niedziela, 3 maja 2015

Rozdział XXII New in town

-Jezu Clary, przeszliśmy chyba cały Instytut zanim mądrze zaproponowałem bibliotekę – powiedział Jace zatrzymując się za oparciem jej krzesła. Spojrzał na kartkę ze szkicownika i uniósł pytająco brwi. - Fajny kwadracik. Równiutki.
Rudowłosa już miała mówić im co przed chwilą zrobiła, gdy do pomieszczenia weszli Isabelle i Simon. Mimo, że wszyscy w tym gronie byli przyjaciółmi, byli jak rodzina Clary poczuła się po prostu skrepowana. Co jeśli by jej nie uwierzyli?
-Właśnie wróciłem od Cichych Braci – zaczął Hodge siadając u szczytu stołu. - Poszedłem tam w sumie z jedną mała sprawą, ale na miejscu dowiedziałem się, że Bracia zostali zaatakowani dzisiejszej nocy. Dlatego nie było mnie prawie cały dzień. Ktoś włamał się do Miasta Kości, gdy wszyscy Bracia spali i wykradł Miecz Anioła. Na szczęście gdy tylko złodziej dotknął miecza Cisi Bracia wyczuli to. Nie pytajcie mnie, nie wiem jak, chyba są jakoś z nim połączeni. A raczej byli bo nie mogą teraz określić gdzie miecz się znajduje. Wracając do nocy, wszyscy się obudzili, wezwano posiłki z Clave. Jednak zanim pomoc dotarła złodzieje, tak w liczbie mnogiej, uciekli. Tej nocy śmierć poniosło wielu Cichych Braci, mieli dużo mniejsze szanse. Ci, którzy przeżyli rozpoznali wielu z napastników. Większość tych osób to byli członkowie Kręgu Valentina – wszyscy, oprócz Simona, który nie wiedział o co chodzi, gwałtownie wciągnęli powietrze, zupełnie jakby wcześniej ćwiczyli ten synchron. Zanim Hodge kontynuował zawahał się patrząc ze zmartwieniem w oczach na Fray. - Wśród nich była twoja matka, Clary.
Dziewczyna milczała, owładnięta szokiem, więc nauczyciel zagłębiał się w szczegóły, bacznie ją obserwując.
-Skontaktowano się już z Lighwoodami, z którymi mieszkała w Idrisie. Mówią, że tydzień temu zniknęła pod osłoną nocy. Zostawiła tylko krótką wiadomość z zapewnieniem, że jest bezpieczna, musi wyjechać by załatwić parę spraw. Prosiła by nie martwili się i zachowali to dla siebie. Robert i Maryse uszanowali to ale i trochę zbagatelizowali. Sprawa może być naprawdę poważna. Jocelyn chyba wróciła do Valentina.
-Ten dziwny list... - powiedziała Clary cicho. Tylko ona i Jace wiedzieli o co chodzi, więc zaczęła tłumaczyć. - Gdy przyszła do nas poczta z Idris, list od mojej matki był bardzo krótki i tajemniczy. Napisała, że musi zrobić coś ważnego i niebezpiecznego. Pewnie chodziło o powrót do mojego ojca.
Simon, który kompletnie nic nie ogarniał cały czas słuchał z uwagą, by zrozumieć choćby sens. Jednak mówili o ludziach i rzeczach, których nie znał. Mimo tego co Clary mu zrobiła, było mu przykro z jej powodu, jak widać miała nieźle pokręconą, trochę kryminalną rodzinę.
„Całe moje życie to jedno wielkie pieprzone kłamstwo” Clarissa w myślach powtórzyła słowa Przyziemnego. Były aż zbyt prawdziwe.
-Czy nasi rodzice są bezpieczni? Mówili coś jeszcze? -zapytała Isabelle.
-Nic im nie jest. Oczekują na Aleca i na zebranie Nocnych Łowców – zaspokoił jej ciekawość Hodge. -Wypytali mnie trochę o was i prosili Izzy byś uważała na siebie i Maxa. Kazali ci przekazać, żebyś nie ufała nikomu, bo teraz każdy może być twoim wrogiem.
Isabelle mimowolnie spojrzała na Clary. Gdy przyjaciółka podłapała to spojrzenie pełne obaw, powiedziała z wyrzutem:
-Izz, chyba nie myślisz, że mogłabym was zdradzić?! Nie miałam pojęcia o planach mojej matki. A nawet gdybym miała szansę to i tak nie przyłączyłaby się do mojego ojca, człowieka, którego w ogóle nie znam, bo mnie porzucił.
-Tak, Clary. Przepraszam, ale naprawdę nie chciałam cię o nic oskarżać. Jesteś dla mnie jak rodzona siostra.
Simon by złagodzić powstałe napięcie i by w końcu wiedzieć o czym mowa, zaczął jak najęty zadawać pytania:
-Kto to był właściwie ten Valentino? I o co chodzi z tym jego całym Kręgiem? Może mnie ktoś oświecić? Jacy Cisi Mnisi i Miecz Nie Pamiętam Nazwy?
Jace westchnął zirytowany, jakby winą Lewisa było to, że nic nie wie.
-Miecz Pan Przyziemny Nie Zna Nazwy to Miecz Anioła. Jest drugim z Darów Anioła Razjela, które otrzymał pierwszy Nocny Łowca Jonathan – w tym momencie blondyn uśmiechnął się z wyższością, jakby bycie imiennikiem założyciela rasy, było wielką chlubą. W rzeczywistości nie było, ale chciał by Simon tak pomyślał. - Miecz ma ogromną moc i potrafi zmusić każdego Nocnego Łowcę do mówienia prawdy. Przechowują go, a raczej przechowywali Cisi Bracia. To tacy zakonnicy, niegdyś Nefilim. Mają zaszyte usta i oczy. Ogólnie wyglądają okropnie, przydałby im się pedicure, manicure i jakaś dobra kosmetyczka. I jeszcze te habity – chłopak wzdrygnął się z odrazą – zupełnie nietwarzowy kolor. Mieszkają sobie w Mieście Kości, pod ziemią, które byłoby nawet przytulnym miejscem, gdyby nie to, że w zasadzie jest cmentarzem Nocnych Łowców. Często leczą, nakładają pierwsze runy, grzebią zmarłych i takie tam. Co ty tam jeszcze chciałeś wiedzieć? - Jace zamyślił się na moment. Zauważył, że podczas jego wyjaśnień Clary i Hodge zaczęli ze sobą po cichu rozmawiać. - A! Nie Valentino, tylko Valentine. Wiem, słabe imię, nie to co moje. Przeliteruj V-A-L-E-N-T-I-N-E. Otóż to jeden z najbardziej niesławnych Nocnych Łowców. Jakieś dwadzieścia lat temu założył Krąg zrzeszający młodych Łowców o skrajnie nacjonalistycznych poglądach względem innych ras. Dążyli oni do ogromnych zmian w Clave. Wybuchła wojna i na szczęście wygrała jasna strona mocy. Valentine został uznany za zmarłego. Minął szmat czasu od obalenia Kręgu, Morgenstern, bo to jego nazwisko jest już pewnie czterdziestoletnim dziadkiem. Można by twierdzić, że jego zapał do przejmowania władzy i rewolucji już nieco ostygł, ale jak widać skubany całkiem nieźle się trzyma. Valentine jest też ojcem Clary. W sumie jakby się tak nad tym dłużej zastanowić to można dostrzec podobieństwa charakterów. Clarissa wie o tym od niedawna.
-Wychodziłoby na to, że mama Clary była wczoraj w Nowym Jorku – zaczęła Izzy, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Może gdybyśmy mieli jakieś wskazówki moglibyśmy ją znaleźć. Clary pewnie byłaby w stanie przekonać ją do powrotu a jeśli nie to przynajmniej wiedzielibyśmy więcej.
-Isabelle. Nie. Absolutnie wykluczone! - zaprotestował Hodge. - Jocelyn pewnie jest teraz z bandą Valentina. To doskonale wyszkoleni, dorośli Nocni Łowcy i jest ich bardzo dużo. To niebezpieczne!
-Samobójcza misja... Kiedy ruszamy? - zapytał sarkastycznie Jace za co zarobił kuksańca w bok od swojej dziewczyny.
-Hodge, musimy coś zrobić! Nie możemy czekać bezczynnie, aż oni wtargną do naszego Instytutu. Wtedy będzie już za późno – młoda Lightwood zaczęła się kłócić.

Puls Maxa zapewne znaczenie odbiegał teraz od zdrowej normy. Serce chłopca biło tak szybko i intensywnie, że prawie nie słyszał głosów z biblioteki.
Stojąc pod lekko uchylonymi drzwiami nie dbał o to czy zostanie przyłapany a jeśli tak to jakie będę tego konsekwencje. Chciał po prostu dowiedzieć się czegoś. Czy jego rodzina w Idrisie była cała? Jak bardzo stawało się niebezpiecznie? Co się właściwie dzieje? Kto odpowiada za rewolucję?
Pytań miał wiele. Słyszał całą rozmowę, więc po chwili miał też wiele odpowiedzi. Jednak niektóre rzeczy wciąż były dla niego niejasne. Nie wiedział nic o istnieniu Kręgu.
-Musimy to przede wszystkim dobrze przemyśleć – Hodge jak zwykle zachowywał spokój mimo gęstniejącej atmosfery. - To nie może być samobójcza misja. Może i macie jakieś szanse na odnalezienie matki Clary, ale tylko z dobrym planem.
-Więc, czy ktoś z obecnych na sali ma jakiś pomysł? - zapytał Jace, a Maxwell natychmiast wyczuł sarkazm, którego nie znosił u swojego starszego, przyrodniego brata.
Chwilę później dwunastolatek poczuł leciutkie łaskotanie na swoich łydkach. Zanim zrozumiał co to było już za późno.
Church jak zwykle dumnym krokiem wkroczył do biblioteki, jakby był najważniejszy w pomieszczeniu a cała reszta tylko na niego czekała.
Drzwi uchyliły się nieco bardziej i zanim chłopiec zdążył uskoczyć w bok padł na niego promień światła oświetlający mrok korytarza.
-Max! - zganił go natychmiast Wayland. - Podsłuchiwałeś?! Przecież wiesz, że nie powinieneś...
- Spokojnie – przerwała mu Clary. - Max, wejdź. I tak musiałbyś się o tym wszystkim dowiedzieć. Chcieliśmy ci oszczędzić zmartwień.
Słysząc łagodny i troskliwy ton młody Lightwood nieśmiało wszedł do biblioteki i dołączył do nich.
-Jak dużo słyszałeś? Wiesz na czym stoimy? - zapytała Izzy.
-Tttak. Chyba słyszałem wszystko.
-Wiesz co, jest dużo lepszy i bezpieczniejszy sposób na podsłuchiwanie, taka jedna runa – powiedziała Clarissa mrugając do niego porozumiewawczo. Szybko jednak spoważniała przypominając sobie co zrobiła z kartką. Mimo wcześniejszej wymiany zdań z Hodge'm wciąż była niepewna. Wzięła głęboki oddech i po prostu wyrzuciła to z siebie – Muszę wam coś powiedzieć ważnego. Chyba... chyba stworzyłam nową runę. To było jakieś dziwne, ale jednocześnie bardzo naturalne i podświadome. Narysowałam sobie jakiś wzór w szkicowniku. Gdy na niego spojrzałam, instynktownie wzięłam do ręki stelę i zaczęłam go wypalać. Potem papier jakby lekko za wibrował i... i kawałek kartki zniknął.
Na dowód pokazała im równiuteńki kwadrat, który zauważył wcześniej Jace.
Gapili się na świstek papieru jakby był co najmniej Świętym Graalem. Potem w zastanowieniu przybrali miny badaczy oglądających ciekawy okaz naukowy.
Clary rysuje, tylko nie na swojej ręce, na kartce.
-Clary, jesteś pewna? - zapytał po chwili Simon zw słyszalnym wahaniem.
-Jak mogłoby mi się wydawać? Wiem, że ty średnio mi ufasz, ale nie kłamię.
-Może nam to pokażesz Clarisso? - zaproponował nauczyciel. - Tak będzie dużo prościej i szybciej.
Fray tylko odrobinę niepewnie wzięła stelę i kolejną czystą kartę papieru. Odtworzyła dokładnie taką samą runę z dokładnie takim samym efektem.
-Hmmm... Zastanawiające... - zadumał się Hodge.

Właśnie kończyła ubieranie się w wygodny stój do spania, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę – odparła, mając pewne podejrzenie kto może stać za drzwiami.
Jace wszedł do pokoju. Też był ubrany w coś na kształt piżamy. Jego długie włosy były lekko mokre po prysznicu przez co kręciły się za uszami i na karku. Jeśli codziennie chodził tak spać, to nie dziwne, że miał takie loczki, powód wielu swoich narzekań.
-Ty tutaj? - zapytała z rozbawieniem. - Czyżbyś się bał ciemności?
-Nie po prostu to był długi i emocjonujący dzień. Pomyślałem, że może chciałabyś się przytulić na dobranoc. Albo tak no wiesz, znowu spędzić ze mną całą noc.
-Jasnee, jasne. Wmawiaj mi, że ja chcę. A tak naprawdę to ty byś nie mógł sam zasnąć – drażniła się z nim przywdziewając na twarz sarkastyczny uśmieszek.
W głębi serca Clary cieszyła się, że przyszedł. Rzeczywiście potrzebowała przytulić się do niego, poczuć to przyjemne ciepło jego ciała, zasnąć wiedząc, że Jace jest tuż obok.
-Och, jak ty mnie dobrze znasz – westchnął.
Podszedł bardzo blisko i pocałował ją. Pachniała owocowym mydłem i pastą do zębów. Pocałunek był od razu mocny i zdecydowany. Przez całe pół dnia nawet jej nie dotykał, tego właśnie mu było trzeba. Koniuszkiem języka przejechał po jej rozchylonych wargach, jednocześnie niwelując odległość między ich ciałami. Jace przejechał delikatnie dłońmi po jej plecach jednocześnie przyśpieszając ruchy warg. Znów ogarnęło go to elektryzujące uczucie rozlewając się po jego ciele i rozpalając od środka.
-I vice versa – odpowiedziała mu gdy w końcu się od siebie oderwali. Zmysłowo oblizała przy tym wargi tak, że znów zapragnął ją pocałować. Udaremniła to jednak wskakując pod kołdrę. - Padam z nóg.
Jace z szerokim uśmiechem położył się tuż obok niej. Szczelnie objął swoją dziewczynę ramionami a ona wtuliła się w niego z cichym westchnieniem.
-Dobranoc ruda – szepnął całując ją w skroń po czym zamknął oczy.
-Dobranoc piękny – odparła.

Mimo, iż oddech Jace'a dawno się wyrównał i on sam spał w najlepsze Clary wciąż nie zamknęła oczu. Wpatrując się w pokój spowity mrokiem wciąż myślała o swojej matce. Martwiła się o nią i pragnęła jej bezpieczeństwa. Lecz chciała też wiedzieć dlaczego Jocelyn to zrobiła. Chciała poznać odpowiedzi.
Nurtowało ją też zakończenie rozmowy w bibliotece.
-Chyba mam pewien pomysł – powiedział Hodge kilka godzin temu. - Muszę się jednak upewnić, że to jest bezpieczne i wypali. Przemyślę to przez noc. A teraz wszyscy spać.

ɤɤɤɤɤɤ

Więc, w końcu, nareszcie nowy rozdział. Tak, wiem kiedy był ostatni i za to przepraszam.

W maju mimo, że już pisaliśmy egzaminy gimnazjalne i powinni nam już dać spokój, mam jeszcze całkiem dużo roboty Postaram się pisać jak najwięcej, ale niczego nie obiecuję.

Jak myślicie co chce zrobić Hodge? Czyżby nowa zwariowana postać? Śmiało zgadujcie w komentarzach, z chęcią poczytam :)

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To bardzo wiele dla mnie znaczy.

Czekam na wasze opinie i lecę pisać dalej, Ańćć.


sobota, 2 maja 2015

Wskrzeszenie + Libster Award #10

Więc może zacznę od sprostowania i wskrzeszenia.
Wiem, że obiecywałam rozdział raz w miesiącu i wiem, że nie wywiązałam się z obietnicy.
Bardzo, ale to bardzo was za to przepraszam.
Jestem na siebie okropnie zła, bo znów zawaliłam. Mimo, że ten blog i to opowiadanie jest dla mnie bardzo ważne to nie potrafiłam w sobie znaleźć motywacji i weny.
Mogłabym zwalić winę na to, że miałam gotowy plan wydarzeń na 5 rozdziałów w przód zapisany w notatce w telefonie i że zrobiłam zupełny reset telefonu tracąc te dane.
To była jednak moja własna głupota, tylko ja jestem winna. 
Mimo waszych wspaniałych, cudownych komentarzy, kolejnych nominacji, które były najlepszym znakiem tego, że jednak moja twórczość jest coś warta i że ktoś to jeszcze czyta, nie miałam weny.
Jeszcze raz stokrotne dzięki dla was <3.

Teraz jednak postanowiłam kontynuować to opowiadanie. 
Zrozumiałam, że nie mogę się poddać i zaprzepaścić tak ważnej dla mnie rzeczy.
Skoro zaczęłam to wspaniałą przygodę chcę ją również zakończyć. 
Pomimo, że wciąż nie mogę sobie przypomnieć w całości tego planu już dziś zaczęłam układać to wszystko na nowo i napisałam sporą część rozdziału XXII.

Uff, to już wszystko. 
Możemy teraz przejść do przyjemniejszej części.


Bardzo dziękuję za okrągłą 10 nominację Elenie z blogahttp://love-is-a-weakness.blogspot.com


Nie wierzę, że to już 10. Nawet nie śmiałam o tym marzyć...

1. Jak trafiłaś na swój ulubiony serial? Za co go lubisz?
Mój ulubiony serial to Plotkara. 
Kiedyś skacząc po kanałach natrafiłam na któryś odcinek 2 sezonu. Zobaczyłam super HOT Chace'a Crawforda czyli Nate'a. Stwierdziłam, że jest on mega przystojny, więc nie przełączałam dalej.
Potem bardzo spodobał mi się serial, pokazuje życie bogatej elity pięknego Manhattanu, luksus i to że ci ludzie uznawani za sławy mają realne problemy, trudne, ale ciekawe przygody a ich życia wcale nie są tak różowe jak się wydaje.

2.Ulubiony ship z serialu/filmu?
Leonetta, Chair i Serenate.

3.Masz jakieś marzenia, które są możliwe do spełnienia?
Chciałabym mieszkać w Krakowie i studiować na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Trudne, bo muszę zdać piękną maturę, ale możliwe wielkie marzenie.
Chciałabym też mieć kochającego męża i cudowną rodzinkę.

4.Z którym bohaterem filmowym/serialowym chciałabyś spędzić dzień?
Z Legolasem z ekranizacji "Władcy Pierścieni". Tylko bez żadnych bitew.
I z Sereną i Blair.

5. Twoje ulubione książki to ?
Za dużo ich by wymieniać. Większość pod tym linkiem

6. Wyobrażasz sobie, że żyjesz w swoim ulubionym serialu/ filmie. Co wtedy widzisz?
Piękną, zapierającą dech w piersiach Krainę Elfów. Siebie w tym ich fajnym wdzianku, wreszcie z ładnymi włosami, z jakąś błyszczącą bronią w ręku. 
Obok mnie stoi sobie Legolas i wg. jest pięknie cudnie.

7.Masz jakieś hobby?
Pisałam w ostatnim LBA. Zainteresowanych odsyłam.

8.Twoja ulubiona piosenka to ...?
Nie potrafię wymienić jednej, ale postaram się ograniczyć:
+ High way to hell - AC/DC
+ We will rock you - Queen
+ Do I Wanna Know - Arctic Monkeys
+ Love Runs Out - OneRepublic
+ Counting Stars - OneRepublic


Nominuję:


Moje pytania:
1. Ile masz lat i do której klasy chodzisz?
2. W jakim książkowym świecie najbardziej NIE chciałbyś żyć?
3. Jakie wymyślone/magiczne/mitologiczne/książkowe zwierze chciałabyś posiadać?
4. Marzyłaś kiedykolwiek o napisaniu własnej książki? Jeśli tak to o czym by była?
5. Która część Darów Anioła podobała ci się najbardziej a która najmniej?
6. Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką w życiu zrobiłaś?
7.Napisz swój ulubiony tekst Jace'a lub ulubiony śmieszny cytat z DA.
8. Który z bohaterów Darów Anioła lub/ i Diabelskich Maszyn najbardziej cię denerwował? Dlaczego?
9.W którym domu Hogwartu chciałabyś być?
10. Wymień 3 swoje ulubione serie książkowe.
11. Wymień ulubione powieści jednotomowe.


Pozdrawiam. Mam nadzieję, że do następnego wkrótce, Ańćć.

sobota, 25 kwietnia 2015

Libster Award #8 #9

WOW!
Nie mogę uwierzyć, że aż tyle osób nominowało mnie już do Libster Blog Award.
Mimo tego, że niestety dawno mnie tu nie było, wciąż o mnie pamiętacie. :`)



Bardzo, bardzo dziękuję za nominację Clarissie Adele Morgenstern


1.Prowadzisz jeszcze inne blogi?


2. Ulubiony aktor/aktorka?
Bardzo lubię Lily Collins, Orlando Blooma, Johnego Deppa i...
i... w sumie nie nie wiem.

3.Ulubiona książka?
Jest ich naprawdę dużo... 

4.Ulubiona/ny piosenkarka/wokalistka piosenkarz/wokalista? 
Słucham głównie zespołów, bo trudno w rockowej muzyce o solistów.
Uwielbiam wokale:
+ Alexa Turnera
+ Ryana Teddera
+ Freddiego Mercury`ego

5.Ulubiony kwiat?
Szczerze nie przepadam za zielskiem, ale chyba lubię tulipany i krokusy.

6.Ulub. postać z Darów Anioła?
Jace <3

7.Wessa czy Jessa?
Przez całą trylogię kibicowałam Wessie, ale po tym okropnym epilogu ostatniej części, nie znoszę Tessy i jestem za parringiem Will+Ja <3

8.Jakie jest twoje hobby?
Czytanie książek, czytanie książek, czytanie książek.
Poza tym pisanie, siatkówka, sportowcy i sporty no i oczywiście czytanie książek.

9.Ulubiony serial?
Plotkara

10.Ulub. film?
W sumie nie wiem. Wiele filmów mi się podobało, ale nie aż tak bardzo.

11. Masz zwierzątko?
Mam pieseła, Fafika.



Wielkie dzięki również Helenie Morgenstern
z bloga http://jaceherondalerealstory.blogspot.com za kolejną świetną nominkę.


1. Podaj 3 ulubione książki/serię książek?
Serie:
+ Ania z Zielonego Wzgórza
+ Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy
+ Dary Anioła

2.Ulubiony kolor?
Raczej nie posiadam. Lubię czarny, czerwony, niebieski.

3. Książki, które najbardziej cię rozśmieszyły?
+ wszystkie z serii DA
+ wszystkie z serii PJ i BO
+ Vango. Uciekaj albo giń.

4.Ulubiona potrawa?
Lubię spaghetti, pizzę, naleśniki, sałatki

5.Kiedy postanowiłaś, że zaczniesz pisać bloga?
Ale, że tego bloga? Tuż przed moimi urodzinami w lipcu.

6.Podoba ci się twoje opowiadanie?
Nieskromnie przyznam, że bardzo ;)
Jednak teraz z perspektywy czasu widzę w nim braki, błędy i wiele rzeczy, które chciałabym zmienić, ale jest za późno.

7. Jakie masz podejście do życie?
Staram się zawsze myśleć pozytywnie i nie przejmować się zbyt bardzo.
Chcę żyć tak by potem niczego nie żałować. 
Nie chodzi tylko o to by chwytać chwilę, ale też robić dobre rzeczy.

8.Wolałabyś być Clary, Isabelle czy Maią?
Clary. Już kilka razy o tym pisałam.

9.Ulub. bohater/bohaterka z DA?
Jace <3

10. Ulubiony cytat?
Lubię bardzo wiele cytatów, ale jeden szczególnie często powtarzam.
"Uczuć nie można wyłączyć jak światła" ~Luke.

11.Gdybyś mogła zostać zwierzęciem, jakie byś wybrała?
Chyba chciałabym być ptakiem, dla latania ...


Pozdrawiam, do następnego, Ańćć.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Libster Award #7

Bardzo dziękuję za nominację R.V.S z bloga http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/

Brawa dla mnie za refleks!


1. Ulubiony kolor ?
Chyba nie mam... Lubię czarny, niebieski, czerwony, fioletowy.


2. Twoja ulubiona postać?
Uj, trudne pytanie. 
Mogłabym wymieniać bardzo długo, ale postaram się ograniczyć:
+ Ania Shirley
+ Jace 
+ Will Herondale
+ Patch
+ Lisel 


3. Jak zaczęła się twoja przygoda z Darami Anioła?
Tak szczerze, to zaczęła się od obejrzenia ekranizacji "Miasta Kości". 
Film tak bardzo mi się spodobał, że sięgnęłam po książkę a potem po kolejne i kolejne.


4. Książka czy telewizja?
Po pierwsze: kto jeszcze w tych czasach ogląda TV ?!
Po drugie: oczywiście, że książka !!!


5. Skąd czerpiesz inspirację do pisania?
W sumie to nic mnie jakoś specjalnie nie inspiruje.
Jeśli mam wenę to jakoś pomysły same wpadają mi do głowy. Praktycznie wszystko tworzę w momencie pisania, tylko niektóre scenki powstają pod wpływem inspiracji z życia codziennego.

Jeśli można to zaliczyć to często gdy piszę, słucham sobie jednej piosenki w kółko i w kółko.
To bardzo pomaga mi się skupić.

6. Clary czy Isabelle?
Nie mam nic do Izzy, ale bardziej lubię postać Clary. 
Jest mi bliższa i łatwiej mi się w nią wczuć podczas pisania.

7. Od jak dawna piszesz bloga?
Zaczęłam dokładnie 4 lipca 2014r.
Jeśli moja matematyka nie zawodzi to właśnie mija 9 miesięcy.

8. Kawa czy herbata?
Nienawidzę kawy, więc wybór jest prosty herbata!

9. Gdybyś miała wybór to kim byś chciała być: wampirem, wilkołakiem czy łowcą?
Szczerze podoba mi się poje beznadziejne życie ludzkiej istoty, ale z wymienionych najbardziej chciałabym być Nocną Łowczynią.


10. Masz jakiś talent?
Wydaje mi się że mam talent do pisania, sportów, sarkazmu i irytowania ludzi.


11. Jace, Alec czy Magnus?
JACE JACE JACE JACE !!! <3 <3


Pozdrawiam, Ańćć.

poniedziałek, 9 lutego 2015

The Shadowhunter Tag #1 #2

Jak głosi tytuł robię dzisiaj dla was dwa tagi o Nocnych Łowcach zarówno z Darów Anioła jak i Diabelskich Maszyn.
Znalazłam je na instagramie i zrobiłam screeny, więc wybaczcie mi jakość.
Zostawiłam nazwy osób, które je dodały na insta jako źródło.

So let's get started!

The Shadowhunter Tag #1

1.Ulubiony mężczyzna: 
    Will i Jace Herondale Nie potrafię wybrać...

2.Ulubiona kobieta: 
    Clary Morgenstern 

3.Najmniej lubiany mężczyzna: 
     Nathaniel Gray

4.Najmniej lubiana kobieta: 
     Jessamine Lovelace

5.OTP, One True Parring: 
     Wessa i Clace

6.Inne pary: 
     Sizzy, Henry & Charlotte, Gideon & Sophie

7."Dary Anioła" czy "Diabelskie Maszyny": 
     Hmm. Trudno wybrać... Powiedzmy, że obie serie lubię tak samo mocno.

8.Ulubiona książka z DA: 
     "Miasto Szkła"

9.Ulubiona książka z DM: 
     "Mechaniczny Anioł"

10.Kim wolisz być Nocnym Łowcą czy Podziemnym ( jeśli Podziemnym to którym?) : 
     Nocna Łowczyni. Taaak, to coś dla mnie :d

11.Wessa czy Jessa?: 
     WESSA 4EVER!!

12.Clace, Sizzy czy Malec?: 
     Clace <33 i Sizzy też <3

13.Którą postacią chciałabyś być? : 
     Panią Herondale ^^ A z tych występujących to chyba Clary...

14. Co obecnie czytasz?: 
     "Mechaniczna Księżniczka"


The Shadowhunter Tag #2


1.Tworzenie runów jak Clary czy zmiennokształtność Tessy?
    Cóż, ani jedno ani drugie, ale jeśli mam wybierać to chyba wolę zmiennokształtność.

2.Życie w "ruchomym domu" Sebastiana czy w Instytucie?
    Instytut 

3.Wykorzystanie Jace'a czy Willa jako nagiego modela do narysowania?
    Nie mogę wybierać miedzy nimi. Tak samo kocham obu panów Herondale... Biorę obydwóch.

4.Wziąć ślub z Willem czy Jemem?
    Ja nie mogę drugi raz wyjść za mąż... Już jestem żoną Williama...

5.Mieć Churcha czy Prezesa Miał?
    Chyba wolę posiadać kota Churcha, ale Prezes Miał też był zajefajny.

6.Żeby Jace zagrał dla ciebie na pianinie czy Jem zagrał na skrzypcach?
    Bardzo chciałabym usłyszeć melodię Jema, na pewno byłaby piękna. Wybacz Jace...

7.Być częścią rodziny Morgenstern czy Herondale?
    HERONDALE <333 Boże uwielbiam ich...

8.Być częścią rodziny Lightwood czy Carstairs?
    Lightwood Family

9.Mieć rude włosy i zielone oczy czy białe (??) włosy i  czarne oczy?
    Zdecydowanie rude włosy i zielone oczy. 
    "To moje ulubione połączenie"

10.Być najlepszą przyjaciółką Tessy czy Clary?
     Chyba jednak Clary, choć Tessę też lubię.


TAGUJĘ:


oraz WSZYSTKICH FANÓW TWÓRCZOŚCI CASSANDRY CLARE.
(tzn. jeśli twój blog nie został wymieniony powyżej a chcesz zrobić te tagi, to 
jak najbardziej możesz)


Jeśli odpowiadacie na tą nominację to:
1.Piszecie adres bloga i/lub nick osoby , która was otagowała 
2.Wstawiacie powyższe zdjęcia, 
3.Odpowiadacie na pytania
4.Tagujecie/ nominujecie kolejne osoby (najlepiej takie, które nie zostały jeszcze tagowane)
5.Informujecie otagowane osoby


Mam nadzieję, że przyłączycie się do zabawy, pozdrawiam Ańćć.

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział XXI Coś wisi w powietrzu

AC/DC - Hell Ain't a Bad Place to Be 

Isabelle po raz kolejny zaśmiała się głośno. Tym razem rozbawiła ją mina Simona, gdy oznajmiła mu, że przedmiotem, w który się wgapia jest urna z prochami Hitlera (Nocni Łowcy są odpowiedzialni za jego śmierć i ratunek ludzkości).
Na twarzy Simona malowała się odraza i głęboki szok. Jednak dźwięk śmiechu Izzy wywołał nowe emocje. Śmiała się lekko i radośnie niczym pięcioletnia dziewczynka, co zupełnie kontrastowało z jej ciemnymi włosami i wojowniczym charakterem. Ten odgłos był również słodki i dźwięczny. Na twarz Simona wpełzł krzywy, zawstydzony uśmiech. Krępowała go obecność tak zjawiskowo pięknej dziewczyny, która dodatkowo doskonale znała wszystkie swoje atuty i sprawnie się nimi posługiwała by flirtować.
Znajdowali się właśnie w najdziwniejszej sali Instytutu (no może drugiej zaraz za sypialnią Hodge, zbiorowiskiem rzeczy bezużytecznie dziwacznych i mieszkaniem potwornego bałaganu). Cała powierzchnia sali wypełniona była trofeami i przedmiotami kolekcji Nocnych Łowców z Nowego Jorku, poustawianych na wszelakich półkach i gablotach. Niektóre przedmioty, jak skóra wilkołaka w zwierzęcej postaci, były przerażające i obrzydliwe. Jednak inne były po prostu dziwne.
W tym pomieszczeniu Simon i Izzy spędzili chyba najwięcej czasu. Chłopak oglądał z uwagą każdy eksponat zadając masę pytać a dziewczyna cierpliwie mu odpowiadała.
-Czy Nocni Łowcy zabili jeszcze jakiegoś dyktatora? - zapytał wciąż nie mogąc się przyzwyczaić do wymawiania nazwy ich rasy.
-Tak, usunęli też Osamę Bin Ladena. - odparła Izzy. - Pomagali też w drugim obaleniu Napoleona, ale pogłoski, że go otruli są wyssane z palca.
Simon pokiwał głową i dalej oglądał kolekcję. Jego uwagę przyciągnął pewien pistolet. Był to zwykły, czarny glock jednak był bardzo wyeksponowany. Zajmował całą gablotę i zamiast leżeć płasko, był ustawiony jakby trzymała go niewidzialna ręka. Gdyby wystrzelił kula wyleciała by przez okno.
Przyziemny podchodząc bliżej zauważył, że glock cały pokryty był żłobionymi małymi znaczkami. Gdy zapytał o to Isabelle odpowiedziała:
-To są znaki runiczne. Przypominają trochę litery i alfabet, każda z nich coś znaczy. Nocni Łowcy rysują je sobie na ciele, to daje nam różne zastosowania, leczą rany, dają nam szybkość albo niewidzialność.
Izzy podciągnęła rękaw sukienki jeszcze wyżej pokazując mu runy, które aktualnie nosiła.
Simon delikatnie przejechał palcem po jej bladej skórze badając Anielską Runę. Wzdrygnęła się lekko gdyż jego ręka była zimna jednak chłopak był zbyt zafascynowany żeby to zauważyć.
-Ale... ale jak wy... to robicie? - wydukał.
-Rysujemy je za pomocą steli. A właściwie to wypalamy – odparła dziewczyna wyciągając swoją stelę z futerału na udzie.
Simon był tak zszokowany słowem „wypalać”, że nie zwrócił uwagi na zgrabną nogę Izzy w czarnej pończosze, którą mógł zobaczyć przez chwilę. Młoda Lightowood nie często spotykała chłopców, którzy nie zwracaliby uwagi na jej piękno i seksapil, dlatego Simon nieco wytrącił ją z równowagi.
-Czy... Czy to całe... wypalanie boli? - zapytał Lewis.
-Tylko trochę. Chociaż bardziej piecze i mrowi. Jesteśmy przyzwyczajeni.
Izzy spojrzała na zegarek po czym oznajmiła:
-Pora na obiad. W Instytucie mamy ściśle wyznaczone godziny posiłków i przygotowaną dietę. Niestety nasza droga kucharka i gospodyni zaszła w ciążę. Na szczęście niedawno urodziła i już wkrótce wróci. Jesteśmy genialnymi wojownikami, ale niestety to nie przydaje się w kuchni. Już schudłam chyba 3 kg.
Dziewczyna ruszyła do masywnych drzwi nie oglądając się. Wiedziała, że Simon pójdzie za nią.

Clary i Jace szli razem korytarzami Instytutu. Ich ramiona wciąż pokrywała gęsia skórka po tym jak Wayland zagrał Toccatę d-moll Bacha i Jezioro Łabędzie Czajkowskiego [polecam posłuchać, chociaż na YT]. Radość rozsadzała ich od środka uzewnętrzniając się gdy co chwilę spoglądali na siebie i ich uśmiechy się poszerzały.
Nagle Jace przestał iść, złapał Clary za rękę czym zmusił ją do zatrzymania się. Odwrócił ją przodem do siebie i delikatnie położył dłoń na jej policzku. Już po sekundzie poczuł ciepło pod palcami, rumieniec.
Widziała w jego oczach czułość i ciepło tak wielkie, że nie wiedziała co powiedzieć. W ogóle nie chciała nic mówić, by przypadkiem nie zepsuć tego momentu.
Jace nie miał takich oporów.
-Clary... - zaczął niepewnie. Warto podkreślić, że „niepewność” i Jace Wayland to doskonały przykład antonimu. - Ja muszę wiedzieć, czy... czy my... teraz jesteśmy parą w pełnym tego słowa znaczeniu?
-A chciałbyś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Też mi pytanie... - odparł Jace swoim typowym tonem i charakterystycznym krzywym uśmieszkiem na ustach, jednak czułość nie znikła z jego oczu.
Clary odpowiedziała mu intensywnym pocałunkiem, mówiącym „Tak! Tak, chce!”. Ponownie położyła mu ręce na karku i przyciągnęła odrobinę bliżej pozwalając by elektryzująca przyjemność rozeszła się po całym jej ciele. Chłopak odwzajemnił pocałunek i przysunął się tak że przyparł ją do ściany.
Odsunęli się od siebie i stojąc z czołami opartymi o siebie próbowali złapać oddech i włączyć swoje mózgi po resecie.
-Czyli oficjalnie mogę myśleć i mówić o tobie w kategoriach „moja dziewczyna”?
-Oficjalnie zezwalam.
Po drodze do kuchni, na obiad wstąpili jeszcze do biblioteki. Jace bez słowa wdrapał się na drabinkę i wyjął z regału niemowy egzemplarz kodeksu.

Simon nawet nie spojrzał na talerz, który postawiła przed nim Isabelle. Całą uwagę skupił na dziewczynie z powodzeniem uwydatniającej swoje wdzięki.
Stwierdził, że „obiad” to podejrzana i bliżej niezidentyfikowana ciecz dopiero gdy włożył łyżkę do ust, zbyt późno. Na swoje nieszczęście chwilę później do kuchni weszli Jace i Clary. Gdy Simon spojrzał na nich z wydętymi policzkami i zobaczył ich splecione dłonie nie było w całych wszechświecie siły, która utrzymałaby zupę w jego ustach.
Isabelle wybuchnęła radosnym śmiechem w tym samym momencie gdy Jace głośno wciągnął powietrze i z hukiem rzucił książkę na stół kuchenny. Spojrzenia wszystkich utkwione były w spodniach Waylanda tuż poniżej krocza. Jace popatrzył prosto w oczy Simona z irytacją jeszcze większą niż zazwyczaj i powiedział:
-Koleś, no ja rozumiem, że tak ciągle podrywasz dziewczyny. To twój słynny podryw na poplamienie ubrań. Ale żeby mnie?! Nie żeby czegokolwiek mi brakowało... - Jace przeczesał długie blondy włosy wolną ręką. - Jeśli jeszcze nie zauważyłeś to jestem hetero i jestem już zajęty – dla podkreślenia swoich słów lekko uniósł rękę swoją i Clary. Dziewczyna nie wiedzieć czemu zarumieniła się. - Gardzę tobą, ale myślałem, że jesteś choć trochę bardziej spostrzegawczy.
Jace wziął głęboki oddech, po czym wrócił do swojej powszechnej, umiarkowanej złość na cały świat. Lekko wytarł plamę ściereczką kuchenną po czym usiadł przy stole prawie naprzeciwko Simona, jak gdyby nic się nie stało.
Clary była lekko zdezorientowana, ale już po chwili z dziwną radością usiadła obok Jace'a.
Gdy już wszyscy mieszkańcy Instytutu siedzieli razem przy stole i jedli obiad atmosfera rozluźniała się i zamiast milczeć, prowadzili typową dla siebie rozmowę.
-Czego się dziś nauczyłeś Max? - zapytała Clary.
-Niczego nowego. Ćwiczyłem tylko rzuty nożem do tarczy – odparł Maxwell bez cienia entuzjazmu.
-I ile dziesiątek trafiłeś? - zadał pytanie Wayland.
-Cóż... - Max zawahał się. - Idzie mi naprawdę coraz lepiej. 8 razy w środek na 15 rzutów.
-Faktycznie lepiej …. - zaczęła Fray, ale przerwał jej Alec.
-Niewiele lepiej. Musisz więcej ćwiczyć – upomniał brata.
-Będę – odparł Max ze spuszczoną głową. - Co robi na stole Kodeks Nocnych Łowców? To nowy przepis Clave „Wielka Księga Mądrości” przy posiłkach.
-Ach. No tak Kodeks – zreflektował się Jace i sięgnął przez stół po książkę. -Przyniosłem ją dla naszego małego Przyziemnego. Przeczytaj jeśli chcesz się dowiedzieć więcej. Radzę jednak uważać – uprzedził podając Simonowi Kodeks. - Księga liczy sobie sześćset lat i jest jedynym egzemplarzem tego rodzaju. Zniszczenie jej lub uszkodzenie jest karane śmiercią. *
Simon wzdrygnął się spoglądając na książkę.
-Chyba nie mówisz poważnie? *
-Istotnie. Wierzysz we wszystko co mówię? To dlatego, że mam twarz godną zaufania? *
Lewis chciał coś powiedzieć jednak uprzedziła go Isabelle:
-To było pytanie retoryczne. Jemu nie można ufać. Ale dla ostrożności żadnych płynów itp. jak będziesz czytał.

Alec z kuchni udał się prosto to swojej sypialni żeby dokończyć pakowanie. Niewielka skórzana walizka była prawie całkowicie zapełniona. Nocni Łowcy nie przywiązywali zbytnio wagi do przedmiotów (wyjątki: Clary & rysownik oraz Jace & żel do włosów) tak więc spakował głównie ubrania i niezbędnie kosmetyki. Do bocznej kieszonki włożył dwie pedantycznie złożone, bardzo stare mapy.
Alec odwrócił się usłyszawszy odgłos zamykanych drzwi. Do pomieszczenia wszedł jego młodszy, rodzony brat.
-Martwisz się tym wezwaniem? - zapytał Max nieśmiało.
-Nie ma czym. Jestem członkiem Clave muszę tam jechać. Jestem Nocnym Łowcą i zostałem wyszkolony – odparł beznamiętnie Alec.
-Ale musisz się choć trochę przejmować? To może być naprawę poważna sprawa...
-To. Jest. Poważna. Sprawa – powiedział starszy Lightwood. - Inaczej Clave nie rozsyłałoby tych listów i nie wzbudzało paniki dzieci.
Maxa oczywiście zabolało ostanie słowo, dodatkowo wymówione z lekceważeniem.
-Napiszesz do nas co się tam dzieje? - zapytał dwunastolatek cicho.
-Napiszę, ale wątpię żebyś się dowiedział ze szczegółami o całej sytuacji. To spawy dorosłych.
Alec, nie zwracając uwagi na to że znów zranił brata, zasunął walizkę, chwycił ją za uchwyt i ruszył do drzwi.
-Bądź grzeczny gdy mnie nie będzie. Nie narób kłopotów sobie i mi.
Gdy wyszedł Max z trudem powstrzymywał chęć zniszczenia czegoś. Był sfrustrowany tym traktowaniem go jak dzieciaka i odsuwaniem od wszystkich ważnych spraw. Czuł się gorszy i bezwartościowy a na to w świecie Nocnych Łowców był tylko jeden sposób. Ruszył, więc prosto do sali treningowej.

Clary siedziała przy jednym z długich, dębowych stołów biblioteki. Ogromne pomieszczenie rozświetlał tylko żyrandol przy wejściu i niewielka lampka stojąca na stole tuż obok niej. Pochylała się nad swoim szkicownikiem i zerkała do Szarej Księgi.
Rysowała bliżej nieokreślony wzór skupiając się bardziej na rozmyślaniach niż na tym co wypływało spod jej ołówka.
Pół godziny temu wszyscy oprócz Maxa zebrali się w foyer, żeby patrzeć jak Alec wsiada do windy i rusza do domu rodziny Keyhunter skąd do Idrisu uda się duża grupa Nocnych Łowców. Zabójcy demonów nigdy się nie żegnali.. Zachowywali się tak jakby powrót do domu był rzeczą oczywistą, chodź często nie było to prawdą.
Potem Jace poszedł do zbrojowni, wykonać codzienną i obowiązkową pracę z bronią, Clary udała się do biblioteki a Simon i Isabelle wrócili do sali szpitalnej.
Fray przewróciła kartkę w rysowniku, gdyż poprzedni szkic wyszedł okropnie. Nagle poczuła dziwne natchnienie, ołówek w jej reku przyspieszył. Czuła się jakby jej ręka żyła własnym życiem, działała samodzielnie. Pod wpływem impulsu rudowłosa wzięła stelę między palce wskazujący a kciuk. Poprawiła stelą kształt zarysowany wcześniej. Był to nieskomplikowany wzór, duży kwadrat z zawijasem przypominającym kwiat róży w samym środku. Clary przyłożyła koniuszki palców drugiej ręki do kartki. Papier lekko wibrował, zrobił się trochę cieplejszy, po chwili jakby zniknął.
Dziewczyna przewróciła kartkę. W miejscu gdzie przed dwoma sekundami był kwadrat nie było niczego, dziura.
„Czyżbym właśnie stworzyła nową runę?” - pomyślała zdumiona.
-Och. Tu jesteś Clary wszędzie cię szukamy – głos Hodge'a dobiegał ze strony drzwi i pobrzmiewała w nim wyraźna ulga. - Musimy wszyscy porozmawiać.





* Pozdro dla tych co wiedzą o co chodzi... Ach ci panowie Heronadale <33.


ɤɤɤɤɤɤ

Rozdziały pojawiać się będę RAZ lub DWA RAZY w miesiącu.

Na pewno nie będę dodawać częściej, gdyż nie mam ani tyle czasu ani tyle weny. Myślę, że wierni fani to zrozumieją i zostaną ze mną.

Bardzo, bardzo, ale to bardzo DZIĘKUJĘ wam za komentarze pod ostatnim postem. To było dla mnie szczególnie ważne, bo wracałam po długiej przerwie... Niezmiernie się cieszyłam, dosłownie skakałam z radości (jak zawsze zresztą) gdy widziałam nowy komentarz a gdy je przeczytałam wzruszałam się. Nawet nie mogę znaleźć słów żeby opisać to uczucie. Dziękuję.

Ważne pytanie!

Zorganizować dla was konkurs na OneParta/ OneShota?

Są jacyś chętni?



Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To wiele dla mnie znaczy.

Czekam na wasze opinie i odpowiedzi na pytanie, serdecznie pozdrawiam, Ańćć.

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział XX Szczegóły

Nocni Łowcy!
W związku z licznymi zamieszkami i powstaniami szczególnie w Idrisie, Europie i Azji, o których większa część z was niestety już wie, Najwyższa Rada Clave zmuszona jest do ogłoszenia stanu nadzwyczajnego i stanu gotowości bojowej.
W związku z powyższym NRC wydaje następujące oświadczenia:
  • Każdy pełnoletni Nocny Łowca, pełnoprawny członek Clave zostaje zobligowany do stawienia się w siedzibie głównej w możliwie jak najkrótszym czasie.
    (W przypadku niedyspozycji np. zdrowotnej należy poinformować o tym pisemnie)
  • Każdy Podziemny i uzbrojony Przyziemny stanowi bezpośrednie zagrożenie. Należy zachować szczególną ostrożność w kontaktach z innymi rasami. W razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa dopuszcza się użycie środków wyjątkowych – będą traktowane jako samoobrona.
  • Surowo zabrania się wszelkich kontaktów z rebeliantami i osobami zamieszanymi w powstania i walki. Jest to traktowane jako spiskowanie przeciwko Clave i udział w powstaniu.
  • O niepokojących zachowaniach, sytuacjach i osobach wzbudzających podejrzenia należy bezzwłocznie powiadomić Clave.
  • Od tego momentu należy szczególnie zwracać uwagę na stan uzbrojenia i wyposażenia, zwłaszcza na ilość broni. Rebelianci podejrzani są o kradzieże i przywłaszczenia broni nefilim, w związku z czym zaleca się na bieżąco kontrolować stan wyposażenia.

Każda niesubordynacja i złamanie lub niepodporządkowanie się powyższym zasadom będzie postrzegane jako zdrada stanu i surowo karane.
Z poważaniem
Najwyższa Rada Clave
Minister Bezpieczeństwa

Jace powoli odłożył list na stół, jednak podobnie jak reszta nie przestał się w niego wpatrywać.
-Wow. Środki wyjątkowe? - zdziwiła się Izzy. - Musi być naprawdę gorąco. Ostatni raz gdy można było używać środków wyjątkowych zakończyło się to chyba wojną z Kręgiem.
-Strasznie ogólny ten list. Napisali tyle informacji jakby już im palili siedzibę – narzekał Jace. - Mogli by napisać jakieś szczegóły. Mogę się założyć, że Robert i Maryse też będą oszczędni w słowach.
-Pomijając fakt, że pewnie napiszą to samo powtarzając tysiąc razy „uważajcie na siebie” i „to niebezpieczne” - dodała Isabelle.
-Otwieramy? - zapytał Jace biorąc do ręki kopertę.
-Chwileczkę – poprosił Clary. -Simon jest Przyziemnym. Chyba powinniśmy go wypuścić zanim oskarżą nas o konspirację...
-Bez obaw. Simon raczej nie jest niebezpieczny ani uzbrojony – powiedział Wayland ze złośliwym uśmieszkiem. - Nie wygląda mi też na rebelianta.
-A Maja i Luke? Powinni wiedzieć – kontynuowała Clarissa.
-To ryzykowne spotykać się z wilkołakami – stwierdził Alec. - Clary, naprawdę nie warto. Oni pewnie już wiedzą.
Jace tym razem już bez pytania rozerwał mniejszą, również białą kopertę. Były w niej dwie zgięte na pół kartki. Jedna miała format A4, druga była znacznie mniejsza. Jace z nadzieją otworzył każdą z nich. Rozczarował się gdy jedną z nich napisali Robert i Maryse a drugą matka Clary. Sam nie wiedział czemu wciąż liczył na jakieś wieści od swojej biologicznej rodziny. Szczerze wątpił by ktokolwiek z jego dalszej rodziny wiedział o jego istnieniu. Gdy w dzieciństwie mieszkał z ojcem na uboczu, bez sąsiadów i przyjaciół nie znał wielu ludzi, Swojej matki praktycznie nie pamiętał, miał 5 lat gdy zmarła. Każde wspomnienie o niej było mgliste i odległe, oprócz jednego szczegółu. Niesamowitych złotych oczu wpatrujących się w niego zawsze z tą samą mieszanką miłości i niepokoju.
Jego ojciec Michael Wayland nie należał do ludzi szczególnie rozmownych ani też wylewnych, dlatego syn nie dowiedział się od niego zbyt wielu rzeczy zanim 7 lat temu wyszedł z domu i już nie wrócił. Mimo iż szanse na kontakt z biologiczną rodzina były na Jace'a bardzo niewielkie znów poczuł falę zalewającego go rozczarowania i smutku. Zapłonęła w nim także zazdrość. Lightwoodowie może i nie byli idealną rodziną, ale mieli siebie nawzajem. Clary i Jocelyn też nie miały najlepszej relacji, zwłaszcza patrząc przez pryzmat niedawno odkrytych tajemnic, jednak na pewno darzyły się miłością i nie były zupełnie samotne. Dodatkowo Clary miała jeszcze Luka, Natalie i Maię.
Jace od dawna nie miał nawet tego. Był przybranym synem i bratem a to nie to samo. Chodź nie powinien narzekać na miejsce i rodzinę w której się znalazł to zawsze czuł się gorszy, niechciany.
Może i był jednym z najlepszych Nocnych Łowców i świetnym zabójcom demonów, ale wciąż był dzieckiem, człowiekiem
Z zamyślenia wyrwał go głos Izzy pochylającej się razem z bratem nad niestarannym pismem Roberta.
-Tssa. Praktycznie to samo. Dodali tylko, że mamy uważać na siebie a szczególnie na Maxa i że czekają na Aleca w domu państwa Penhallow.
-Powinniśmy mu powiedzieć – przyznał niechętnie Alec, zawsze rozsądny i odpowiedzialny.
-Clary może ty mu to przekażesz? - zapytała czarnowłosa.
Gdy nie doczekała się odpowiedzi cała trójka spojrzała w miejsce gdzie jeszcze przed minutą stała Clary.
-Pójdę jej poszukać. Mam tylko nadzieję, że nie zrobiła niczego głupiego – powiedział sarkastycznie Jace kierując się do wyjścia.
-To ja przejmę Simona. Trochę pozwiedzamy – powiedziała Izzy idąc w ślady przybranego brata.
-Idę się przygotować do podróży – mruknął Alec gdy stali już w drzwiach z nadzieją, że go nie usłyszą.


Ostatnim pomieszczeniem do którego wszedł Jace była sala muzyczna ulokowana na końcu głównego korytarza drugiego piętra. Ujrzał drobną sylwetkę i burzę rudych włosów tradycyjnie przy oknie. Clary pewnie wybrała ten pokój z nadzieją, że tutaj nikt jej nie znajdzie. W sumie miała sporo racji, blondyn przemierzył prawie całą mieszkalną część Instytutu zanim znalazł się tu. Lubił tu przebywać, ponieważ zazwyczaj był tu sam z pianinem, muzyką, świetną akustyką i własnymi myślami. Znajdowały się tutaj jeszcze inne sprzęty i instrumenty, jednak Jace uwielbiał fortepian i pianino.
Podszedł do niej. Lata treningów i praktyki w zawodzie mordercy sprawiły ze jego kroki były ciche jakby się skradał nawet jeśli tego nie robił.
Gdy niezauważony znalazł się z jej plecami, nie mógł się powstrzymać. Położył jej dłonie na ramionach jednocześnie mówiąc głośne BU!
Zaśmiał się gdy Clary podskoczyła i krzyknęła z zaskoczenia. Nie odwracając się wymierzyła mu solidny cios z łokcia w żebra. Mimo, że naprawdę zabolało nie przestał się śmiać.
-Masochista – mruknęła Clarissa patrząc na niego. - Wayland, kiedyś naprawdę nie wytrzymam i będę musiała cię zabić.
-Możesz próbować – zadrwił Jace. - Powodzenie życzę.
Gdy wzięła głęboki oddech i nie odpowiedziała na zaczepkę, chłopak uspokoił się.
-Tak nagle wyszłaś. Coś się stało? - zapytał tym Wayland z troską.
Clary bez słowa, otworzyła zaciśnięte w pięść palce i podała mu małą karteczkę papieru.
Jace czytając z każdym słowem coraz bardziej marszczył brwi.

Clarisso,
muszę zrobić coś ważnego. Wybacz mi.
Proszę o nic nie pytaj i nie próbuj mnie szukać.
Przepraszam jeśli nie wrócę. Dbaj o siebie i uważaj. Robi się coraz niebezpieczniej.

                                        Bardzo Cię Kocham,
                                          Mama.

-Tylko tyle? To dziwne -stwierdził Jace. - Wiesz o co chodzi?
-Nie mam zielonego pojęcia – odparła Clary wpatrując się w panoramę Manhattanu.
-Spróbujesz się dowiedzieć? – zapytał znów blondyn.
-Sama nie wiem. Ty pewnie radziłbyś mi zrobić wszystko nawet jeśli to niebezpieczne i głupie. Ale może lepiej pozwolić jej odejść.
Clary westchnęła ze smutkiem. Odwróciła się na pięcie i usiadła przy pianinie przodem do klawiszy, tyłem do przyjaciela.
Jace, który praktycznie nie miał rodziców, nie mógł się z nią zgodzić. Znał ból straty i nie nikomu go nie życzył.
-Clary, wiesz, że najgorszą rzeczą jest pozwolić odejść komuś kogo się kocha bez walki. Powinnaś chociaż spróbować.
Usiał obok niej, tak blisko, że ich ramiona i nogi stykały się na całej długości.
-Nie wiem co mam teraz zrobić... - zaczęła Clary a w jej głosie wyraźnie było słychać smutek i bezradność. - Ta dziwa wiadomość i jeszcze Simon mnie nienawidzi...
-Wiesz... Czasami faceci sami nie wiedzą czego chcą. - Jace próbował ją pocieszyć. - Więc, kiedy facet mówi, że cię nienawidzi to może wcale cię nie nienawidzi albo rzeczywiście cię nienawidzi albo...
Normalna osoba potrzebowała by chwili by zrozumieć pokręconą mowę Jace'a, ale Clarissa załapała wszystko od razu. Może nie była normalna? A może po prostu znała Jace'a Waylanda Lightwooda lepiej niż samą siebie.
-Wiesz, chyba tyle mi już wystarczy – przerwała mu w połowie zdania. - Czuję się bardziej zdezorientowana niż wcześniej. Jace, przykro mi to mówić, ale psychologa raczej z ciebie nie będzie...
-Ej! - blondyn przerwał jej w odwecie udając urażonego. - Jak możesz tak mówić?! Właśnie wszystkie moje plany zawodowe legły w gruzach. Wielkie dzięki.
Gdy dziewczyna nie odpowiedziała mu w podobnym, ironicznym tonie, ba! Wcale mu nie odpowiedziała, wyznał:
-Chciałem cię pocieszyć, ale skoro i tak mi się nie udało to powiem ci prawdę. My faceci nie jesteśmy tak przewrotni i pokręcenie jak wy kobiety. Więc, jeśli koleś mówi, ci że cię nienawidzi to na 90% tak właśnie jest. No, dobra, na 99%.
Gdy rudowłosa zaśmiała się cicho kamień spadł z pozornie zimnego serca Jace'a. Udało się, poczuła się lepiej.
Clary odrobinę zmieniła pozycję na miękkim stołeczku i prawdopodobnie przez przypadek otarła się o niego w kilku miejscach.
Spojrzał w jej oczy, lecz po chwili spuścił wzrok na klawisze pianina. Z nabożną czcią przejechał długimi, kościstymi palcami po białych i czarnych przyciskach. Nie mógł i nie chciał walczyć z pokusą zagrania dla niej pewnej piosenki. Sam uwielbiał ten utwór, za każdym z wielu razy kiedy go grał myślał tylko i wyłącznie o Clary. Pewnie dlatego, że tekst opisywał jego uczucia względem tej niesamowitej, rudej dziewczyny. ( >>Piosenka<<)
Zaczął grać. Jego palce, stworzone do pianina, z łatwością trafiały w odpowiednie klawisze. Czyste dźwięki tworzyły piękną melodię. W myślach Jace dodał słowa, tak ważne dla niego, mając nadzieję, że kiedyś odważy się wypowiedzieć je na głos.
Clary przymknęła oczy rozluźniając się i rozkoszując muzyką. Wszystkie jej troski i zmartwienia zostały zdmuchnięte jakby zwiędłe liście przez wiatr tej piosenki.
Oboje poczuli się lekko, ich serca przepełniło szczęście.


Jace zagrał ostatni raz refren i zebrał się na odwagę by dołączyć do niego słowa:
-There's only one thing to do
Three words for you I love you
There's only one way to say
Those three words and that's what I'll do, I love you. *
Jego głos był czysty, melodyjny i równie piękny jak muzyka, która wypływała spod jego palców. Ale w tamtym momencie nie głos, nie melodia a słowa zwróciły uwagę Clary. Czuć było w nich prawdziwe emocje. Jakby na zaproszenie magicznych słów „I love you” przysunęła się by być jak najbliżej niego. Jego pięknego ciała, niesamowitych oczu, słodko-sarkastycznego charakterku i jego ust. Jego ust, które właśnie wyznawały jej miłość. Nagle zapragnęła je pocałować. Przeszło jej przez myśl dlaczego nie chciała tego wcześniej albo czemu w przeszłości ukrywała tą chęć.
Gdy skończył śpiewać, spojrzał jej w oczy. Zatonęła w bezkresnym morzu płynnego złota.
Jace najwyraźniej też zapragnął ją pocałować, bo już sekundę później zniwelował odległość dzielącą ich usta do zera. W końcu to zrobił. I to było tak wspaniałe jak sobie wyobrażał a nawet bardziej.
Najpierw pocałunek był delikatny, słodki i lekki niczym wata cukrowa. Ale po chwili emocje, które Jace tłumił w sobie tak długo w końcu znalazły ujście. Objął bladą szyję Clary obiema rękami, przyciągając ja jeszcze bliżej i rozchylając usta. Ona zaś wsunęła dłonie w jego włosy i odwzajemniała każdy detal pocałunku.


*Refren piosenki 1,2,3,4 by Plain White T's


ɤɤɤɤɤɤ

I jak zaskoczenie? Zadowoleni? Ciekawi co dalej? Ja trzy razy tak!
Szczególnie zdziwiona jestem długością rozdziału, bo to ponad 1750 słów !
Moment poprzedzający pocałunek trochę bardzo chaotyczny, ale chyba jesteście mi to w stanie wybaczyć ;)

Nie mam zielonego pojęcia kiedy następny rozdział. Nie chcę też nic obiecywać, jeśli nie jestem pewna czy spełnię tą obietnicę. Mam już najważniejsze wydarzenia do końca pierwszej części (tak, spontanicznie zdecydowałam się podzielić opowiadanie) W sumie cieszę się że dopiero teraz napisałam ten rozdział, bo kto wie co wymyśliłabym wcześniej. A z tego pomysłu jestem bardzo zadowolona.

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To bardzo wiele dla mnie znaczy.

Czekam na wasze opinie, Ańćć