niedziela, 3 maja 2015

Rozdział XXII New in town

-Jezu Clary, przeszliśmy chyba cały Instytut zanim mądrze zaproponowałem bibliotekę – powiedział Jace zatrzymując się za oparciem jej krzesła. Spojrzał na kartkę ze szkicownika i uniósł pytająco brwi. - Fajny kwadracik. Równiutki.
Rudowłosa już miała mówić im co przed chwilą zrobiła, gdy do pomieszczenia weszli Isabelle i Simon. Mimo, że wszyscy w tym gronie byli przyjaciółmi, byli jak rodzina Clary poczuła się po prostu skrepowana. Co jeśli by jej nie uwierzyli?
-Właśnie wróciłem od Cichych Braci – zaczął Hodge siadając u szczytu stołu. - Poszedłem tam w sumie z jedną mała sprawą, ale na miejscu dowiedziałem się, że Bracia zostali zaatakowani dzisiejszej nocy. Dlatego nie było mnie prawie cały dzień. Ktoś włamał się do Miasta Kości, gdy wszyscy Bracia spali i wykradł Miecz Anioła. Na szczęście gdy tylko złodziej dotknął miecza Cisi Bracia wyczuli to. Nie pytajcie mnie, nie wiem jak, chyba są jakoś z nim połączeni. A raczej byli bo nie mogą teraz określić gdzie miecz się znajduje. Wracając do nocy, wszyscy się obudzili, wezwano posiłki z Clave. Jednak zanim pomoc dotarła złodzieje, tak w liczbie mnogiej, uciekli. Tej nocy śmierć poniosło wielu Cichych Braci, mieli dużo mniejsze szanse. Ci, którzy przeżyli rozpoznali wielu z napastników. Większość tych osób to byli członkowie Kręgu Valentina – wszyscy, oprócz Simona, który nie wiedział o co chodzi, gwałtownie wciągnęli powietrze, zupełnie jakby wcześniej ćwiczyli ten synchron. Zanim Hodge kontynuował zawahał się patrząc ze zmartwieniem w oczach na Fray. - Wśród nich była twoja matka, Clary.
Dziewczyna milczała, owładnięta szokiem, więc nauczyciel zagłębiał się w szczegóły, bacznie ją obserwując.
-Skontaktowano się już z Lighwoodami, z którymi mieszkała w Idrisie. Mówią, że tydzień temu zniknęła pod osłoną nocy. Zostawiła tylko krótką wiadomość z zapewnieniem, że jest bezpieczna, musi wyjechać by załatwić parę spraw. Prosiła by nie martwili się i zachowali to dla siebie. Robert i Maryse uszanowali to ale i trochę zbagatelizowali. Sprawa może być naprawdę poważna. Jocelyn chyba wróciła do Valentina.
-Ten dziwny list... - powiedziała Clary cicho. Tylko ona i Jace wiedzieli o co chodzi, więc zaczęła tłumaczyć. - Gdy przyszła do nas poczta z Idris, list od mojej matki był bardzo krótki i tajemniczy. Napisała, że musi zrobić coś ważnego i niebezpiecznego. Pewnie chodziło o powrót do mojego ojca.
Simon, który kompletnie nic nie ogarniał cały czas słuchał z uwagą, by zrozumieć choćby sens. Jednak mówili o ludziach i rzeczach, których nie znał. Mimo tego co Clary mu zrobiła, było mu przykro z jej powodu, jak widać miała nieźle pokręconą, trochę kryminalną rodzinę.
„Całe moje życie to jedno wielkie pieprzone kłamstwo” Clarissa w myślach powtórzyła słowa Przyziemnego. Były aż zbyt prawdziwe.
-Czy nasi rodzice są bezpieczni? Mówili coś jeszcze? -zapytała Isabelle.
-Nic im nie jest. Oczekują na Aleca i na zebranie Nocnych Łowców – zaspokoił jej ciekawość Hodge. -Wypytali mnie trochę o was i prosili Izzy byś uważała na siebie i Maxa. Kazali ci przekazać, żebyś nie ufała nikomu, bo teraz każdy może być twoim wrogiem.
Isabelle mimowolnie spojrzała na Clary. Gdy przyjaciółka podłapała to spojrzenie pełne obaw, powiedziała z wyrzutem:
-Izz, chyba nie myślisz, że mogłabym was zdradzić?! Nie miałam pojęcia o planach mojej matki. A nawet gdybym miała szansę to i tak nie przyłączyłaby się do mojego ojca, człowieka, którego w ogóle nie znam, bo mnie porzucił.
-Tak, Clary. Przepraszam, ale naprawdę nie chciałam cię o nic oskarżać. Jesteś dla mnie jak rodzona siostra.
Simon by złagodzić powstałe napięcie i by w końcu wiedzieć o czym mowa, zaczął jak najęty zadawać pytania:
-Kto to był właściwie ten Valentino? I o co chodzi z tym jego całym Kręgiem? Może mnie ktoś oświecić? Jacy Cisi Mnisi i Miecz Nie Pamiętam Nazwy?
Jace westchnął zirytowany, jakby winą Lewisa było to, że nic nie wie.
-Miecz Pan Przyziemny Nie Zna Nazwy to Miecz Anioła. Jest drugim z Darów Anioła Razjela, które otrzymał pierwszy Nocny Łowca Jonathan – w tym momencie blondyn uśmiechnął się z wyższością, jakby bycie imiennikiem założyciela rasy, było wielką chlubą. W rzeczywistości nie było, ale chciał by Simon tak pomyślał. - Miecz ma ogromną moc i potrafi zmusić każdego Nocnego Łowcę do mówienia prawdy. Przechowują go, a raczej przechowywali Cisi Bracia. To tacy zakonnicy, niegdyś Nefilim. Mają zaszyte usta i oczy. Ogólnie wyglądają okropnie, przydałby im się pedicure, manicure i jakaś dobra kosmetyczka. I jeszcze te habity – chłopak wzdrygnął się z odrazą – zupełnie nietwarzowy kolor. Mieszkają sobie w Mieście Kości, pod ziemią, które byłoby nawet przytulnym miejscem, gdyby nie to, że w zasadzie jest cmentarzem Nocnych Łowców. Często leczą, nakładają pierwsze runy, grzebią zmarłych i takie tam. Co ty tam jeszcze chciałeś wiedzieć? - Jace zamyślił się na moment. Zauważył, że podczas jego wyjaśnień Clary i Hodge zaczęli ze sobą po cichu rozmawiać. - A! Nie Valentino, tylko Valentine. Wiem, słabe imię, nie to co moje. Przeliteruj V-A-L-E-N-T-I-N-E. Otóż to jeden z najbardziej niesławnych Nocnych Łowców. Jakieś dwadzieścia lat temu założył Krąg zrzeszający młodych Łowców o skrajnie nacjonalistycznych poglądach względem innych ras. Dążyli oni do ogromnych zmian w Clave. Wybuchła wojna i na szczęście wygrała jasna strona mocy. Valentine został uznany za zmarłego. Minął szmat czasu od obalenia Kręgu, Morgenstern, bo to jego nazwisko jest już pewnie czterdziestoletnim dziadkiem. Można by twierdzić, że jego zapał do przejmowania władzy i rewolucji już nieco ostygł, ale jak widać skubany całkiem nieźle się trzyma. Valentine jest też ojcem Clary. W sumie jakby się tak nad tym dłużej zastanowić to można dostrzec podobieństwa charakterów. Clarissa wie o tym od niedawna.
-Wychodziłoby na to, że mama Clary była wczoraj w Nowym Jorku – zaczęła Izzy, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Może gdybyśmy mieli jakieś wskazówki moglibyśmy ją znaleźć. Clary pewnie byłaby w stanie przekonać ją do powrotu a jeśli nie to przynajmniej wiedzielibyśmy więcej.
-Isabelle. Nie. Absolutnie wykluczone! - zaprotestował Hodge. - Jocelyn pewnie jest teraz z bandą Valentina. To doskonale wyszkoleni, dorośli Nocni Łowcy i jest ich bardzo dużo. To niebezpieczne!
-Samobójcza misja... Kiedy ruszamy? - zapytał sarkastycznie Jace za co zarobił kuksańca w bok od swojej dziewczyny.
-Hodge, musimy coś zrobić! Nie możemy czekać bezczynnie, aż oni wtargną do naszego Instytutu. Wtedy będzie już za późno – młoda Lightwood zaczęła się kłócić.

Puls Maxa zapewne znaczenie odbiegał teraz od zdrowej normy. Serce chłopca biło tak szybko i intensywnie, że prawie nie słyszał głosów z biblioteki.
Stojąc pod lekko uchylonymi drzwiami nie dbał o to czy zostanie przyłapany a jeśli tak to jakie będę tego konsekwencje. Chciał po prostu dowiedzieć się czegoś. Czy jego rodzina w Idrisie była cała? Jak bardzo stawało się niebezpiecznie? Co się właściwie dzieje? Kto odpowiada za rewolucję?
Pytań miał wiele. Słyszał całą rozmowę, więc po chwili miał też wiele odpowiedzi. Jednak niektóre rzeczy wciąż były dla niego niejasne. Nie wiedział nic o istnieniu Kręgu.
-Musimy to przede wszystkim dobrze przemyśleć – Hodge jak zwykle zachowywał spokój mimo gęstniejącej atmosfery. - To nie może być samobójcza misja. Może i macie jakieś szanse na odnalezienie matki Clary, ale tylko z dobrym planem.
-Więc, czy ktoś z obecnych na sali ma jakiś pomysł? - zapytał Jace, a Maxwell natychmiast wyczuł sarkazm, którego nie znosił u swojego starszego, przyrodniego brata.
Chwilę później dwunastolatek poczuł leciutkie łaskotanie na swoich łydkach. Zanim zrozumiał co to było już za późno.
Church jak zwykle dumnym krokiem wkroczył do biblioteki, jakby był najważniejszy w pomieszczeniu a cała reszta tylko na niego czekała.
Drzwi uchyliły się nieco bardziej i zanim chłopiec zdążył uskoczyć w bok padł na niego promień światła oświetlający mrok korytarza.
-Max! - zganił go natychmiast Wayland. - Podsłuchiwałeś?! Przecież wiesz, że nie powinieneś...
- Spokojnie – przerwała mu Clary. - Max, wejdź. I tak musiałbyś się o tym wszystkim dowiedzieć. Chcieliśmy ci oszczędzić zmartwień.
Słysząc łagodny i troskliwy ton młody Lightwood nieśmiało wszedł do biblioteki i dołączył do nich.
-Jak dużo słyszałeś? Wiesz na czym stoimy? - zapytała Izzy.
-Tttak. Chyba słyszałem wszystko.
-Wiesz co, jest dużo lepszy i bezpieczniejszy sposób na podsłuchiwanie, taka jedna runa – powiedziała Clarissa mrugając do niego porozumiewawczo. Szybko jednak spoważniała przypominając sobie co zrobiła z kartką. Mimo wcześniejszej wymiany zdań z Hodge'm wciąż była niepewna. Wzięła głęboki oddech i po prostu wyrzuciła to z siebie – Muszę wam coś powiedzieć ważnego. Chyba... chyba stworzyłam nową runę. To było jakieś dziwne, ale jednocześnie bardzo naturalne i podświadome. Narysowałam sobie jakiś wzór w szkicowniku. Gdy na niego spojrzałam, instynktownie wzięłam do ręki stelę i zaczęłam go wypalać. Potem papier jakby lekko za wibrował i... i kawałek kartki zniknął.
Na dowód pokazała im równiuteńki kwadrat, który zauważył wcześniej Jace.
Gapili się na świstek papieru jakby był co najmniej Świętym Graalem. Potem w zastanowieniu przybrali miny badaczy oglądających ciekawy okaz naukowy.
Clary rysuje, tylko nie na swojej ręce, na kartce.
-Clary, jesteś pewna? - zapytał po chwili Simon zw słyszalnym wahaniem.
-Jak mogłoby mi się wydawać? Wiem, że ty średnio mi ufasz, ale nie kłamię.
-Może nam to pokażesz Clarisso? - zaproponował nauczyciel. - Tak będzie dużo prościej i szybciej.
Fray tylko odrobinę niepewnie wzięła stelę i kolejną czystą kartę papieru. Odtworzyła dokładnie taką samą runę z dokładnie takim samym efektem.
-Hmmm... Zastanawiające... - zadumał się Hodge.

Właśnie kończyła ubieranie się w wygodny stój do spania, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę – odparła, mając pewne podejrzenie kto może stać za drzwiami.
Jace wszedł do pokoju. Też był ubrany w coś na kształt piżamy. Jego długie włosy były lekko mokre po prysznicu przez co kręciły się za uszami i na karku. Jeśli codziennie chodził tak spać, to nie dziwne, że miał takie loczki, powód wielu swoich narzekań.
-Ty tutaj? - zapytała z rozbawieniem. - Czyżbyś się bał ciemności?
-Nie po prostu to był długi i emocjonujący dzień. Pomyślałem, że może chciałabyś się przytulić na dobranoc. Albo tak no wiesz, znowu spędzić ze mną całą noc.
-Jasnee, jasne. Wmawiaj mi, że ja chcę. A tak naprawdę to ty byś nie mógł sam zasnąć – drażniła się z nim przywdziewając na twarz sarkastyczny uśmieszek.
W głębi serca Clary cieszyła się, że przyszedł. Rzeczywiście potrzebowała przytulić się do niego, poczuć to przyjemne ciepło jego ciała, zasnąć wiedząc, że Jace jest tuż obok.
-Och, jak ty mnie dobrze znasz – westchnął.
Podszedł bardzo blisko i pocałował ją. Pachniała owocowym mydłem i pastą do zębów. Pocałunek był od razu mocny i zdecydowany. Przez całe pół dnia nawet jej nie dotykał, tego właśnie mu było trzeba. Koniuszkiem języka przejechał po jej rozchylonych wargach, jednocześnie niwelując odległość między ich ciałami. Jace przejechał delikatnie dłońmi po jej plecach jednocześnie przyśpieszając ruchy warg. Znów ogarnęło go to elektryzujące uczucie rozlewając się po jego ciele i rozpalając od środka.
-I vice versa – odpowiedziała mu gdy w końcu się od siebie oderwali. Zmysłowo oblizała przy tym wargi tak, że znów zapragnął ją pocałować. Udaremniła to jednak wskakując pod kołdrę. - Padam z nóg.
Jace z szerokim uśmiechem położył się tuż obok niej. Szczelnie objął swoją dziewczynę ramionami a ona wtuliła się w niego z cichym westchnieniem.
-Dobranoc ruda – szepnął całując ją w skroń po czym zamknął oczy.
-Dobranoc piękny – odparła.

Mimo, iż oddech Jace'a dawno się wyrównał i on sam spał w najlepsze Clary wciąż nie zamknęła oczu. Wpatrując się w pokój spowity mrokiem wciąż myślała o swojej matce. Martwiła się o nią i pragnęła jej bezpieczeństwa. Lecz chciała też wiedzieć dlaczego Jocelyn to zrobiła. Chciała poznać odpowiedzi.
Nurtowało ją też zakończenie rozmowy w bibliotece.
-Chyba mam pewien pomysł – powiedział Hodge kilka godzin temu. - Muszę się jednak upewnić, że to jest bezpieczne i wypali. Przemyślę to przez noc. A teraz wszyscy spać.

ɤɤɤɤɤɤ

Więc, w końcu, nareszcie nowy rozdział. Tak, wiem kiedy był ostatni i za to przepraszam.

W maju mimo, że już pisaliśmy egzaminy gimnazjalne i powinni nam już dać spokój, mam jeszcze całkiem dużo roboty Postaram się pisać jak najwięcej, ale niczego nie obiecuję.

Jak myślicie co chce zrobić Hodge? Czyżby nowa zwariowana postać? Śmiało zgadujcie w komentarzach, z chęcią poczytam :)

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To bardzo wiele dla mnie znaczy.

Czekam na wasze opinie i lecę pisać dalej, Ańćć.


9 komentarzy:

  1. OCH WRÓCIŁAŚ!!!!! TĘSKNIŁAM!!!! Powróciłaś z cudownym rozdziałem!!!!!! Mam nadzieję, że NEXT pojawi się szybko :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, że wróciłaś! Nie mam pojęcia co to za pomysł, czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Śledzę Cię od jakiegoś czasu (Ad ninja, taaa), ale dotąd nie miałam okazji nic skomentować. Wiesz w jakim sensie i podziwiam lekkość twojego pióra, chociaż czasami brakuje mi kilku rzeczy, ale to nieważne xD
    Co do wcześniejszych rozdziałów: o 23 zaczęłam śmiać się jak głupia z powodu krzyczącej Izzy oblanej drinkiem przez Simona (jego sposób poznawania dziewczyn - zniewalający ;P) i przez ciebie obudziłam mamę i zabrała mi 1) laptopa 2)odjęłam mi 5 złoty z kieszonkowego na tygodniową wycieczkę szkolną... :C
    Co do tego rozdziału:
    dziewczyno, za mało Simona! xD Chyba tylko on może mi teraz poprawić humor, bo jutro ściąganie szwów, wrr... Miecz Pan Przyziemy Nie Pamięta Nazwy skradziony? Tak ogólnie, nie wydaje mi się, że Cisi Bracia w ogóle śpią, ale powiedzmy, że tak. Po jasną cholerę im go dawali, skoro nie zapewniają 100% bezpieczeństwa? Rozporządzenie prawie jak w Polsce... swoją drogą, ciekawe gdzie są polskie Instytuty. Tak, nie ma jak się teraz nad tym zastanawiać :') Bo w sumie nigdy o nich nie słyszałam, ani ludzie o nich zbytnio nie myśleli...

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Ad, córka pewnego zjeba z lirą... (Demigods wszędzie :') )
    Słońce (bosz, u mnie wszyscy są ostatnio "słońcami", "słoneczkami", lub "żabciami" >.<), nie obrazisz się, jeśli zaproszę Cię na moją Isabelle? Dopiero zaczynam i chciałabym znać zdanie jakiegoś Łowcy, a nie kręcę się w ich towarzystwie :P
    http://klamstwo-to-krzywe-zwierciadlo-prawdy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Heheszki, świetny rozdział - nareszcie, dziewczyno! *A*

    Chyba wyłapałam gdzieś stylistykę mniej więcej na początku fragmentu z Maxem, ale nieważne. xD

    Jak zwykle Twoje klejenie zdań jest nieziemskie :) Weny, weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze niesamowity, ale kiedy następny!!!!!! Już ponad miesiąc czekam!!!!!<3!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetnie napisany. Masz super styl pisania. ;D
    Zaciekawiłaś mnie więc zdobyłaś nowego obserwatora. ;D
    Więc na pewno wpadne na następne rozdziały..!! :D
    Weny kochana..!!! :D

    Zapraszam także na mój blog i przyjaciółki ;)
    http://the-diary-of-the-supernatural.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ocena Twojego bloga już się pojawiła. ;)
    http://krytyka-dla-odwaznych.blogspot.com/2015/08/168-ocena-bloga-clary-nocna-lowczyni.html

    Kurayami

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział. Kiedy będzie next? Nie mogę się doczekać. Muszę przyznać, że martwi mnie ta długo przerwa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne opowiadanie! Przepraszam że nie pisałam komentarzy ale czytałam rozdziały i są super! Tak mi przykro, chyba już nie masz weny i dlatego nie piszesz juz... mam nadzieje że ją pewnego dnia dostaniesz i to z wielką siłą a wtedy ja będę czekać na tą wene i rozdziały :) - Jula^^

    OdpowiedzUsuń

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To bardzo wiele dla mnie znaczy, sprawia, że się uśmiecham i motywuje.
Z góry DZIĘKUJĘ <33