Podczas tworzenia rozdziału molestowałam ten kawałek <3
Clary wyszła z klubu z
Simonem na rękach a za nią reszta jej przyjaciół. Rozejrzała się
jednocześnie kuląc się z zimna gdyż chłodny wiatr smagał jej
nieosłonięte nogi.
Przeszli zaledwie kilka metrów
gdy tuż przed nimi wyrosło około 5 ogromnych postaci o ludzkiej
posturze. W jednej sekundzie zatrzymali się a w rękach Nocnych
Łowców srebrne ostrza zabłysnęły w blasku księżyca. Ich
przeciwnikami byli dziś Wyklęci i chyba jeden demon, ponieważ
odstawał posturą od pozostałych.
Maia odruchowo zaczęła
przemieniać się w wilka. Jace lekko przykucnął gotowy do
zaatakowania jednak zanim rzucił się na przeciwnika poczuł dotyk
drobnej dłoni na ramieniu. Odwrócił się i ujrzał twarz Clary
pokrytą niepokojem. Próbowała utrzymać Simona-szczura przy sobie.
Jednak brązowe stworzonko wyrywało się, piszczało cicho i nie
chciało się uspokoić.
-Nie dam rady tak walczyć –
powiedziała Clary powstrzymując Simona przed ucieczką po jej
barku.
Było jasne, ze czekała aż
Jace coś zrobi albo podsunie jakiś pomysł. Nieskromnie przyznając
Jace miał wiele pomysłów, naprawdę dobrych pomysłów, często
tęż był mózgiem ich operacji. Niedaleko dostrzegł zaparkowany
motocykl. I to nie byle jaki motocykl, Demoniczny Motocykl. Uśmiech
wstąpił mu na usta. Pociągnął Clary w stronę pojazdu jednak
zatrzymał ich Wyklęty. Jace błyskawicznie się z nim rozprawił
dziurawiąc go długim sztyletem.
Simon znowu zapiszczał cicho
i podrapał Clarissę po obojczyku. Starając się nie zwracać uwagi
na ciepłą stróżkę krwi płynącej jej z zadrapania usiała na
motorze za Jace'em. Chłopak odpalił pojazd i silnik wydał cichy,
ale pełen mocy pomruk. Blondyn usiadł i ruszył przed siebie. Clary
schowała Simona pod kurtką i zasunęła ją. Starając się
ignorować protesty i próby ucieczki swojego zminiaturyzowanego
chłopaka, objęła kierowcę w pasie.
Jeden z Wyklętych zaczął za
nimi biec i krzyczeć coś. Rudowłosa obejrzała się przez ramię i
mimo że Isabelle właśnie pokonała olbrzym, poczuła wyrzuty
sumienia równie ogromne jak ciało opadające bez życia na chodnik.
Zostawili swoich przyjaciół w tak trudniej sytuacji. Nawet Jace,
który zwykle skupiał się głównie na sobie nigdy nie chciałby
robić czegoś takiego. Nie poddałby się i nie uciekł jak ostatni
tchórz gdyby go o to nie poprosiła. Zanim zaczęła się obwiniać
o wciągnięcie w to Waylanda do rzeczywistości przywrócił ja pisk
Simona i uczucie skołowania. Z lekkim opóźnieniem zdała sobie
sprawę z tego, że obecne rewolucje w jej żołądku są spowodowane
odrywaniem się od ziemi. Demoniczny Motocykl wznosił się coraz
wyżej i wyżej a Clary zaciskała swoje ręce w pasie Jace'a coraz
mocniej i mocniej. Zacisnęła powieki i zupełnie zapominając, o
tym że może zgnieść Simona zmniejszyła odległość między
swoją klatką piersiową a plecami blondyna do absolutnego minimum,
którym były warstwy ich ubrań. Położyła głowę na jego
ramieniu lekko się wtulając gdyż wyrzuty sumienia jej nie
opuszczały.
Z ulgą zeskoczyła z siodełka
motocykla zaraz gdy ten zatrzymał się na placu Instytutu. Od
zgiełku Nowego Jorku oddzielał ją teraz wysoki, ceglany mur bez
żadnych bajerów typu kamery , prąd czy czujniki ruchu. Pod butami
miała miękką i trochę za długą trawę.
Ruszyła biegiem do budynku
rozsuwając kurtkę. Wzięła Simona między swoje dłonie żeby
chwyt był pewniejszy. Przez puste korytarze niósł odgłos jej
szybkich kroków. Dzięki Izzy nauczyła się biec w butach na
wysokim obcasie.
Zatrzymała się nie przed
salą szpitalną a przed nosem zdziwionego Maxa. Złapała kilka
płytkich oddechów zmęczona biegiem.
-Zawołaj Hodge'a do
szpitalnej.
Dwunastolatek kiwnął głową
i zniknął za rogiem. Wiedział, że byli na polowaniu i wiedział,
że wiele takich akcji kończyło się w szpitalu.
Clary skręciła jeszcze tylko
trzy razy, minęła siedem obrazów i pokonała kilkadziesiąt metrów
po czym wpadła jak burza do pustej sali szpitalnej. Usiadła na
jednym z wielu łóżek i lekko pogłaskała Simona. Pięć minut
gapienia się w jego brązowy pyszczek do pomieszczenia wszedł Hodge
a zaraz za nim Jace i Max. Jonathan właśnie kończył relacjonować
wydarzenia wieczoru.
-Zostawiliście swoich
przyjaciół i towarzyszy walki samych z wrogiem żeby ratować
jakiegoś Przyziemnego? - zapytał Hodge patrząc na nich z
dezaprobatą i starannie ukrytą złością.
-Tak – zaczęła Clary i
sama się zdziwiła pewnością swojego głosu – ale to nie jest
jakiś zwykły Przyziemny. To jest …
-Nie sprzeczajcie się. Trzeba
mu pomóc – przerwał jej Max pokazując ręką na Simona.
-Dobrze. Więc, co z nim? -
zapytał nauczyciel wzdychając.
-Nie wiemy nic poza tym, że
jest szczurem, czyli w sumie zbytnio się nie zmienił – powiedział
Jace. - Zawsze twierdziłem, że ma urodę gryzonia. Nie wspomnę już
o jego stylu.
-Wypił drinka, zaczął
kaszleć i się krztusić. A potem już go nie było – powiedział
Clarissa puszczając mimo uszu „wytłumaczenie” Jace'a.
-Zawsze myślałem, że jak
ktoś znika to robi „puf!” - wtrącił się blondyn pstrykając
palcami. -A tu nie było żadnego wybuchu, rozbłysku czy czegoś w
tym stylu. *
-Jeśli mam być szczery to
nie wiem co możemy zrobić … - powiedział Hodge i znowu westchnął
tym razem dłużej.
-A może go nakarmimy? -
zaproponował Jace. - Zapomniałem wynieść śmieci, na pewno
znajdzie w naszym koszu coś dla siebie.
Gdyby Clary nie miała Simona
w rękach na pewno zdzieliłaby Waylanda w ramię. Max przez chwilę
chciał ją wyręczyć, ale czuł do swojego starszego „brata”
respekt. Zamiast tego dwunastolatek obrócił sprawę w żart mówiąc:
-Hej, mówiłaś, że jestem
do niego bardzo podobny. Nie wiem czy mam się czuć urażony czy
okłamany.
Zadziałało, wszyscy
roześmiali się a atmosfera momentalnie się rozluźniła.
Hodge jednak znalazł sposób
żeby pomóc Simonowi. Podał mu coś usypiającego i ułożyli go
jeszcze w postaci szczura pod kołdrą, na łóżku. Nie mogli go
przecież zamknąć w klatce mino, że Jace ostro argumentował za
tym swoim pomysłem.
Następnego dnia rano Jace
wstał bardzo wcześnie. Chciał iść potrenować, ale o tej porze
mógł maksymalnie liczyć na sparing z symulatorem. Zabrał więc
trochę swoich ubrań i udał się do sali szpitalnej. Zwykle nie był
tak hojny, ale Simon miął szansę choć raz w swoich życiu dobrze,
stylowo wyglądać. Musiał uczynić jego życie lepszym.
Przy jego łóżku zastał
Clary co nie było zbytnim zaskoczeniem. Prawie odetchnął z ulgą,
że nie będzie musiał siedzieć tu z nim sam. Gdy podszedł bliżej
zobaczył, że spała w ubraniu na siedząco podpierając głowę na
dłoni. Simon leżał bardzo blady i również nieświadomy. Wygladął
już bardziej jak człowiek i był większy, ale dla Jace'a wciąż
przypominał szczura. Teraz będzie go tak nazywał zamiast łasicy.
Blondyn postanowił obudzić
Clary w jakiś wymyślny i zabawny sposób. Cichutko podszedł do
niej. Lekko objął dziewczynę ramionami od tyłu i nachylił się
by złożyć mocny pocałunek na jej policzku jednocześnie trochę
wzmacniając uścisk. Poruszyła się i zaczęła budzić.
-Czego mnie ślinisz –
powiedziała Clary zaspanym głosem i przetarła oczy. Siliła się
na sarkazm i wydawała się być nieporuszona, ale zbyt dobrze ją
znał i dostrzegł jej lekkie zawstydzenie.
-Po prostu chciałem żeby
twój dzień zaczął się doskonale – odparł ze wzruszeniem
ramionami siadając na łóżku obok.
-Wiesz, miałam kiedyś psa i
też mnie tak budził – powiedziała przeciągając się. - Nie
jest to moje najlepsze wspomnienie z dzieciństwa, więc
niespecjalnie ci się udało.
-Miałaś psa? Nigdy nic nie
mówiłaś.
-Nikt nie pytał – machnęła
ręką.
-I co się z nim stało –
Jace zadał kolejne pytanie.
-Przejechał go samochód.-
-To chyba muszę zacząć
bardziej na siebie uważać – potarł palcami brodę udając
zadumanego.
Ich rozmowę przerwał szelest
pościeli. Oboje natychmiast spojrzeli na Simona.
Czarnowłosy odwrócił głowę
i otworzył oczy. Clarissa niemal błyskawicznie złapała jego dłoń.
Wyrwał ją zanim zdążyła coś powiedzieć. Zaspanym wzrokiem
rozejrzał się dookoła.
-Gdzie ja do cholery jestem?
*Drobne nawiązanie do książki
M.Granta „GONE Zniknęli. Faza pierwsza: Niepokój”.
ɤɤɤɤɤɤ
Oto jest rozdział numer 18. Miał być wczoraj, ale źle się czułam i przespałam popołudnie. Jeden dzień poślizgu chyba możecie mi wybaczyć? U mnie w szkole na razie całkiem nie źle, poza tym, że kończę lekcje o 14.55 czyli prawie godzinę później niż zawsze. A jak tam u was??
Wracając jeszcze do rozdziału to pisałam go na luźnych lekcjach i jak przepisywałam to nie miałam siły go poprawiać. Także mogą się pojawić liczne, drobne błędy i powtórzenia. Sorki ;)
Bardzo was proszę żebyście wszystkie pytania do mnie, do bohaterów itp. zadawali tam gdzie ich miejsce, czyli w zakładce Zapytaj. Nie odpowiadam na komentarze pod postami, więc liczcie się z tym. Z góry dziękuję.
Czytasz, zostaw po sobie komentarz.
To wiele dla mnie znaczy.
Do następnego Ańćć.