Clary nie mogła spać. Całą
noc przewracała się na łóżku. Liczyła owce, barany, krowy,
wielbłądy i inne zwierzęta i nic. Nuciła sobie pod nosem i
słuchała usypiających piosenek ze swojego ipoda i nic. Wciąż
myślała o spotkaniu z Maią. Była ciekawa czego dowiedzą się od
jej rodziców. Snuła w głowie najróżniejsze scenariusze, od tych
mówiących że likantropka jest jej siostrą po zwyczajny bieg
okoliczności.
Około piątej nad ranem nie
wytrzymała. Wstała, przebrała się w stój treningowy i zaczesała
włosy w wysokiego kucyka. Wyszła ze swojego pokoju i w ciszy
przemierzała korytarze. Ściany pokryte były boazerią z ciemnego
drewna a podłoga ciemnoczerwoną, miękką wykładziną. Co chwilę
mijało się dumne portrety w złotych ramach od wieków zdobiące
ściany i zbierające kurz.
Clary przeszła przez kuchnię
biorąc jabłko i ruszyła dalej do sali treningowej.
Na końcu ostatniego korytarza
weszła kilka schodków w górę i znalazła się w jednym z
największych pomieszczeń w Instytucie obok biblioteki i sal balowej
oraz wystawowej. Wszędzie tutaj znajdowały się najróżniejsze
sprzęty do ćwiczeń.
Dokończyła jeść jabłko po
czym zrobiła sobie rozgrzewkę. Włączyła najnowocześniejszy
sprzęt w całym budynku, czyli symulator. Była sama w sali ćwiczeń
o piątej rano, więc musiała zadowolić się pokonywaniem
komputerowych wrogów.
Symulator składał się z
panelu sterowania i rzutników wiszących na ścianach dających
trójwymiarowy obraz. Sprzęt był naprawdę świetny. Emitował
przeciwników różnych ras, w różnych miejscach. Clary uzbroiła
się gumową broń i założyła opaski, dzięki którym komputer
widział jej ruchy.
Po półtora godzinnej
„zabawie” z symulatorem była wykończona. Wzięła prysznic i
zjadła porządne śniadanie. Gdy szukała normalnych ubrań z swojej
komodzie jej uwagę zwróciła zagrzebana między ciuchami niewielka
fotografia a właściwie niewielki kawałek fotografii. Gdy razem z
Jocelyn, przybyły do Instytutu znalazła to w rzeczach, które jej
matka zabrała ze sobą, ale zamierzała wyrzucić.
Zdjęcie przedstawiało
młodego mężczyznę, Nocnego Łowcę. Miał jasne, niemal białe
włosy sięgające za uszy, czarne, wąskie oczy i równe, prawie
niewidoczne brwi.
Z rysów jego twarzy jedynie
podbródek się odznaczał, był wąski i mocno wysunięty.
Mężczyzna nie uśmiechał się, tylko lekko podniósł prawy kącik
ust.
Obejmował kogoś, jednak w
tym miejscu zdjęcie zostało rozerwane.
Clary nie znała tego
człowieka, ale nigdy nie znalazła w sobie odwagi by zapytać o to
swoją matkę. Najbardziej ciekawił ją jednak napis na odwrocie „
i Valentine Morgenstern.”.
Schowała zdjęcie do kieszeni
spodni razem z fotografią, którą zabrała demonowi pod
Pandemonium. Miała nadzieję, że dziś dowie się czegoś ważnego.
Wyszła do sali wystawowej, by posiedzieć w swoim ulubionym miejscu.
O godzinie 10.20 zapukała do
drzwi pokoju Jaca. Nie usłyszała odpowiedzi, więc uchyliła lekko
drzwi i zajrzała do środka. Jace leżał na łóżku i wciąż
spał.
Weszła do pokoju i stanęła
nad jego łóżkiem. Jego twarz miała łagodny wyraz, tak nietypowy
dla niego. Zawsze bowiem nosił sarkastyczną maskę. Skrzętnie
ukrywał pod nią swoje uczucia. I nie wiedzieć czemu tylko przed
rudowłosą Clary odkrywał kilka warstw swojej osobowości. Gdy
spał wyglądał na młodszego i bardzo beztroskiego. Wąskie usta
miał lekko rozchylone co było miłą odmianą od standardowego
półuśmiechu. Jego złote włosy zdobiły poduszkę wokół jego
głowy.
-Jace. Wstawaj – powiedziała
Clary lekko szturchając jego ramie.
-Jeszcze pięć minut, mamo –
wymamrotał przewracając się na drugi bok.
-Wstawaj. Już późno, musimy
iść.
Tym razem w ogóle nie
zareagował. Clary postanowiła spróbować nieco inaczej.
-Jace! Szybko! Cheerleaderki
przyjechały zwiedzać Instytutu! -krzyknęła.
-Powiedz im, żeby na mnie
zaczekały – powiedział sennie i zakrył głowę kołdrą.
-Jace! Alec i Max zaraz zjedzą
całą SZARLOTKĘ! - krzyknęła jeszcze głośniej.
Wstał tak gwałtownie, że
prawie się przewrócił.
-Szarlotka?! Jaka szarlotka? -
zapytał już bardzo przytomnie.
- Maia na pewno ma w domu
jakąś szarlotkę. Ubieraj się – powiedziała Clary rozbawiona
jego reakcją.
-Okłamałaś mnie –
zarzucił jej, ale poszedł się ubierać.
Zniknął z łazience a Clary
rozsiała się w jego fotelu.
-Hej, mogłabyś mi podać
jakiś czysty T-shirt ? - zawołał pięć minut później. -
Pierwsza szuflada w komodzie.
Clary westchnęła i poszła
po koszulkę. Wyjęła pierwszą z brzegu, podeszła do drzwi
łazienki i zapukała.
Jace otworzył, był w samych
spodniach. Wyrzeźbione mięśnie brzucha prezentowały się bardzo
dobrze. Czerń stałych runów odznaczała się na jego złotej
skórze. U góry z lewej strony widniała biała blizna w kształcie
gwiazdy.
-Dzięki – powiedział
biorąc od niej T-shirt i wrócił do łazienki.
Dziewczyna odwróciła się by
zasunąć szufladę jednak kątem oka zauważyła w niej biały
kawałek papieru odznaczający się między ciemnymi ubraniami.
Zignorowałaby go, szanując prywatność Jaca, ale zobaczyła, że
brzeg jest postrzępiony a na dole widnieje napis. Rozpoznała
charakter pisma i sięgnęła po karteczkę. Nie myliła się, była
to druga połowa zdjęcia, które zabrała matce.
Fotografia przedstawiała
kobietę, na oko dwudziestoletnią. Miała włosy w identycznym
kolorze, równie bladą skórę i taki sam wysunięty podbródek jak
mężczyzna z drugiej połowy. Jednak jej oczy były niebieskie. Obok
niej, trzymając ją za rękę stał mężczyzna w podobnym wieku.
Jego włosy były ciemniejsze, bardziej blond niż białe. Oczy miał
zielone. Jego biała koszula była rozpięta do połowy. Widać było
bliznę.
Clary gwałtownie wciągnęła
powietrze i upuściła fotografię na ubrania. Identyczną białą
gwiazdę widziała przed chwilą na ramieniu przyjaciela.
-Co robisz Clarisso? - zapytał
Jace szeptem.
Rudowłosa podskoczyła
przestraszona. Nie słyszała jak się zbliżał. Uderzyła plecami o
jego pierś. Stał tuż za nią i patrzył jej przez ramię.
-To nie ładnie grzebać w
cudzych rzeczach – powiedział wprost do jej ucha.
Zignorowała jego komentarz.
Odwróciła się i natychmiast tego pożałowała. Był tylko kilka
centymetrów od niej. Poczuła na policzku jego oddech pachnący
miętową pasta do zębów. Spojrzał jej w oczy tak głęboko, że
miała wrażenie iż ogląda jej duszę. Lekko przymrużył oczy
jakby chciał odgadnąć jej uczucia. Był poważny. Zbyt poważny
jak na niego.
Speszona cofnęła się,
zasuwając plecami szufladę.
-Skąd to masz? - zapytała
pokazując zdjęcie.
Wzruszył ramionami.
-Moja matka oddała mi to w
testamencie. Myślę, że chciała żebym poznał tego faceta. Czemu
cię to interesuje?
W odpowiedzi Clary sięgnęła
po swoją połowę zdjęcia, złączyła je i podała Jace'owi.
-Stephen Herondale, Yvonne Morgenstern-Herondale i Valentine Morgenstern. Tych dwoje wygląda na
rodzeństwo – stwierdził, wskazując na bladą, białowłosą
dwójkę.
-Więc oni muszą być
małżeństwem – podsumowała Clary i pokazała na druga parę.
-Spytamy o to dziś ojca Mai?
- zadał pytanie Jace.
-Maia! O cholera, spóźnimy
się – krzyknęła Fray i wybiegła z pokoju ciągnąc go za rękę.
W tym rozdziale jest bardzoo mało akcji, ale czasami tak już musi być. Mam tylko nadzieję, że nie zasnęliście w trakcie.
Dziękuję wam bardzo za to że "wywiązaliście się z umowy" xdd dotyczącej komów pod ostatnim postem.
Czy podoba wam się pomysł z dodawaniem gifów ? Staram się by pasowały do tekstu, czyli były jakby ilustracją. Mi się to podoba, ale chciałabym znać wasze zdanie na ten temat. Pewnie wam się spodoba, no bo Hello, Jace bez koszulki !!
'
Jakby ktoś jeszcze nie zauważył to dodałam dwie nowe zakładki "Drzewa genealogiczne " i "Zapytaj bohatera". Serdecznie zapraszam do odwiedzania i zachęcam do zadawania pytań.
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam, Ańćć.