Isabelle po raz kolejny
zaśmiała się głośno. Tym razem rozbawiła ją mina Simona, gdy
oznajmiła mu, że przedmiotem, w który się wgapia jest urna z
prochami Hitlera (Nocni Łowcy są odpowiedzialni za jego śmierć i
ratunek ludzkości).
Na twarzy Simona malowała się
odraza i głęboki szok. Jednak dźwięk śmiechu Izzy wywołał nowe
emocje. Śmiała się lekko i radośnie niczym pięcioletnia
dziewczynka, co zupełnie kontrastowało z jej ciemnymi włosami i
wojowniczym charakterem. Ten odgłos był również słodki i
dźwięczny. Na twarz Simona wpełzł krzywy, zawstydzony uśmiech.
Krępowała go obecność tak zjawiskowo pięknej dziewczyny, która
dodatkowo doskonale znała wszystkie swoje atuty i sprawnie się nimi
posługiwała by flirtować.
Znajdowali się właśnie w
najdziwniejszej sali Instytutu (no może drugiej zaraz za sypialnią
Hodge, zbiorowiskiem rzeczy bezużytecznie dziwacznych i mieszkaniem
potwornego bałaganu). Cała powierzchnia sali wypełniona była
trofeami i przedmiotami kolekcji Nocnych Łowców z Nowego Jorku,
poustawianych na wszelakich półkach i gablotach. Niektóre
przedmioty, jak skóra wilkołaka w zwierzęcej postaci, były
przerażające i obrzydliwe. Jednak inne były po prostu dziwne.
W tym pomieszczeniu Simon i
Izzy spędzili chyba najwięcej czasu. Chłopak oglądał z uwagą
każdy eksponat zadając masę pytać a dziewczyna cierpliwie mu
odpowiadała.
-Czy Nocni Łowcy zabili
jeszcze jakiegoś dyktatora? - zapytał wciąż nie mogąc się
przyzwyczaić do wymawiania nazwy ich rasy.
-Tak, usunęli też Osamę Bin
Ladena. - odparła Izzy. - Pomagali też w drugim obaleniu
Napoleona, ale pogłoski, że go otruli są wyssane z palca.
Simon pokiwał głową i dalej
oglądał kolekcję. Jego uwagę przyciągnął pewien pistolet. Był
to zwykły, czarny glock jednak był bardzo wyeksponowany. Zajmował
całą gablotę i zamiast leżeć płasko, był ustawiony jakby
trzymała go niewidzialna ręka. Gdyby wystrzelił kula wyleciała by
przez okno.
Przyziemny podchodząc bliżej
zauważył, że glock cały pokryty był żłobionymi małymi
znaczkami. Gdy zapytał o to Isabelle odpowiedziała:
-To są znaki runiczne.
Przypominają trochę litery i alfabet, każda z nich coś znaczy.
Nocni Łowcy rysują je sobie na ciele, to daje nam różne
zastosowania, leczą rany, dają nam szybkość albo niewidzialność.
Izzy podciągnęła rękaw
sukienki jeszcze wyżej pokazując mu runy, które aktualnie nosiła.
Simon delikatnie przejechał
palcem po jej bladej skórze badając Anielską Runę. Wzdrygnęła
się lekko gdyż jego ręka była zimna jednak chłopak był zbyt
zafascynowany żeby to zauważyć.
-Ale... ale jak wy... to
robicie? - wydukał.
-Rysujemy je za pomocą steli.
A właściwie to wypalamy – odparła dziewczyna wyciągając swoją
stelę z futerału na udzie.
Simon był tak zszokowany
słowem „wypalać”, że nie zwrócił uwagi na zgrabną nogę
Izzy w czarnej pończosze, którą mógł zobaczyć przez chwilę.
Młoda Lightowood nie często spotykała chłopców, którzy nie
zwracaliby uwagi na jej piękno i seksapil, dlatego Simon nieco
wytrącił ją z równowagi.
-Czy... Czy to całe...
wypalanie boli? - zapytał Lewis.
-Tylko trochę. Chociaż
bardziej piecze i mrowi. Jesteśmy przyzwyczajeni.
Izzy spojrzała na zegarek po
czym oznajmiła:
-Pora na obiad. W Instytucie
mamy ściśle wyznaczone godziny posiłków i przygotowaną dietę.
Niestety nasza droga kucharka i gospodyni zaszła w ciążę. Na
szczęście niedawno urodziła i już wkrótce wróci. Jesteśmy
genialnymi wojownikami, ale niestety to nie przydaje się w kuchni.
Już schudłam chyba 3 kg.
Dziewczyna ruszyła do
masywnych drzwi nie oglądając się. Wiedziała, że Simon pójdzie za
nią.
Clary i Jace szli razem
korytarzami Instytutu. Ich ramiona wciąż pokrywała gęsia skórka
po tym jak Wayland zagrał Toccatę d-moll Bacha i Jezioro Łabędzie
Czajkowskiego [polecam posłuchać, chociaż na YT]. Radość
rozsadzała ich od środka uzewnętrzniając się gdy co chwilę
spoglądali na siebie i ich uśmiechy się poszerzały.
Nagle Jace przestał iść,
złapał Clary za rękę czym zmusił ją do zatrzymania się.
Odwrócił ją przodem do siebie i delikatnie położył dłoń na
jej policzku. Już po sekundzie poczuł ciepło pod palcami,
rumieniec.
Widziała w jego oczach
czułość i ciepło tak wielkie, że nie wiedziała co powiedzieć.
W ogóle nie chciała nic mówić, by przypadkiem nie zepsuć tego
momentu.
Jace nie miał takich oporów.
-Clary... - zaczął
niepewnie. Warto podkreślić, że „niepewność” i Jace Wayland
to doskonały przykład antonimu. - Ja muszę wiedzieć, czy... czy
my... teraz jesteśmy parą w pełnym tego słowa znaczeniu?
-A chciałbyś? -
odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Też mi pytanie... - odparł
Jace swoim typowym tonem i charakterystycznym krzywym uśmieszkiem na
ustach, jednak czułość nie znikła z jego oczu.
Clary odpowiedziała mu
intensywnym pocałunkiem, mówiącym „Tak! Tak, chce!”. Ponownie
położyła mu ręce na karku i przyciągnęła odrobinę bliżej
pozwalając by elektryzująca przyjemność rozeszła się po całym
jej ciele. Chłopak odwzajemnił pocałunek i przysunął się tak że
przyparł ją do ściany.
Odsunęli się od siebie i
stojąc z czołami opartymi o siebie próbowali złapać oddech i
włączyć swoje mózgi po resecie.
-Czyli oficjalnie mogę myśleć
i mówić o tobie w kategoriach „moja dziewczyna”?
-Oficjalnie zezwalam.
Po drodze do kuchni, na obiad
wstąpili jeszcze do biblioteki. Jace bez słowa wdrapał się na
drabinkę i wyjął z regału niemowy egzemplarz kodeksu.
Simon nawet nie spojrzał na
talerz, który postawiła przed nim Isabelle. Całą uwagę skupił
na dziewczynie z powodzeniem uwydatniającej swoje wdzięki.
Stwierdził, że „obiad”
to podejrzana i bliżej niezidentyfikowana ciecz dopiero gdy włożył
łyżkę do ust, zbyt późno. Na swoje nieszczęście chwilę
później do kuchni weszli Jace i Clary. Gdy Simon spojrzał na nich
z wydętymi policzkami i zobaczył ich splecione dłonie nie było w
całych wszechświecie siły, która utrzymałaby zupę w jego
ustach.
Isabelle wybuchnęła radosnym
śmiechem w tym samym momencie gdy Jace głośno wciągnął
powietrze i z hukiem rzucił książkę na stół kuchenny.
Spojrzenia wszystkich utkwione były w spodniach Waylanda tuż
poniżej krocza. Jace popatrzył prosto w oczy Simona z irytacją
jeszcze większą niż zazwyczaj i powiedział:
-Koleś, no ja rozumiem, że
tak ciągle podrywasz dziewczyny. To twój słynny podryw na
poplamienie ubrań. Ale żeby mnie?! Nie żeby czegokolwiek mi
brakowało... - Jace przeczesał długie blondy włosy wolną ręką.
- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś to jestem hetero i jestem już
zajęty – dla podkreślenia swoich słów lekko uniósł rękę
swoją i Clary. Dziewczyna nie wiedzieć czemu zarumieniła się. -
Gardzę tobą, ale myślałem, że jesteś choć trochę bardziej
spostrzegawczy.
Jace wziął głęboki oddech,
po czym wrócił do swojej powszechnej, umiarkowanej złość na cały
świat. Lekko wytarł plamę ściereczką kuchenną po czym usiadł
przy stole prawie naprzeciwko Simona, jak gdyby nic się nie stało.
Clary była lekko
zdezorientowana, ale już po chwili z dziwną radością usiadła
obok Jace'a.
Gdy już wszyscy mieszkańcy
Instytutu siedzieli razem przy stole i jedli obiad atmosfera
rozluźniała się i zamiast milczeć, prowadzili typową dla siebie
rozmowę.
-Czego się dziś nauczyłeś
Max? - zapytała Clary.
-Niczego nowego. Ćwiczyłem
tylko rzuty nożem do tarczy – odparł Maxwell bez cienia
entuzjazmu.
-I ile dziesiątek trafiłeś?
- zadał pytanie Wayland.
-Cóż... - Max zawahał się.
- Idzie mi naprawdę coraz lepiej. 8 razy w środek na 15 rzutów.
-Faktycznie lepiej …. -
zaczęła Fray, ale przerwał jej Alec.
-Niewiele lepiej. Musisz
więcej ćwiczyć – upomniał brata.
-Będę – odparł Max ze
spuszczoną głową. - Co robi na stole Kodeks Nocnych Łowców?
To nowy przepis Clave „Wielka Księga Mądrości” przy posiłkach.
-Ach. No tak Kodeks –
zreflektował się Jace i sięgnął przez stół po książkę.
-Przyniosłem ją dla naszego małego Przyziemnego. Przeczytaj jeśli
chcesz się dowiedzieć więcej. Radzę jednak uważać – uprzedził
podając Simonowi Kodeks. - Księga liczy sobie sześćset lat
i jest jedynym egzemplarzem tego rodzaju. Zniszczenie jej lub
uszkodzenie jest karane śmiercią. *
Simon wzdrygnął się
spoglądając na książkę.
-Chyba nie mówisz poważnie?
*
-Istotnie. Wierzysz we
wszystko co mówię? To dlatego, że mam twarz godną zaufania? *
Lewis chciał coś powiedzieć
jednak uprzedziła go Isabelle:
-To było pytanie retoryczne.
Jemu nie można ufać. Ale dla ostrożności żadnych płynów itp.
jak będziesz czytał.
Alec
z kuchni udał się prosto to swojej sypialni żeby dokończyć
pakowanie. Niewielka skórzana walizka była prawie całkowicie
zapełniona. Nocni Łowcy nie przywiązywali zbytnio wagi do
przedmiotów (wyjątki: Clary & rysownik oraz Jace & żel
do włosów) tak więc spakował głównie ubrania i niezbędnie
kosmetyki. Do bocznej kieszonki włożył dwie pedantycznie
złożone, bardzo stare mapy.
Alec
odwrócił się usłyszawszy odgłos zamykanych drzwi. Do
pomieszczenia wszedł jego młodszy, rodzony brat.
-Martwisz
się tym wezwaniem? - zapytał Max nieśmiało.
-Nie
ma czym. Jestem członkiem Clave muszę tam jechać. Jestem Nocnym
Łowcą i zostałem wyszkolony – odparł beznamiętnie Alec.
-Ale
musisz się choć trochę przejmować? To może być naprawę poważna
sprawa...
-To.
Jest. Poważna. Sprawa – powiedział starszy Lightwood. - Inaczej
Clave nie rozsyłałoby tych listów i nie wzbudzało paniki dzieci.
Maxa
oczywiście zabolało ostanie słowo, dodatkowo wymówione z
lekceważeniem.
-Napiszesz
do nas co się tam dzieje? - zapytał dwunastolatek cicho.
-Napiszę,
ale wątpię żebyś się dowiedział ze szczegółami o całej
sytuacji. To spawy dorosłych.
Alec,
nie zwracając uwagi na to że znów zranił brata, zasunął
walizkę, chwycił ją za uchwyt i ruszył do drzwi.
-Bądź
grzeczny gdy mnie nie będzie. Nie
narób kłopotów sobie i mi.
Gdy
wyszedł Max z trudem powstrzymywał chęć zniszczenia czegoś. Był
sfrustrowany tym traktowaniem go jak dzieciaka i odsuwaniem od
wszystkich ważnych spraw. Czuł się gorszy i bezwartościowy a na
to w świecie Nocnych Łowców był tylko jeden sposób. Ruszył,
więc prosto do sali treningowej.
Clary
siedziała przy jednym z długich, dębowych stołów biblioteki.
Ogromne pomieszczenie rozświetlał tylko żyrandol przy wejściu i
niewielka lampka stojąca na stole tuż obok niej. Pochylała się
nad swoim szkicownikiem i zerkała do Szarej Księgi.
Rysowała
bliżej nieokreślony wzór skupiając się bardziej na rozmyślaniach
niż na tym co wypływało spod jej ołówka.
Pół
godziny temu wszyscy
oprócz Maxa zebrali się w foyer, żeby patrzeć jak Alec wsiada do
windy i rusza do domu rodziny Keyhunter
skąd do Idrisu uda się duża grupa Nocnych Łowców. Zabójcy
demonów nigdy się nie żegnali.. Zachowywali się tak jakby powrót
do domu był rzeczą oczywistą, chodź często nie było to prawdą.
Potem
Jace poszedł do zbrojowni, wykonać codzienną i obowiązkową pracę
z bronią, Clary udała się do biblioteki a Simon i Isabelle wrócili
do sali szpitalnej.
Fray
przewróciła kartkę w rysowniku, gdyż poprzedni szkic wyszedł
okropnie. Nagle poczuła dziwne natchnienie, ołówek w jej reku
przyspieszył. Czuła się jakby jej ręka żyła własnym życiem,
działała samodzielnie. Pod wpływem impulsu rudowłosa wzięła
stelę między palce wskazujący a kciuk. Poprawiła stelą kształt
zarysowany wcześniej. Był to nieskomplikowany wzór, duży kwadrat
z zawijasem przypominającym kwiat róży w samym środku. Clary
przyłożyła koniuszki palców drugiej ręki do kartki. Papier lekko
wibrował, zrobił się trochę cieplejszy, po chwili jakby zniknął.
Dziewczyna przewróciła kartkę. W miejscu gdzie przed dwoma
sekundami był kwadrat nie było niczego, dziura.
„Czyżbym
właśnie stworzyła nową runę?” - pomyślała zdumiona.
-Och.
Tu jesteś Clary wszędzie cię szukamy – głos Hodge'a dobiegał
ze strony drzwi i pobrzmiewała
w nim wyraźna ulga. - Musimy wszyscy porozmawiać.
* Pozdro dla tych co wiedzą o
co chodzi... Ach ci panowie Heronadale <33.
ɤɤɤɤɤɤ
Rozdziały pojawiać się będę RAZ lub DWA RAZY w miesiącu.
Na pewno nie będę dodawać częściej, gdyż nie mam ani tyle czasu ani tyle weny. Myślę, że wierni fani to zrozumieją i zostaną ze mną.
Bardzo, bardzo, ale to bardzo DZIĘKUJĘ wam za komentarze pod ostatnim postem. To było dla mnie szczególnie ważne, bo wracałam po długiej przerwie... Niezmiernie się cieszyłam, dosłownie skakałam z radości (jak zawsze zresztą) gdy widziałam nowy komentarz a gdy je przeczytałam wzruszałam się. Nawet nie mogę znaleźć słów żeby opisać to uczucie. Dziękuję.
Ważne pytanie!
Zorganizować dla was konkurs na OneParta/ OneShota?
Są jacyś chętni?
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Czekam na wasze opinie i odpowiedzi na pytanie, serdecznie pozdrawiam, Ańćć.