sobota, 25 października 2014

Zawieszam :'(

Tak więc jak już wiecie z tytułu z ogromnym smutkiem ZAWIESZAM BLOG.
Ale, ale nie martwcie się, tylko na około miesiąc. 
Przewiduję wrócić ok. 23 listopada, ew. kilka dni później.
Powód? Otóż w listopadzie biorę udział w 3 konkursach przedmiotowych (czyt. supertrudnych) z j.polskiego (pod przymusem, ale OK), z WOSu (też pod przymusem, ale nie OK) i z fizyki (zgłosiłam się sama i nie wiem co mnie opętało).
Motywacja na te konkursy jest i to duża, ambicji też nie brakuje, tylko mało czasu.
Do tego dochodzą też regularne lekcje i przygotowanie do Bierzmowania.

Przy okazji chcę wam podziękować.
Otóż, stuknęło 10 tyś. wyświetleń !
Bardzo, bardzo, ale to bardzo DZIĘKUJĘ WAM. 
To dla mnie coś naprawdę wielkiego a gdyby nie Wy wszyscy jak i każdy z osoba 
nie było by tego. 
Wielkie dzięki także za wszystkie wasze wspaniałe, miłe i budujące komentarze.

I jeszcze mam do was jedną ważną prośbę. 
Wcale nie musiałam zamieszczać tutaj tej informacji. 
I pisanie tego posta bardzo mnie zasmuciło.
Szanuje jednak Wasz czas i Wasze emocje, nie chcę (mimo, że to podbija mi statystykę) 
byście wchodzili tu tylko po to żeby się rozczarować
Proszę was żebyście uszanowali moją decyzję i zachowali się wobec niej z należytą kulturą.
Ja was szanuję i chciałabym żebyście i wy mnie szanowali.


Dziękuję, Przepraszam i do następnego za miesiąc, Ańćć <33

sobota, 4 października 2014

OP cz.1: „Popatrz jak wszystko szybko się zmienia. Coś jest, a później tego nie ma”

 „Popatrz jak wszystko szybko się zmienia.
Coś jest, a później tego nie ma”

popatrz jak wszystko szybko się zmienia,
coś jest, a później tego nie ma.
człowiek jest tylko sumą oddechów,
wiec nie mów mi że jest jakiś sposób.
chciałbym coś wiedzieć teraz na pewno,
to moja udręka, to jej sedno. wiem tylko,
że wszystko się zmienia, coś jest a później tego nie ma.
to nie ściema, każda historia ma swój dylemat,
ma swój początek i koniec jak poemat
~ Sydney Polak „Otwieram wino”

Stałam pogrążona w letargu, niezdolna do nawet najmniejszego ruchu. Po prostu istniałam tam, na tej konkretnej ulicy Nowego Jorku jako czysta materia, ciało. Mój duch był daleko od tego miejsca, w krainie rozpaczy i bólu. Moje mięśnie zastygły w bezruchu , niezdolne do jakiejkolwiek aktywności. Tylko moje płuca się poruszały, płytko, nieregularnie i łapczywie chwytając tlen.
Patrzyłam przed siebie, lekko zadzierając rudą głowę do góry. Widok był niewyraźny przez łzy a ból ogromy.
Mogłam tylko stać tam. Tylko patrzeć na płomienie. Na ogień, który z nieprzyzwoitym wręcz apetytem pożerał konstrukcję budynku. Trawił jego wnętrze, beton ścian, drewno paneli, ceramikę kafelków w kuchni i łazience, miękkie wypełnienie kanapy. Chłonął węgiel ołówka i farbę z prac moim i mojej matki.
Żywioł niszczył wszystko co miałam.
A ja mogłam tylko na to patrzeć. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam wbiec do środka i ratować swoją matkę. Nie mogłam cofnąć czasu i słów, które w złości wykrzyczałam niespełna godzinę temu.

-Dlaczego? Dlaczego mi to robisz?! - krzyczałam stojąc w przedpokoju, z trudem hamując łzy.
-To wszystko dla twojego dobra. Zrozum. Im mniej wiesz tym jesteś bezpieczniejsza – wytłumaczyła mama siląc się na spokój.
Znałam ją jednak dobrze i widziałam, że jest smutna i zrozpaczona tym, że bez przerwy drążę ten temat. Stała przede mną w korytarzu a światło późnego wieczoru, które przedzierało się przez okno uwydatniało zmarszczki i bruzdy na jej twarzy.
-Chcę poznać mojego ojca! Chcę wiedzieć kim jest, wiedzieć kim ja jestem! - po mojej twarzy spłynęło kilka łez przepełnionych gniewem i rozpaczą. Szybko jej starłam i zapytałam – Co w tym niby niebezpiecznego?
-To naprawdę może ci zagrażać. On może ci zagrażać.
-On ?! Więc pewnie jest mordercą albo terrorystą, że tak mnie przed nim bronisz.
-Nie mów tak! Nie masz pojęcia...
-A może jest gejem? I wstyd ci że zostawił cię samą z dzieckiem żeby mieszkać gdzieś we Francji ze swoim kochasiem?
-Clarisso! Nic nie rozumiesz.
-Chcę zrozumieć. Chcę wiedzieć, ale to TY nie dajesz mi szansy. Nienawidzę Cię!!
Wybiegłam z mieszkania, głucha na jej wołanie. Trzasnęłam drzwiami tak mocno, że ukruszył się kawałek tynku przy futrynie.


Teraz żałowałam. I to bardzo. Czemu zawsze żałujemy po fakcie? Zdajemy sobie sprawę, że postąpiliśmy źle dopiero wtedy gdy nie da się już nic naprawić. To frustrujące.
Oddałabym wszystko, pomijając fakt, że nie mam nic poza materiałową torbą i ciuchami na sobie, żeby moja mama stała teraz koło mnie cała i zdrowa. Żebym mogła ją przytulić, powiedzieć jej że przepraszam i że ja kocham.
Tymczasem stałam samotna. Wiatr raz po raz bezlitośnie chłostał moje wątłe ciało, powodując silne dreszcze. Łzy tworzyły czarną rzekę tuszu do rzęs na moich piegowatych policzkach. Nie wiedziałam co się stało z mamą, czy przeżyła. Nie miałam innej rodziny ani znajomych. Miałam tylko dwójkę przyjaciół Simona i Luka, który był właściwie przyjacielem mojej matki. Pójdę do któregoś z nich, oni na pewno mi pomogą. Ale teraz potrzebuję pobyć trochę sama.

Pół godziny temu ogień został ugaszony. 3O minut temu mój dom, wszystko co miałam zmieniło się z dzikich, szalejących płomieni w kupkę mokrego popiołu i gruzu.
Od 1800 sekund idę przed siebie. Nawet nie wiem gdzie teraz jestem. Rejestruję tylko lekką mżawkę, gęstą, matową ciemność i to że moje nogi się poruszają szurając po bruku.
Nagle zderzyłam się z czymś twardym. I na szczęście nie był to chodnik tylko męski tors. Uniosłam głowę do góry i ujrzałam oczy ciemne jak dzisiejsza noc. Tak czarne, że nie mogłam odróżnić źrenic i tęczówek mimo bliskiej odległości. Nieco niżej był zadarty noc i wąskie usta z chytrym uśmieszkiem. Spod kaptura czarnej bluzy widać było krótko obcięte, jasne włosy.
Powinnam zacząć się bać. Krzyczeć, odwrócić się na pięcie i uciekać. Ale nie miałam siły. Szczerze mówiąc to było mi wszystko jedno. Nie dbałam o to co się ze mną stanie. Chyba nawet byłam tak zdołowana, że wolałabym zakończyć swój żywot w tamtym momencie, co zresztą prawie się stało.
-No, no. Kogo my tu mamy. Młoda dziewczyna, pewnie dziewica. I to jeszcze taka śliczna – powiedział facet i wziął kosmyk moich rudych loków między swoje palce. Jego głos przyprawiłby mnie o dreszcze gdybym nie była wtedy tak obojętna na wszystkie bodźce.
-Daj mi spokój – poprosiłam cofając się o krok.
Przez litry łez mój głos był cichy, słaby i żałosny. Nic dziwnego, że facet się kpiąco roześmiał.
Położył obie dłonie na mojej szyi. Czułam jego palce na moich tętnicach. Przymknął oczy z rozmarzeniem i chyba wsłuchiwał się w rytm mojego pulsu. Powinien on gnać w szaleńczym tempie, ale był zaskakująco spokojny i równy. Mój oddech też mimo tego, że był trochę płytki.
Zdecydowanie potrzebowałam teraz adrenaliny.
Tymczasem facet zdjął ręce i mojej szyi i przesunął je w dół moich ramion. To chyba jakaś wysublimowana forma podrywu najpierw badasz jej puls żeby pokazać jak bardzo uważałeś na lekcji biologi, a potem obłapiasz ją.
Nieznajomy popchnął mnie na ścianę z tak wielką siłą, że aż straciłam dech. Jego uśmiech stał się mroczny i diaboliczny kiedy podchodził bliżej. Przysunął swoją twarz do mojej i już przygotowałam się na najgorsze. Zacisnęłam powieki i uroniłam kilka słonych łez. Nie wiedziałam już nad czym płaczę: nad sobą, nad tym wszystkim co straciłam czy nad moją matką. Może mi się poszczęści i mój od niedawna bezsensowny żywot zostanie dziś zakończony.
Oprócz sporej dawki adrenaliny potrzebowałam też dużo optymizmu lub antydepresantów.
Jednak nie poczułam żadnego ludzkiego dotyku na moim ciele. Poczułam tylko jak ciepłe, grube krople deszczu upadają na moje ciało i spływają po nim. To było tak bardzo przyjemne i błogie, że mogłabym położyć się teraz na zimnym bruku i cieszyć tym jednym dobrym momentem spośród tysięcy beznadziejnych.
Otworzyłam oczy. Zamiast zobaczyć pustą, ciemną przestrzeń ujrzałam przed sobą cztery postacie ubrane na czarno, oświetlone przez nikłe promienie księżyca. Dwoje, chłopak i dziewczyna, patrzyli na mnie chyba z troską. Pozostałe dwie osoby, chłopcy klęczeli na czyimś ciałem i z przerażeniem stwierdziłam, że należało ono do tego faceta, na którego wpadłam. Nareszcie poczułam jakiś bodziec i prawdziwą emocję. Przez sekundę cieszyłam się z wyrwania z otępienia, ale potem moim ciałem zawładną strach. Cała czwórka miała przy sobie długie bronie, jakby noże jarzące się słabym, niebieskim światłem.
O nie, teraz zaczynają się zwidy na skutek szoku.
Złapałam się z głowę, spojrzała w ziemię i pociągając nosem powiedziałam:
-Załatwiliście jego tego gościa żeby mieć mnie dla siebie? Sami psychopatyczni zbrodniarze w tej dzielnicy.
-Ty... ty nas widzisz? - dopiero po minucie usłyszałam odpowiedź w postaci zdumionego, dziewczęcego głosu.
-Ale przypał co? Czapki niewidki zostały z domu? - zapytałam i odważyłam się na nich spojrzeć.
Skąd miałam siłę na sarkazm po takim dniu. Coś jest ze mną zdecydowanie nie tak jak powinno, może nawet antydepresanty nie pomogą.
Cała czwórka stała teraz przede mną z oczami wielkości talerza satelitarnego i szczękami na ziemi.
Czułam się naprawdę beznadziejnie i tak też musiałam wyglądać bo dostrzegłam u nich współczucie.
-Chyba serio nas widzi. Co teraz? - zapytał czarnowłosy chłopak o niebieskich oczach, zupełnie jakbym stała pół metra przed nimi jako rzecz a nie jako żywa istota, człowiek.
-Weźmiemy ją do Instytutu – powiedział blondyn i w jego głosie usłyszałam nutkę władczości.
-Co?! Nie możemy! - krzyknął znów ciemnowłosy.
-Zobacz w jakim jest stanie. Widzi nas i nie możemy jej tak zostawić.
Wciąż zachowywali się jakbym nie stała tuż obok. Żeby raczyli w końcu zauważyć moją obecności i wzięli pod uwagę moje zdanie powiedziałam:
-Nigdzie z wami nie pójdę! Nie będę żadnym królikiem doświadczalnym w jakiś cholernym Instytucie.
Wszyscy roześmiali się i spojrzeli na mnie jakbym była idiotką. Pod ciężarem ich wzroku tak właśnie się poczułam.
-Widzicie nie chce z nimi iść. Sprawa załatwiona – stwierdził chłopak, który jeszcze się nie odzywał. Zauważyłam tylko że miał czarne oczy zupełnie jak trup na chodniku.
-Idziemy – zarządził czarnowłosy i wszyscy go posłuchali.
Objęłam się ramionami i osunęłam po ścianie budynku do samej ziemi, na której usiadłam. Poczułam, że deszcz już nie był przyjemny tylko zimny co wręcz bolało.
-Proszę chodź z nami – usłyszałam i rozpoznałam głos blondyna.
Kucnął przede mną i był tak blisko, że mogłam w ciemnościach zobaczyć niesamowity, złoty kolor jego tęczówek. Wyciągnął do mnie dłoń, ale zanim spoczęła ona na moim ramieniu odsunęłam się.
-Zostaw mnie – poprosiłam pociągając nosem. - Chyba lepiej by było gdybym tu teraz umarła. Nie wiem po co wciąż marnuję tlen. Samolubna ze mnie istota.
-Nie mów tak – powiedział chłopak łagodnie. - Spójrz na to z innej strony. Wdychasz tlen i wydychasz dwutlenek węgla, którym oddychają roślinki. Gdyby nie ty wszystko co zielone by obumarło.
Pewnie gdybym nie była tak aspołecznym żyjątkiem, może usłyszałabym „podryw na biologa” wcześniej. Najwyraźniej jest teraz supermodny.
Spojrzałam na twarz mojego rozmówcy. Była wyjątkowo piękna i łagodna jak na kogoś kto zabija ludzi na chodniku półmetrowym sztyletem. Mimowolnie uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Zabiorę cię do Instytutu – powiedział błagalnym tonem, ale po chwili odezwał się z absolutną pewnością swoich słów. - Nie pozwolę by cokolwiek ci się stało.
Ten ckliwy moment, który przeżywałam z zupełnie obcym człowiekiem przerwały czyjeś donośne kroki. W ułamku sekundy długie ostrze rozbłysło w dłoni blondyna. Rzucił się na przeciwnika, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że znalazłam się w dzielnicy pełniej zbrodniarzy.
Adrenalina wreszcie rozpaliła moje żyły. Czułam ją już kiedyś i wspaniale było móc doświadczyć tego jeszcze raz pomimo realnego niebezpieczeństwa.
Wstałam i pobiegłam ile sił w nogach ani razu nie oglądając się za siebie.



ɤɤɤɤɤɤ

Po długiej, długiej nieobecności przybywam do was z One Partem. Chcę was bardzo Przeprosić i prosić o to, żebyście się na mnie nie gniewali za to co było i za to co będzie. Przez ostatnie dwa tygodnie miałam chyba 6 sprawdzianów a kartkówkach już nie wspominając. Wolnych chwil miałam mało i każdą poświęcałam dla siebie na odpoczynek. Chyba jesteście w stanie to zrozumieć.
W ogóle jest to dla mnie nowa sytuacja. Zobowiązałam się do pisania tego bloga i muszę inaczej organizować swój czas. 

I jeszcze słówko o dzisiejszej notce. Obiecany OP o Clary. Może wam się wydać dołujący i dziwny. Bardzo skupiłam się na sile emocji i odczuciach. Czekam na wasze opinie i nie chcę niczego obiecywać, ale możliwe, że następna część pojawi się jutro. 

Czytasz, zostaw po sobie komentarz.

To wiele dla mnie znaczy.

Jeszcze żyjąca i skruszona Ańćć.