czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział XXI Coś wisi w powietrzu

AC/DC - Hell Ain't a Bad Place to Be 

Isabelle po raz kolejny zaśmiała się głośno. Tym razem rozbawiła ją mina Simona, gdy oznajmiła mu, że przedmiotem, w który się wgapia jest urna z prochami Hitlera (Nocni Łowcy są odpowiedzialni za jego śmierć i ratunek ludzkości).
Na twarzy Simona malowała się odraza i głęboki szok. Jednak dźwięk śmiechu Izzy wywołał nowe emocje. Śmiała się lekko i radośnie niczym pięcioletnia dziewczynka, co zupełnie kontrastowało z jej ciemnymi włosami i wojowniczym charakterem. Ten odgłos był również słodki i dźwięczny. Na twarz Simona wpełzł krzywy, zawstydzony uśmiech. Krępowała go obecność tak zjawiskowo pięknej dziewczyny, która dodatkowo doskonale znała wszystkie swoje atuty i sprawnie się nimi posługiwała by flirtować.
Znajdowali się właśnie w najdziwniejszej sali Instytutu (no może drugiej zaraz za sypialnią Hodge, zbiorowiskiem rzeczy bezużytecznie dziwacznych i mieszkaniem potwornego bałaganu). Cała powierzchnia sali wypełniona była trofeami i przedmiotami kolekcji Nocnych Łowców z Nowego Jorku, poustawianych na wszelakich półkach i gablotach. Niektóre przedmioty, jak skóra wilkołaka w zwierzęcej postaci, były przerażające i obrzydliwe. Jednak inne były po prostu dziwne.
W tym pomieszczeniu Simon i Izzy spędzili chyba najwięcej czasu. Chłopak oglądał z uwagą każdy eksponat zadając masę pytać a dziewczyna cierpliwie mu odpowiadała.
-Czy Nocni Łowcy zabili jeszcze jakiegoś dyktatora? - zapytał wciąż nie mogąc się przyzwyczaić do wymawiania nazwy ich rasy.
-Tak, usunęli też Osamę Bin Ladena. - odparła Izzy. - Pomagali też w drugim obaleniu Napoleona, ale pogłoski, że go otruli są wyssane z palca.
Simon pokiwał głową i dalej oglądał kolekcję. Jego uwagę przyciągnął pewien pistolet. Był to zwykły, czarny glock jednak był bardzo wyeksponowany. Zajmował całą gablotę i zamiast leżeć płasko, był ustawiony jakby trzymała go niewidzialna ręka. Gdyby wystrzelił kula wyleciała by przez okno.
Przyziemny podchodząc bliżej zauważył, że glock cały pokryty był żłobionymi małymi znaczkami. Gdy zapytał o to Isabelle odpowiedziała:
-To są znaki runiczne. Przypominają trochę litery i alfabet, każda z nich coś znaczy. Nocni Łowcy rysują je sobie na ciele, to daje nam różne zastosowania, leczą rany, dają nam szybkość albo niewidzialność.
Izzy podciągnęła rękaw sukienki jeszcze wyżej pokazując mu runy, które aktualnie nosiła.
Simon delikatnie przejechał palcem po jej bladej skórze badając Anielską Runę. Wzdrygnęła się lekko gdyż jego ręka była zimna jednak chłopak był zbyt zafascynowany żeby to zauważyć.
-Ale... ale jak wy... to robicie? - wydukał.
-Rysujemy je za pomocą steli. A właściwie to wypalamy – odparła dziewczyna wyciągając swoją stelę z futerału na udzie.
Simon był tak zszokowany słowem „wypalać”, że nie zwrócił uwagi na zgrabną nogę Izzy w czarnej pończosze, którą mógł zobaczyć przez chwilę. Młoda Lightowood nie często spotykała chłopców, którzy nie zwracaliby uwagi na jej piękno i seksapil, dlatego Simon nieco wytrącił ją z równowagi.
-Czy... Czy to całe... wypalanie boli? - zapytał Lewis.
-Tylko trochę. Chociaż bardziej piecze i mrowi. Jesteśmy przyzwyczajeni.
Izzy spojrzała na zegarek po czym oznajmiła:
-Pora na obiad. W Instytucie mamy ściśle wyznaczone godziny posiłków i przygotowaną dietę. Niestety nasza droga kucharka i gospodyni zaszła w ciążę. Na szczęście niedawno urodziła i już wkrótce wróci. Jesteśmy genialnymi wojownikami, ale niestety to nie przydaje się w kuchni. Już schudłam chyba 3 kg.
Dziewczyna ruszyła do masywnych drzwi nie oglądając się. Wiedziała, że Simon pójdzie za nią.

Clary i Jace szli razem korytarzami Instytutu. Ich ramiona wciąż pokrywała gęsia skórka po tym jak Wayland zagrał Toccatę d-moll Bacha i Jezioro Łabędzie Czajkowskiego [polecam posłuchać, chociaż na YT]. Radość rozsadzała ich od środka uzewnętrzniając się gdy co chwilę spoglądali na siebie i ich uśmiechy się poszerzały.
Nagle Jace przestał iść, złapał Clary za rękę czym zmusił ją do zatrzymania się. Odwrócił ją przodem do siebie i delikatnie położył dłoń na jej policzku. Już po sekundzie poczuł ciepło pod palcami, rumieniec.
Widziała w jego oczach czułość i ciepło tak wielkie, że nie wiedziała co powiedzieć. W ogóle nie chciała nic mówić, by przypadkiem nie zepsuć tego momentu.
Jace nie miał takich oporów.
-Clary... - zaczął niepewnie. Warto podkreślić, że „niepewność” i Jace Wayland to doskonały przykład antonimu. - Ja muszę wiedzieć, czy... czy my... teraz jesteśmy parą w pełnym tego słowa znaczeniu?
-A chciałbyś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Też mi pytanie... - odparł Jace swoim typowym tonem i charakterystycznym krzywym uśmieszkiem na ustach, jednak czułość nie znikła z jego oczu.
Clary odpowiedziała mu intensywnym pocałunkiem, mówiącym „Tak! Tak, chce!”. Ponownie położyła mu ręce na karku i przyciągnęła odrobinę bliżej pozwalając by elektryzująca przyjemność rozeszła się po całym jej ciele. Chłopak odwzajemnił pocałunek i przysunął się tak że przyparł ją do ściany.
Odsunęli się od siebie i stojąc z czołami opartymi o siebie próbowali złapać oddech i włączyć swoje mózgi po resecie.
-Czyli oficjalnie mogę myśleć i mówić o tobie w kategoriach „moja dziewczyna”?
-Oficjalnie zezwalam.
Po drodze do kuchni, na obiad wstąpili jeszcze do biblioteki. Jace bez słowa wdrapał się na drabinkę i wyjął z regału niemowy egzemplarz kodeksu.

Simon nawet nie spojrzał na talerz, który postawiła przed nim Isabelle. Całą uwagę skupił na dziewczynie z powodzeniem uwydatniającej swoje wdzięki.
Stwierdził, że „obiad” to podejrzana i bliżej niezidentyfikowana ciecz dopiero gdy włożył łyżkę do ust, zbyt późno. Na swoje nieszczęście chwilę później do kuchni weszli Jace i Clary. Gdy Simon spojrzał na nich z wydętymi policzkami i zobaczył ich splecione dłonie nie było w całych wszechświecie siły, która utrzymałaby zupę w jego ustach.
Isabelle wybuchnęła radosnym śmiechem w tym samym momencie gdy Jace głośno wciągnął powietrze i z hukiem rzucił książkę na stół kuchenny. Spojrzenia wszystkich utkwione były w spodniach Waylanda tuż poniżej krocza. Jace popatrzył prosto w oczy Simona z irytacją jeszcze większą niż zazwyczaj i powiedział:
-Koleś, no ja rozumiem, że tak ciągle podrywasz dziewczyny. To twój słynny podryw na poplamienie ubrań. Ale żeby mnie?! Nie żeby czegokolwiek mi brakowało... - Jace przeczesał długie blondy włosy wolną ręką. - Jeśli jeszcze nie zauważyłeś to jestem hetero i jestem już zajęty – dla podkreślenia swoich słów lekko uniósł rękę swoją i Clary. Dziewczyna nie wiedzieć czemu zarumieniła się. - Gardzę tobą, ale myślałem, że jesteś choć trochę bardziej spostrzegawczy.
Jace wziął głęboki oddech, po czym wrócił do swojej powszechnej, umiarkowanej złość na cały świat. Lekko wytarł plamę ściereczką kuchenną po czym usiadł przy stole prawie naprzeciwko Simona, jak gdyby nic się nie stało.
Clary była lekko zdezorientowana, ale już po chwili z dziwną radością usiadła obok Jace'a.
Gdy już wszyscy mieszkańcy Instytutu siedzieli razem przy stole i jedli obiad atmosfera rozluźniała się i zamiast milczeć, prowadzili typową dla siebie rozmowę.
-Czego się dziś nauczyłeś Max? - zapytała Clary.
-Niczego nowego. Ćwiczyłem tylko rzuty nożem do tarczy – odparł Maxwell bez cienia entuzjazmu.
-I ile dziesiątek trafiłeś? - zadał pytanie Wayland.
-Cóż... - Max zawahał się. - Idzie mi naprawdę coraz lepiej. 8 razy w środek na 15 rzutów.
-Faktycznie lepiej …. - zaczęła Fray, ale przerwał jej Alec.
-Niewiele lepiej. Musisz więcej ćwiczyć – upomniał brata.
-Będę – odparł Max ze spuszczoną głową. - Co robi na stole Kodeks Nocnych Łowców? To nowy przepis Clave „Wielka Księga Mądrości” przy posiłkach.
-Ach. No tak Kodeks – zreflektował się Jace i sięgnął przez stół po książkę. -Przyniosłem ją dla naszego małego Przyziemnego. Przeczytaj jeśli chcesz się dowiedzieć więcej. Radzę jednak uważać – uprzedził podając Simonowi Kodeks. - Księga liczy sobie sześćset lat i jest jedynym egzemplarzem tego rodzaju. Zniszczenie jej lub uszkodzenie jest karane śmiercią. *
Simon wzdrygnął się spoglądając na książkę.
-Chyba nie mówisz poważnie? *
-Istotnie. Wierzysz we wszystko co mówię? To dlatego, że mam twarz godną zaufania? *
Lewis chciał coś powiedzieć jednak uprzedziła go Isabelle:
-To było pytanie retoryczne. Jemu nie można ufać. Ale dla ostrożności żadnych płynów itp. jak będziesz czytał.

Alec z kuchni udał się prosto to swojej sypialni żeby dokończyć pakowanie. Niewielka skórzana walizka była prawie całkowicie zapełniona. Nocni Łowcy nie przywiązywali zbytnio wagi do przedmiotów (wyjątki: Clary & rysownik oraz Jace & żel do włosów) tak więc spakował głównie ubrania i niezbędnie kosmetyki. Do bocznej kieszonki włożył dwie pedantycznie złożone, bardzo stare mapy.
Alec odwrócił się usłyszawszy odgłos zamykanych drzwi. Do pomieszczenia wszedł jego młodszy, rodzony brat.
-Martwisz się tym wezwaniem? - zapytał Max nieśmiało.
-Nie ma czym. Jestem członkiem Clave muszę tam jechać. Jestem Nocnym Łowcą i zostałem wyszkolony – odparł beznamiętnie Alec.
-Ale musisz się choć trochę przejmować? To może być naprawę poważna sprawa...
-To. Jest. Poważna. Sprawa – powiedział starszy Lightwood. - Inaczej Clave nie rozsyłałoby tych listów i nie wzbudzało paniki dzieci.
Maxa oczywiście zabolało ostanie słowo, dodatkowo wymówione z lekceważeniem.
-Napiszesz do nas co się tam dzieje? - zapytał dwunastolatek cicho.
-Napiszę, ale wątpię żebyś się dowiedział ze szczegółami o całej sytuacji. To spawy dorosłych.
Alec, nie zwracając uwagi na to że znów zranił brata, zasunął walizkę, chwycił ją za uchwyt i ruszył do drzwi.
-Bądź grzeczny gdy mnie nie będzie. Nie narób kłopotów sobie i mi.
Gdy wyszedł Max z trudem powstrzymywał chęć zniszczenia czegoś. Był sfrustrowany tym traktowaniem go jak dzieciaka i odsuwaniem od wszystkich ważnych spraw. Czuł się gorszy i bezwartościowy a na to w świecie Nocnych Łowców był tylko jeden sposób. Ruszył, więc prosto do sali treningowej.

Clary siedziała przy jednym z długich, dębowych stołów biblioteki. Ogromne pomieszczenie rozświetlał tylko żyrandol przy wejściu i niewielka lampka stojąca na stole tuż obok niej. Pochylała się nad swoim szkicownikiem i zerkała do Szarej Księgi.
Rysowała bliżej nieokreślony wzór skupiając się bardziej na rozmyślaniach niż na tym co wypływało spod jej ołówka.
Pół godziny temu wszyscy oprócz Maxa zebrali się w foyer, żeby patrzeć jak Alec wsiada do windy i rusza do domu rodziny Keyhunter skąd do Idrisu uda się duża grupa Nocnych Łowców. Zabójcy demonów nigdy się nie żegnali.. Zachowywali się tak jakby powrót do domu był rzeczą oczywistą, chodź często nie było to prawdą.
Potem Jace poszedł do zbrojowni, wykonać codzienną i obowiązkową pracę z bronią, Clary udała się do biblioteki a Simon i Isabelle wrócili do sali szpitalnej.
Fray przewróciła kartkę w rysowniku, gdyż poprzedni szkic wyszedł okropnie. Nagle poczuła dziwne natchnienie, ołówek w jej reku przyspieszył. Czuła się jakby jej ręka żyła własnym życiem, działała samodzielnie. Pod wpływem impulsu rudowłosa wzięła stelę między palce wskazujący a kciuk. Poprawiła stelą kształt zarysowany wcześniej. Był to nieskomplikowany wzór, duży kwadrat z zawijasem przypominającym kwiat róży w samym środku. Clary przyłożyła koniuszki palców drugiej ręki do kartki. Papier lekko wibrował, zrobił się trochę cieplejszy, po chwili jakby zniknął.
Dziewczyna przewróciła kartkę. W miejscu gdzie przed dwoma sekundami był kwadrat nie było niczego, dziura.
„Czyżbym właśnie stworzyła nową runę?” - pomyślała zdumiona.
-Och. Tu jesteś Clary wszędzie cię szukamy – głos Hodge'a dobiegał ze strony drzwi i pobrzmiewała w nim wyraźna ulga. - Musimy wszyscy porozmawiać.





* Pozdro dla tych co wiedzą o co chodzi... Ach ci panowie Heronadale <33.


ɤɤɤɤɤɤ

Rozdziały pojawiać się będę RAZ lub DWA RAZY w miesiącu.

Na pewno nie będę dodawać częściej, gdyż nie mam ani tyle czasu ani tyle weny. Myślę, że wierni fani to zrozumieją i zostaną ze mną.

Bardzo, bardzo, ale to bardzo DZIĘKUJĘ wam za komentarze pod ostatnim postem. To było dla mnie szczególnie ważne, bo wracałam po długiej przerwie... Niezmiernie się cieszyłam, dosłownie skakałam z radości (jak zawsze zresztą) gdy widziałam nowy komentarz a gdy je przeczytałam wzruszałam się. Nawet nie mogę znaleźć słów żeby opisać to uczucie. Dziękuję.

Ważne pytanie!

Zorganizować dla was konkurs na OneParta/ OneShota?

Są jacyś chętni?



Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To wiele dla mnie znaczy.

Czekam na wasze opinie i odpowiedzi na pytanie, serdecznie pozdrawiam, Ańćć.

10 komentarzy:

  1. Jej, nowy rozdział! Nareszcie oficjalnie razem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego. Życzę dużo weny. ;)
    ~ Lady night <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super i nareszcie są oficjalnie parą. W końcu!!!!
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda ze tak zadko dodasz nowy rozdzial ale rozumiem i tak ce pozdziwiam ze znajdujesz czas i checi zeby kontynuowac tego bloga. A co do rozdzialu to wyszedl calkiem niezle. Mam nadzieje ze niedlugo pojawi sie Sebastian <3 Weny <3
    Pozdrawiam Psycho :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jupi <3 nowy rozdział ^^ ŚWIETNY CUDOWNY PRZEPIĘKNY I ZAJEBISTY DO BÓLU :* a Toccata d-moll Bacha ( boże moja ulubiona ) dodaje nastrój <3 i tak rozumiem że dodajesz 2-3 razy w miesiącu ... przecież wszyscy wiemy że szkoła uniemożliwia częstsze pisanie tak więc kończe i pozdrawiam
    /Rose

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe ;3 Oh, widzę pokrewną duszę Clary ze mną - lubi rysować. xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Już dawno zaczęłam czytać twojego bloga. Nigdy jakoś nie potrafiłam napisać jakiegokolwiek komentarza. Sądzę że Twój blog jest niezwykle oryginalny. Boże, trzeba mnie odciąć operacyjnie od gapienia sie w komputer. Jest to taka niesamowita historia !!! Najlepsze jest to że sama ją stworzyłaś. Masz świetny styl i GENIALNE pomysły. Pisanie tekstów i to tak zabawnych jest wg mnie BARDZO trudne. Przyeczytałam z miliard blogów ale ten bije wszystkie!! Codziennie tu wchodzę z nadzieją że zobaczę nowy rozdział (przy okazji czytam wszystko od nowa xdd) Szkoda żeby będą pojawiały się tak rzadko ale potrafię zrozumieć czemu. MASZ NIESAMOWITY TALENT I WYOBRAŹNIE, NIE ZMARNUJ TEGO!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach dorwałam się wreszcie do jakiegoś sprawnego komputera. Rozdział wspaniały (jak zawsze ;D). Nigdy nie wiem jakich słów użyć. Ech! A i jeszcze AC/DC. Moja przyjaciółka ubóstwia zespół i trochę mnie zaraziła. Zresztą to ona nauczyła mnie słuchać muzyki i zabrała na kilka koncertów. Stare czasy... Dobra żyjmy chwilą. Rozdział jest wspaniały i niesamowity. Gratuluję talentu! Prawdziwego talentu. OSOM

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award, Więcej u mnie http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/2015/03/liebster-blog-award.html#comment-form ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę przyznać, że za Clary nie przepadam, a na twój blog trafiłam przypadkiem. Główna bohaterka nie zachęcała mnie zbytnio ale postanowiłam spróbować. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem zachwycona. Historia boska i kreatywna. Mogę opisać to trzema słowami F
    ANTASTYCZNE, GENIALNE I BOSKIE <3

    Czekam na następne rozdziały, tymczasem zapraszam do mnie

    http://malecszklanypantofelek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To bardzo wiele dla mnie znaczy, sprawia, że się uśmiecham i motywuje.
Z góry DZIĘKUJĘ <33