Clary leżała w sali
szpitalnej, gapiła się w sufit i w myślach przeklinała Hodge'a.
Dochodziła godzina szesnasta i miała nadzieję niedługo zmyć się
z tego piekielnie nudnego miejsca. Wcześniej nie było tak źle, bo
mogła porozmawiać z Isabelle, ale teraz czarnowłosa spała.
Gojenie ran zadanych przez demony, nawet te niejadowite, zawsze było
bolesne. Szrama na policzku i rany na przedramionach piekły ją
niemiłosiernie. Bolałoby mniej gdyby wybrała naturalne leczenie,
ziołami i maścią. Spodziewała się kolejnego spotkania z Simonem,
więc chciała się pozbyć rany i wybrała runę leczącą.
Oczywiście musiała wybrać się z Jace'em. Cóż zapowiadało się
wspaniałe popołudnie.
Usłyszała odgłos otwierania
drzwi, więc spojrzała w ich stronę. Rozczochrane, gęste włosy i
koszulka z bohaterami Marvela wskazywały tylko na jedną osobę.
Max usiadł w nogach jej łóżka
i spojrzał na nią. Niektóre ciemnobrązowe, kosmyki jego włosów
były mokre i przyklejone do czoła. Policzki miał lekko
zaczerwienione. Wracał z treningu.
-Byłem tu wcześniej, ale
jeszcze się nie obudziłaś a potem musiałem iść na trening. Jak
się czujesz? - zapytał parząc na nią.
-Dobrze. Co dziś ćwiczyłeś?
-Techniki obrony. Znowu.
Wałkuję to już od kilku tygodni i chciałbym zrobić coś nowego,
ale Alec twierdzi, że to bardzo ważne – westchnął zrezygnowany.
- Dzisiaj przynajmniej przyszedł Jace. Jest świetnym nauczycielem
jeśli chodzi o walkę.
-Tylko mu tego nie mów –
zaśmiała się Clary. - Jego ego jest wystarczająco duże nawet bez
komplementów.
-Zamierzam poprosić go, żeby
to on mnie uczył praktyki, ale nie będę mu prawił komplementów.
Clary nie chciała psuć
dobrego humoru chłopca wiadomością, że Jace ma teraz inne
zajęcia, takie jak na przykład bycie jej osobistym ochroniarzem.
-Przepraszam. Miałam ci dziś
pomóc, ale no sam wiesz – powiedziała.
-Spoko, rozumiem. Następnym
razem. A tak w ogóle to jak się bawiłaś na randce?
-Świetnie. Simon jest
fantastyczny. I wiesz wygląda zupełnie tak jak ty – stwierdziła
nagle zdając sobie z tego sprawę.
-Naprawdę? Cóż, więc jest
przystojny – zażartował Max.
Zadzwoniła komórka Clary.
Spojrzała na wyświetlony numer i uśmiech rozkwitł na jej ustach.
-O wilku mowa – powiedziała
i odebrała połączenie.
Pięć minut późnej gdy się
rozłączyła, Max jak zwykle ciekawski zapytał:
-To był Simon? Co powiedział?
-Umówił się ze mną na
jutro – skwitowała Clary.
Max dotrzymywał jej
towarzystwa do wieczora za co była mu bardzo wdzięczna. Gdy słońce
już zaszło i stwierdziła, że może wyjść z sali szpitalnej
odprowadził ją pod drzwi jej pokoju.
Clary miała wrażenie, że
jest samotny w tym wielkim budynku. Starsze rodzeństwo raczej go
ignorowało, co z pewnością go raniło. Nigdy się do tego nie
przyznał, ale było to po nim widać. Poza treningami jedyną
rozrywką dla Maxa były książki i komiksy. Miał co prawda do
dyspozycji telewizor i komputer, z którego korzystali wszyscy, ale
zbytnio go to nie bawiło. Nie mógł wychodzić poza plac Instytutu.
Nie znał nikogo w swoim wieku, ale już za rok miał iść do
Przyziemnej szkoły na dwa lata.
Jace bardzo się ucieszył
perspektywą spotkania Simona. Cholernie chciał go poznać, żeby
dowiedzieć się co Clary w nim widzi. Posmutniał tylko trochę gdy
poprosiła by miał narysowaną runę niewidzialności, ponieważ
rozmowa z jej chłopakiem na pewno byłaby ciekawa. Tym razem dał za
wygraną, ale następnym nie będzie tak łatwo. O ile będzie
następny raz. Tak, dobrze widzicie. Planował mały sabotaż.
Stał w nonszalanckiej pozie
oparty o futrynę drzwi do pokoju Clary. Ubrała się w czarne,
skórzane spodnie, które dobrze podkreślały jej długie, zgrabne
nogi i dżinsową koszulę. Patrzył jak rozczesuje swoje rude loki,
maluje usta błyszczykiem i wkłada sztylet do cholewki długich
butów.
Sam miał na sobie skórzaną
kurtkę motocyklową z pikowanymi rękawami , czarne dżinsy i ciemny
T-shirt, ale co z tego skoro tak będzie niewidzialny i nikt nie
doceni jego stroju. Na plecach miał dwa bardzo długie ostrza w
futerałach. Długie, blond włosy zaczesał do tyłu.
-Dobrze. Możemy iść –
powiedziała Clary stając przed nim. -Jak wyglądam?
Spojrzał na nią i wykrzywił
usta w grymasie.
-Może koleś nie zwieje –
zażartował, bo przecież nie mógł jej powiedzieć, że wygląda
jak zawsze pięknie a spodnie leżą cholernie seksownie.
-Chodźmy zanim się
rozkręcisz w tej krytyce -stwierdziła przewracając oczami i
mijając go w drzwiach.
-Nie narysujesz mi runy? -
spytał z miną szczeniaczka.
-Narysuję, narysuję tylko
nie rób mi takich smutnych oczek – powiedziała i wyciągnęła
stelę.
Po krótkim spacerze dotarli
na miejsce. Jace całą drogę był czujny, rozglądał się szukając
potencjalnego zagrożenia. W prawdzie był dzień i demony nie mogły
im zaszkodzić, ale były jeszcze wilkołaki, czarownicy, Wyklęci,
fearie i wampiry odporne na słońce.
Małej kawiarenka do której
weszli była urządzona w stylu lat 70-tych. Kolorowe meble z
motywami komiksowymi, krzykliwe dodatki, barwne obrazy na ścianach.
Jace skrzywił się z niesmakiem. On nigdy by nie wszedł do takiego
miejsca gdyby nie musiał.
Kiedy zlustrował wzrokiem
wnętrze lokalu, sprawdzając czy jest bezpieczne, Clary już ruszyła
między stolikami. Zatrzymała się i uścisnęła ciemnowłosego
chłopaka w brązowej, sztruksowej kurtce.
-O rany, czy to popołudnie
może być jeszcze bardziej pozbawione stylu ? -zapytał, ale
oczywiście nie otrzymał odpowiedzi, gdyż widziała go tylko Clary
a gdyby gadała z niewidzialnym gościem to byłoby raczej dziwne.
Chłopak odwrócił się i
usiadł.
-To ten twój Przyziemny?
Wygląda jak łasica z kiepską fryzurą i dziwacznym pojęciem o
modzie * – powiedział znów blondyn.
-Cieszę się że przyszłaś.
Co u ciebie słychać? - zapytał Simon.
Jace prychnął.
-A nic ciekawego jak wracałam
z naszej randki napadły na mnie demony i jeden potężny Wyklęty.
Jeszcze wczoraj w tym miejscu była rana. Nuda. Dzień jak co dzień.
A co u ciebie? – powiedział Wayland nieudolnie naśladując głos
dziewczyny.
Nie wytrzymała i posłała mu
gniewne spojrzenie co wywołało u niego triumfalny uśmiech.
-W porządku. Przyjechał do
mnie nieznośny kuzyn – powiedziała Clary i Jace mógł zobaczyć
cień złośliwości w jej uśmiechu. - Jest strasznie nadęty i
zakochany w swoich blond włosach. Nie masz czasem jakiejś wolnej
koleżanki?
-O, robi się coraz ciekawiej
– powiedział Jace i pochylił się w ich stronę. - Podwójna
randka.
-Niestety mam samych kumpli –
odparł Simon. - I siostrę starszą o dwa lata.
-Fantastycznie – powiedziała
Clarissa. - Weźmiesz ją na następne spotkanie?
-Wiesz, możemy iść jutro do
mnie do domu – zaproponował nieśmiało ciemnowłosy.
-Uuuu. Zwolnij ogierze –
wtrącił sarkastycznie Jace. - Drugie spotkanie a ty już składasz
nieprzyzwoite propozycje?
-Weź ze sobą kuzyna.
Poznacie Rebekę i moją mamę – dokończył Simon.
-Z przyjemnością –
powiedziała Fray i uśmiechnęła się szeroko.
Jace znów poczuł ukłucie
zazdrości. Była naprawdę szczęśliwa w jego towarzystwie.
Umówili się na kolację na następny dzień na godzinę 18.00. Simon zaproponował, że później ich odwiezie i Clary zgodziła się na późną porę mimo protestów Jaca. Patrząc na ubrania tej łasicy naprawdę nie uśmiechała mu się przejażdżka jego samochodem.
- Wayland, wytłumacz mi co to
miało być? - zapytała Clary gdy wracali do Instytutu.
Słońce właśnie zniknęło
za horyzontem. Zaczął wiać typowo jesienny, zimny wiatr. Z trudem
powstrzymywał chęć objęcia rudowłosej ramieniem lub oddania jej
swojej kurtki.
-Nie wiem o czym mówisz –
oprał Jace.
-O tym, ze sabotowałeś moją
randkę ! - krzyknęła wyraźnie wkurzona.
-Obrażasz mnie. Sabotaż w
moim wykonaniu byłby o wiele lepszy. To z pewnością siła wyższa
kara się za taki słaby gust.
-Jesteś nieznośny.
-Co ja ci takiego zrobiłem? -
zapytał robiąc minę niewiniątka.
-Na przykład w parku
podłożyłeś mu nogę – oskarżyła go.
Musiał przyznać, że była
bardzo spostrzegawcza. Simon chciał złapać ja za rękę, więc
musiał interweniować. Nie zamierzał się jednak do tego przyznać.
-To nie moja wina, że koleś
jest całkowicie pozbawiony koordynacji ruchowej.
-A te liście pod moim niby
domem?
Cóż wtedy chciał ją
pocałować w policzek na pożegnanie. Jace nie był zbyt dumny z
tego, że rzucił w niego liśćmi, ale to było lepsze od rzucenia w
niego nożem.
-Wiesz mamy jesień. To
normalne.
-Nie wciskaj mi kitu. Czemu go
tak nie znosisz?
„Bo jest twoim chłopakiem” miał ochotę odpowiedzieć, jednak nie zdążył powiedzieć niczego, bo ich kłótnia została przerwana. Z cienia wyłoniły się postacie ludzkich rozmiarów.
„Bo jest twoim chłopakiem” miał ochotę odpowiedzieć, jednak nie zdążył powiedzieć niczego, bo ich kłótnia została przerwana. Z cienia wyłoniły się postacie ludzkich rozmiarów.
*Bezpośredni cytat z Darów Anioła
Hej. Oto Rozdział V. Nie miałam za bardzo czasu żeby go ostatecznie dopracować, więc jeśli pojawią się jakieś błędy albo po prostu będzie słaby to wybaczcie mi.
Bardzo dziękuję za komentarze i wyświetlenia.
Uwaga! Następny rozdział może nie pojawić się tak szybko, albo w ogóle w najbliższym czasie. Jeśli tak się stanie to bardzo was przepraszam a podziękować możecie za to moim rodzicom, którzy zamierzają odciąć mnie od internetu.
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Ańćć.
Będę pierwsza:
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, nie mam do czego się przyczepić. Opisy masz rozwinięte, błędów także nie robisz... po prostu idealnie <3
Mam nadzieję, że wkrótce dasz radę dodać kolejny rozdział, bo opowiadanie jest naprawdę świetne. Poozdro i życzę weny :)