
Na korytarzu prawie zderzył
się z Hodge'em, który niósł duży kubek gorącej kawy. Napój
cudem się nie rozlał. Choć może gdyby wylądował na ciele
dwunastolatka ten miałby wymówkę czemu się spóźnił.
Zdyszany przekroczył próg
sali treningowej. Odarł dłonie na kolanach i pochylił się ciężko
oddychając. Gdy podniósł głowę zobaczył, że Clary się
rozciąga a parę metrów dalej stoi Jace ze dłońmi skrzyżowanymi
na piersi.
-Przee... Przepraszam.
-Spóźniłeś się –
powiedział blondyn chłodnym tonem. - I to ponad dziesięć minut.
Za karę pięć pompek.
- Co?! Co ty tu w ogóle
robisz? Dziś trenuję z Clary – Max próbował się wywinąć od
kary.
-Ale i tak to ja nadzoruję
twój trening. Mykaj pompeczki.
-Ale Jace … - zaczął
chłopiec.
-Dziesięć pompek!
-Co!! No weź. Biegłem.
-Piętnaście! - podbijał
dalej Wayland.
-Za chwilę - poprosił Max.
Miał świadomość, że nie wygra z Jace'em, ale musiał odpocząć
chociaż przez moment.
-Dwadzieścia!
-No już! Już robię –
odparł ciemnowłosy rzucając „bratu” gniewne spojrzenie.
-Dwadzieścia pompek z
klaśnięciem!
-Jace, na Anioła. Nie bądź
sadystą – poprosiła Clary stając obok swojego rówieśnika. -
Spóźnił się, ale przeprosił. Max zrób rozgrzewkę – zwróciła
się do chłopca. - Tylko dokładnie.
-Więc te pompki będą na
rozgrzewkę – powiedział Jace nie dając za wygraną.
Clary posłała Maxowi
spojrzenie mówiące „Zignoruj go.”
Po pięciu minutach rozpoczął
się trening. Okazało się, że Jace był tu jako sparing partner i
pomoc dla Clary, gdyż mieli dzisiaj ćwiczyć walkę wręcz na
zasadzie MMA.
Siedemnastolatkowie rozłożyli
maty i założyli rękawice i ochraniacze. Max usiadł na brzegu
maty, podparł brodę na zaciśniętej pięści i uważnie obserwował
lekcje.
Najpierw pokazali mu wszystkie
ciosy, dźwignie i duszenia, które powtarzał na Waylandzie. Potem
wytłumaczyli mu zasady walki i sparingu. I nastał najciekawszy
moment, zaczęli się pojedynkować. Na ich twarzach widać było
skupienie, w ruchach ostrożność i dokładność. Max zobaczył w
ich oczach iskierki podekscytowania walką.
Najpierw trochę się
pookładali pięściami i pokopali, ale potem Jace doskoczył do
Clary. Kucając błyskawicznie złapał ją za pod spodem za uda, tuż
nad kolanami, żeby ją lekko podnieść i przewrócić. Jednak
dziewczyna była szybsza, oplotła drobnymi dłońmi jego szyję i
nie za mocno pociągnęła do góry, żeby nie zrobić mu krzywdy. To
był tylko sparing, nie prawdziwa walka na śmierć i życie. Musieli
na siebie uważać.
-Max tak właśnie wygląda
gilotyna w praktyce. Gdybym zaciągnęła mocnej, Jace by się nie
wydostał i koniec walki – powiedziała Clarissa gdy oboje stali
już wyprostowani.
Rozpoczęli kolejny pojedynek.
Tym razem po kilku ciosach pięścią Clary skutecznie podcięła
Jace'a. Stoczyli krótką walkę z parterze, kończącą się
założeniem przez blondyna dźwigni zwanej „armbar” lub
„balacha” [klick] na staw łokciowy dziewczyny.
Następna walka zaczęła się
w parterze. Clary położyła się na plecach a Jace na usiadł obok
niej i pochylił się. Prawą ręką unieruchomił jej lewy bark a
drugą dłonią jej prawe przedramię. Miała za zadanie uwolnić się
z jego uścisku. Już po kilku chwilach zdołała usiąść i jednym
szybkim ruchem przewróciła Jace'a na plecy. Przystąpiła do tak
zwanego dosiadu, czyli po prostu usiadła na jego brzuchu tuż przy
żebrach. Zasłonił twarz przed ciosami, które mu zadawała.
Oboje odczuwali bliskość
swoich ciał i niezręczność tej pozycji jednak starali się to
ignorować, dla dobra treningu i Maxa.
Clary udało się dostać do
jego twarzy. Pochyliła się i już miała przyłożyć ręce do jego
szyi sygnalizując duszenie krzyżowe [klick], jednak nie zdążyła gdyż
Jace wykorzystując chwilę jej zawahania kontratakował. Odwrócił
się tak, że teraz ona leżała na łopatkach a on siedział na
niej. Trzymał jej nadgarstki w stalowym uścisku nad jej głową.
Jego twarz była tak blisko, że rudowłosa poczuła jego ciepły
oddech na swoim policzku. Spojrzała w jego złote oczy i dokładnie
widziała, że jego tęczówki są przy brzegach ciemne, niemal
brązowe a im bliżej źrenicy tym stają się jaśniejsze. Oboje
oddychali ciężko i urwanie, po części ze zmęczenia, po części
dlatego, że odczuwali swoją bliskość.
Minęła chwila zanim Jace za
symbolizował duszenie i puścił ją.
Usiedli obok siebie na macie,
oboje ze spuszczonymi głowami.
Przez resztę treningu Max ćwiczył z Jace'em a Clary przyglądała się im i uczyła dwunastolatka.
Przez resztę treningu Max ćwiczył z Jace'em a Clary przyglądała się im i uczyła dwunastolatka.
I tym oto sposobem dekada rozdziałów za nami. Ten post również długi i trochę dzwiiinyyy... Zwłaszcza na końcu, te sparingi. Posługiwałam się trochę fachową terminologią, więc nie zdziwię się jeśli nie będziecie wiedzieć o co chodzi. Dlatego dodałam wam kilka fotek, które udało mi się znaleźć. Możecie też śmiało zadawać mi pytania a postaram się to jakoś wytłumaczyć.
Oczywiście będzie Clace, już niedługo, w przeciągu 3-4 rozdziały. Nie lubię niszczyć par, więc wolę rzucać zakochańcom kłody pod nogi kiedy jeszcze nie są razem. Ale przyznajcie zazdrosny Jace jest całkiem fajny.
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Ciao, Ańćć.
Świety rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny i mam pytanie.
Czy Sebastian/Jonathan się pojawi,w którymś rozdziale ?
Zapraszam również na mojego bloga :
http://nephilim-morgenstern.blogspot.com
Dziękuję za komentarz.
UsuńJeszcze nie zdecydowałam czy postać Sebastiana się pojawi. Jeśli tak to raczej epizodycznie i nie prędko.
wow uwielbiam twojego bloga i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Już czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńSwietny !!!!! :) czekam na nastepny rozdzial ; D
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na kolejny , rozdział super a pomysły jeszcze lepsze:)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak zwykle. Kocham twoje opowiadanie. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńDzięki, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńłoł ,świetnie piszesz.:) czekam na nn;p @weronikaklimek4
OdpowiedzUsuń