Maia wracała z opuszczonego
komisariatu policji w Chinatown, siedziby nowojorskiej watahy
wilkołaków. Jej ojciec był alfą w watasze, więc musiała być mu
podwójnie posłuszna, jako córka i wilkołak. Teraz kazał jej iść
prosto do domu bez zatrzymywania się w jakichkolwiek miejscach. Była
na niego zła, ponieważ właśnie wybierała się na randkę z
bardzo przystojnym, starszym o dwa lata Przyziemnym. Zabronił jej,
twierdząc, że nie powinna spotykać się z ludźmi. Wybrała
najłagodniejszą formę nieposłuszeństwa i poszła najdłuższą
drogą, jaką znała.
Mimo, że nie była brzydka
nigdy nie liczyła na randkę z takim ciachem jakim był tamten
chłopak. Była niska, ale miała wszelkie krągłości potrzebne by
podobać się płci przeciwnej. Brązowe, kręcone włosy do ramion z
rudymi pasemkami i duże oczy w zielonym kolorze. No i raz w miesiącu
musiała zmieniać się w wilka i polować na różne stworzonka.
Westchnęła stwierdzając, że
życie nastolatki-likantropki nie było proste.
Zamierzała właśnie skręcić
w lewo, gdy jakieś dwadzieścia metrów przed sobą zobaczyła dwoje
Nocnych Łowców, chłopaka i dziewczynę otoczonych przez grupę co
najmniej sześciu wampirów. Nefilim stali tyłem do siebie gotowi na
atak. W momencie, w którym zdecydowała, że im pomoże krwiopijca
skoczył na chłopaka, ale ten obronił się i powalił przeciwnika.
Na chodniku leżały już dwa ciała, ale mimo swojego doskonałego
wzroku nie mogła stwierdzić ich rasy.
„Rodzice nie będą dumni,
ale mam ochotę rozszarpać jakiegoś wampira.” - pomyślała,
przemieniła się w wilkołaka o rdzawobrązowej sierści i pobiegła
przed siebie atakując.
Nocni Łowcy byli zaskoczeni
ale ich przeciwnicy jeszcze bardziej. Maia skoczyła na jednego z
wampirów, powalając go na ziemię i zatapiając zęby w jego karku. Nefilim wykorzystali
zamieszanie i razem załatwili kolejną pijawkę.
Nagle Maia poczuła cios w
brzuch a chwilę później kolejny w żebra. Chciała rzucić się na
agresora, ale zobaczyła sylwetkę blond Łowcy za jego plecami.
Sprawnym ruchem wbił sztylet w serce wampira a potem w ułamku
sekundy odwrócił się i zrobił to samo z krwiopijcą, który
skradał się za jego plecami.
Dziewczyna w tym czasie wykończyła kolejnego przeciwnika. Maia zobaczyła, że ostatni z wampirów ucieka. Był piekielnie szybki, ale wilkołaki również. Dogoniła go i skoczyła na jego plecy, powalając go na chodnik. Musiał być młody skoro dał się tak łatwo zaskoczyć. Sekundę przed tym jak zatopiła zęby w jego karku usłyszała wołanie dziewczęcego głosu:
-Nie! Zaczekaj.
Gdy wróciła do Nocnych
Łowców, chłopak rysował jakiś znak na ramieniu swojej
towarzyszki. Krzywiła się lekko, ale nie protestowała.
-Dziękujemy – dziewczyna
zwróciła się do niej. - Jestem ci naprawdę wdzięczna. On również
mimo że prędzej wbiłby sobie nóż w oko niż to przyznał. *
Chłopak rzeczywiście trzymał
w dłoni nóż, bardzo długi nóż. I to wcale nie wycelowany w
swoje oko tylko w nią. Chciał zrobić krok w kierunku Mai, ale
Nocna Łowczyni złapała go za łokieć.
-Jace, co tu robisz?! -
spytała.
-Clary. To. Jest. Wilkołak. -
odpowiedział szczególnie podkreślając ostatnie słowo.
-Uratował nas. Zabijał dla
nas wampiry! - zaprotestowała Clary.
-A jeśli cię rozpoznał i
chce cię mieć dla siebie, żeby zgarnąć nagrodę? - zapytał Jace
unosząc brwi.
Ruda spojrzała najpierw na
niego a potem na Maię. Wciąż trzymała rękę na jego łokciu.
-Mógłbyś się ekhem...
przemienić? -spytała - Dziwnie się rozmawia z kimś kto nie może
ci odpowiedzieć.
Maia niechętnie przybrała
ludzką postać. Podeszła bliżej, rozkoszując się wyrazem
zdziwienia na ich twarzach. Niecodziennie szesnastoletnia likantropka
pomaga ci zabijać wampiry.
-Jestem Maia Fray –
przedstawiła się.
Zdziwienie na twarzach Nocnych
Łowców urosło do rangi szoku. Spojrzeli po sobie.
-Fray? - zapytała dziewczyna.
-Tak, tak. Córka przywódcy
watahy, nie lubię jak ludzie poznają mnie po pozycji mojego ojca.
-Córka przywódcy? -zapytał
tym razem chłopak.
-Nie wiecie? Więc co was tak
dziwi ? - zadała pytanie Maia.
Była coraz bardziej
zdezorientowana.
-To jest Jace Wayland, a ja
jestem Clary Fray. To nas tak dziwi.
Tym razem to na twarzy Mai
malował się szok.
-Czy to przypadek? - zapytała
likantropka.
-Nie wiem. Moja matka jest w
Idrisie, więc nie możemy się do niej zwrócić. To moja jedyna
rodzina. Może twoi rodzice coś wiedzą – powiedziała Clary.
-Muszą coś wiedzieć –
stwierdziła Maia. - Chodźmy. Tata powinien niedługo wrócić.
-Nie – powiedział Jace. -
Nie dziś. Jest zbyt późno. Dzisiejsza sytuacja z wampirami nie
była przypadkowa. Ktoś poluje na Clary. Przebywanie poza Instytutem
po zmroku jest zbyt niebezpieczne.
-Więc przyjdźcie jutro przed
południem – zaproponowała Maia. Podała im niewielką karteczkę.
- Tu macie adres.
-Będziemy na pewno – dodała Clary. - Jutro o jedenastej.
-Będziemy na pewno – dodała Clary. - Jutro o jedenastej.
*Bezpośredni cytat z Darów Anioła.
Rozdział nie jest powalający, ale myślę, że nie jest też najgorszy. Jeśli jest to wybaczcie mi.
Myślę, że nadszedł czas na mały szantażyk <zaciera ręce z chytra miną> Następny rozdział przehandluję za 5 komentarzy. Piszę to opowiadanie, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. Jednak jeśli widzę, że ktoś to czyta, statystyki idą w górę, przybywa obserwatorów i pojawiają się nowe komentarze to daje mi jeszcze więcej radości i motywacji. Jeśli o mnie chodzi to doceniam i jestem baardzoo wdzięczna z miłe słowa jak i za krytykę. Piszcie śmiało co sądzicie.
5 komentarzy pod tym postem = Rozdział VII
Ańćć.
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPS.
Polecam : http://mercy-and-rocky.blogspot.com/
Super rozdział :) Twoje opowiadanie jest super, prosze cię napisz szybko następny rozdział bo nie wytrzymam :D
OdpowiedzUsuńBoski, jak zawsze :D Czekam na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ! Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńJace pasuje do clary. Fajny rozdział
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :*
OdpowiedzUsuń