Kolejnym minusem runy
przywiązania było to że po jakimś czasie osoby powiązane mogły
znać uczucia a czasem nawet myśli innych, z którymi byli
połączeni. To wszystko z zależało od wrażliwości oraz empatii
i bywało z tym naprawę różnie.
-Ty też tego chciałeś. To
ty zacząłeś się przysuwać – powiedziała Clary z oskarżeniem
wyciągając palec wskazujący w kierunku jego piesi.
-Tak, chciałem – przyznał
jej szczerze. - Ale ja to inna historia, bo Ty Clarisso w
przeciwieństwie do mnie, masz chłopaka.
Spojrzała na niego tak że
gdyby oczy mogły zabijać to leżał by już martwy. Otworzyła usta
jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Pokręciła
przecząco głową jakby się zawiodła. Widział jak bardzo była
teraz wściekła, ale nie żałował tego co zrobił.
-Wiesz co rozmyśliłam się.
Idę do siebie – powiedziała, odwróciła się na pięcie i
ruszyła w kierunku wyjścia.
Zatrzymała się jednak tuż
przed drzwiami, ponieważ przed jej oczami znów stanęły obrazy ze
snu. Stwierdziła, że jednak zbyt bardzo się boi.
Odwróciła się i ruszyła
przez pokój. Jace siedział już w pełni ubrany na skraju swojego
łóżka i uśmiechał się. Ten uśmiech był tak pełen wyższości
i bezczelny, że cała jej wściekłość powróciła w ułamku
sekundy ze zdwojoną siłą. Mina Waylanda zdawała się mówić „Nie
zrobisz tego. Zbytnio się boisz, jesteś za słaba. Spróbuj się
położyć beze mnie i nie wybuchnąć płaczem”.
Znowu ruszyła w stronę drzwi
tyle że tym razem wyszła. Przeszła jedynie kilka kroków i
zatrzymała się tuż za rogiem. Wściekła na Jace'a ale też na
siebie i bezradna oparła się plecami o ścianę, jej drobne dłonie
zacisnęły się w pięści. Z trudem powstrzymała się przed
wyżyciem na jakimś niewinnym i bezbronnym przedmiocie. Odchyliła
głowę do tyłu i wlepiła wzrok w misternie rzeźbiony, drewniany
sufit. Wzięła kilka głębokich wdechów by się uspokoić.
Zamachnęła się rękami i uderzyła z impetem w ścianę za sobą.
Głuchy odgłos poniósł się echem po pustych korytarzach.
Zaczęła nerwowo chodzić w
tę i z powrotem. Liczyła kroki i zastanawiała się co ma teraz
zrobić.
„Jak mogłam być taka
głupia i dać się ponieść chwili. Ale jakiej słodkiej chwili...
Był tak blisko mnie, czułam od niego mocny zapach mydła i pary.
Wilgotne włosy wpadały mu od oczu i uroczo się kręciły nadając
mu wygląd cherubinka.”
Zorientowała się że
przestała iść i zadumała nad niewątpliwym pięknem Jace'a.
Skarciła się w myślach i znów zaczęła krążyć po korytarzu.
Pięćdziesiąt trzy kroki
później podjęła decyzję by iść do niego, wygarnąć mu i
zostać, bo tego właśnie potrzebowała.
Dwa kroki później w stronę
jego pokoju przypomniała sobie jego uśmiech i jednak zawróciła.
Trzydzieści osiem kroków i
cztery soczyste przekleństwa później usłyszała cichutki śmiech
i podniosła oczy do góry.
-Przestań, bo wydeptasz
dziurę w podłodze – powiedział spokojnie Jace jakby ostatnie
dziesięć minut nie istniało.- A tego by nie chciał, bo ten
korytarz prowadzi praktycznie wszędzie i odcięłabyś mnie tym od
świata. Chyba nie chcesz żebym umarł z głodu, pragnienia i nudy
zupełnie sam w moich czterech ściana – powiedział unosząc brwi
i pokazując kciukiem za siebie. - Poza tym ta wykładzina to
zabytek. Ma chyba z osiemdziesiąt lat nie ?
Patrzyła na niego z gniewną
miną podczas tego całego monologu. Kontynuował jakby tego w ogóle
nie zauważał. W końcu przerwał w połowie wyrazu i skrzyżował
ręce na piersi. Zmniejszył odległość, która ich dzieliła o
kilka kroków.
-Wiem, że się boisz –
zaczął łagodnie. - Nie chcę tego. Chodź, już późno.
Powinniśmy się położyć, bo jutro wybieramy się na polowanie.
Wyciągnął do niej dłoń,
ale jej nie ujęła. Nawet na nią nie spojrzała. Odetchnął więc
głęboko i cofnął rękę zrezygnowany.
-Będę grzeczny. Bardzo
grzeczny. Obiecuję. Słowo harcerza. No może nie harcerza … Hmm.
Słowo najlepszego, najskuteczniejszego i najprzystojniejszego Łowczy
Demonów.
Demonstracyjnie uniósł do
góry prawą dłoń. Prychnęła by się nie roześmiać. Wciąż
była na niego zła.
-I najskromniejszego –
mruknęła mijając go i kierując się z powrotem do pokoju.
Nawet nie próbował ukryć
zadowolonego uśmiechu.
Jace wygodnie rozłożył się
na wznak swojej połowie łóżka jednak Clary położyła się
bokiem, plecami do niego na samym skraju.
-Tylko spróbuj mnie dotknąć
choćby małym palcem to połamię twoją najlepszą,
najskuteczniejszą, najprzystojniejszą i najskromniejszą osobę –
powiedziała Clary zanim zasnęła.
Jace zanim zasnął uśmiechnął
się ciesząc się w myślach, że nazwała go tymi wszystkimi
przymiotnikami w stopniu najwyższym.
Z błogiego snu wyrwał ją
ostry dźwięk budzika. Przetarła oczy jednak nieprzyjemny odgłos
wciąż nie milknął. Jace spał jak zwykle jak zabity. Za nim na
szafce nocnej stał i hałasował budzik. Nawet nie próbowała
prosić blondyna żaby wyłączył urządzenie. Musiał mieć
naprawdę cholernie mocny sen skoro tak wkurzający dźwięk go w
ogóle nie ruszał. Clary przesunęła się kawałek i wyciągnęła
rękę w stronę czasomierza. Jednak nie dosięgła. Przesunęła się
więc jeszcze dalej i w końcu udało jej się wyłączyć budzik.
Zadowolona, ale też zasapana
znów opadła na poduszkę.
Usłyszała cichy śmiech
Jace'a.
-Nie spałeś? - zapytała
Clarissa z wyrzutem.
-Obiecałem, że będę
grzeczny. Nie przewidziałem jednak, że będziesz się na mnie
kładła.
-Wcale się na tobie nie
kładłam – zaprotestowała uderzając go lekko w ramię. - Nie
mogłam dosięgnąć budzika. W życiu nie słyszałam równie
irytującego dzwonka. Przypomina zdychające zwierze. *
Jace roześmiał się jeszcze
bardziej a Clary mu zawtórowała. Nie należała do osób, które
długo żywią urazę. Poza tym nie oczekiwała przeprosin od Jace'a.
On chyba w ogóle nie znał słowa „Przepraszam” nawiasem mówiąc.
Ostatni wieczór po prostu posłała w zapomnienie, uznając przy tym
że bardziej zawiniła.
-Możesz przestać … się
chichrać … - poprosiła rudowłosa i sama z trudem opanowała
śmiech.
-Czemu? - zapytał patrząc na
nią. - Śmiech to świetna broń w walce przeciwko temu szaremu,
zrytemu światu.
Widząc, że Clary jest już
poważna wyciągnął do niej dłonie pod kołdrą. I zaczął ją
łaskotać. Przez blisko pięć minut miotała się po łóżku
wybuchając kolejnymi salwami śmiechu i błagając go by przestał.
Jednak Jace wciąż poruszał palcami w górę, w dół i na boki.
-Jonahanie Wayland! -
usłyszeli krzyk od strony drzwi. Oboje znieruchomieli. - Oddawaj mi
w tej chwili mój lakier … - progu stała wściekła Isabelle.
Jednak złość została zastąpiona przez zdziwienie gdy zobaczyła
ich tej dość dziwnej sytuacji, roześmiany Jace pochylał się nad
równie wesołą Clary i trzymał ręce na jej talii. Mało tego
leżeli oboje na jego łóżku. Izzy pobierała swoja żuchwę z
podłogi i dokończyła zdanie. - … do włosów.
-Isabelle nie mam twojego
lakieru – powiedział Jace unosząc brwi. Puścił Clary i usiadł
obok niej.
Isabelle z ulgą przyjęła
fakt, że oboje są w ubrani. Byłoby jeszcze dziwnej.
-Przeszkodziłam? - zapytała
krzyżując ręce na piersi. Była zdeterminowana by uzyskać
odpowiedź.
-Nie – powiedziała lekko
zawstydzona Clary w tym samym momencie, w którym Jace powiedział
„tak”.
-Idę ma śniadanie. Jestem
strasznie głodny – powiedział Jonathan wstając.
-Chwila, chwila – zatrzymała
go Isabelle unosząc ręce. - Wytłumaczycie mi o co chodzi? Bo jakoś
chyba spływa po was fakt, że właśnie leżeliście razem w jednym
łóżku robiąc... Nawet nie wiem co.
-Spaliśmy – powiedział
Jace i zaśmiał się z miny Lightwood.
-OK. Spaliście razem, w
jednym łóżku? – spytała Izzy a gdy oboje skinęli głowami
dodała -I tylko mnie to dziwi? Ja za wami nie nadążam...
Blondyn otworzył usta żeby
coś powiedzieć jednak Clary go wyprzedziła.
-Och, Izzy później wszystko
ci wyjaśnię. Ale teraz chodźmy już na to śniadanie.
-Dobra. A teraz się tłumacz
– powiedziała Isabelle tonem nie przyjmującym sprzeciwu.
Położyła na łóżku Clary
kilka albo raczej kilkanaście sukienek i usiadła obok nich.
-Więc, miałam straszny
koszmar. I bardzo się bałam potem znowu zasnąć. Pokój Jace'a był
po prostu najbliżej więc poszłam do niego – wytłumaczyła
rudowłosa umyślnie wybierając najbardziej niewinną i okrojoną
wersję wydarzeń.
-A ta sytuacja w której was
przyłapałam? - zapytał Izzy. - Obejmował cię i oboje byliście
tacy zadowoleni i w ogóle.
-Rano Jace'a coś bardzo
rozbawiło. A że ja byłam poważna to zaczął mnie łaskotać.
Wiesz jakie mocne mam łaskotki. Tak wyszło – powiedziała Clary
wzruszając ramionami jakby jej to w ogóle nie obeszło.
-Czyli, że nic się między
wami nie wydarzyło? - czarnowłosa zadała kolejne pytanie a w jej
głosie dało się wyczuć lekką nutkę rozczarowania.
-Nic a nic – zapewniła ją
Clary.
-Powiedzmy, że ci wierzę –
mruknęła Izzy. - A teraz musimy ci wybrać jakąś sukienkę na
dzisiejszy wieczór.
Clarissa cicho jęknęła i
nabrała ochoty by pobiec do łazienki zamknąć się w niej. Jej
przyjaciółka w przeciwieństwie do niej samej, uwielbiała ubrania,
zwłaszcza sukienki. Dla Izzy mierzenie góry ciuchów było czystą
przyjemnością, dla Clary wymyślną torturą.
Isabelle miała w sobie wiele
cech zwykłej Przyziemnej szesnastolatki. Energia i wesołość,
którą wręcz promieniowała, fascynacja ubraniami, kosmetykami,
dodatkami i chłopcami. Jednak chyba żadna nastolatka nie miała
gracji z jaką poruszała się Izzy, wyniosłości spojrzenia,
zadziorności uśmiechu, hartu ducha i uporu.
Tuż przed godziną 18 Clary
skończyła ostatnie przygotowania do polowania. Miała na sobie
ciemno granatową sukienkę z paskami pasujących kolorystycznie
cekinów, którą włożyła pod przymusem. Kreacja miała cienkie
ramiączka i kończyła się mniej więcej w połowie uda. Do tego
rudowłosa uzbroiła się jeszcze w skórzaną ramoneskę i całą
masę sztyletów oraz buty na obcasie. Poprawiła jeszcze swoje
rozpuszczone włosy i sprawdziła czy nie rozmazał jej się makijaż,
który był dziełem Izzy.
Wyszła ze swojego pokoju.
Zobaczyła Jace'a idącego do foyer w długiej skórzanej kamizelce z
kapturem, która zaskakująco dobrze leżała na jego zbyt szczupłej
sylwetce.
Dogoniła go po chwili.
Przywitał ją uśmiechem.
Zmierzył ją od stóp do głów
powolnym spojrzeniem, które sprawiło, że się ogarnęło ją
gorąco.
-Eee... Nie najgorzej –
odparł sarkazmem markując zachwyt.
-Wow. Jace, ty to wiesz jak
prawić kobietą komplementy.
-Ok. Wyglądasz ładnie –
przyznał.
-Uuuu. Wolniej, bo chyba się
rumienię.
-Chodźmy, mamy robotę –
powiedział przewracając oczami i skręcając w kierunku schodów.
* Cytat i sytuacja z budzikiem zaczerpnięta z „Pięknej katastrofy”. Dla tych co kojarzą: Travis <33
ɤɤɤɤɤɤ
Bardzo was przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Jednakże wena mnie troszkę opuściła. Poza tym czytała Hopeless i miałam pewne obowiązki.
Rozdział jest dość długi i nieskromnie napiszę, że jestem z niego zadowolona.
Gify dodam później, bo teraz muszę lecieć oglądać inauguracyjny mecz Mistrzostw Świata. Polska ! Biało-Czerwoni!
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam i życzę miłych, ostatnich chwil wolności, Ańćć.